Echa naszych publikacji
Na takie stawianie problemu zwracał już panu uwagę dyr. Podlak. Ja postawię sprawę jasno - nie może pan, długoletni pracownik Jelcza, inżynier, któremu ten zakład umożliwił studia, zwalniał z pracy, dawał dodatkowe urlopy szkoleniowe, w sposób niczym niepoparty dawać tak jednoznacznie negatywne osądy.
Miałem w swojej pracy w Jelczu epizod, blisko półroczny, jako koordynator grupy serwisowej do obsługi samochodów ciężarowych na terenie byłej Jugosławii. Na zakończenie oddelegowania sporządziłem, wraz ze sprawozdaniem, analizę reklamacji zgłoszonych w tym okresie, na około 70 samochodów. Wyszło, że 95% reklamacji zgłoszonych w tym okresie było na zespoły lub osprzęt, produkowany przez naszych kooperantów, a tylko 5% na to, co od początku było produkcji JZS, w tym jedna usterka związana z montażem - szczelność układu pneumatycznego. (...) Faktem jest, że wszystkie bez wyjątku usterki zaliczane były na konto Jelcza, jako finalisty wyrobu. (...) Na jakich przesłankach, jako inżynier, opiera pan swoje niezmienne przekonanie o fatalnej jakości, spowodowanej nierytmiczną produkcją w Jelczu? Pytam pana jako inżyniera, długoletniego pracownika Jelcza. Co jako inżynier wniósł pan dla poprawy jakości naszych wyrobów, ile pańskich wniosków racjonalizatorskich wdrożono? Prawda, że brak rytmiki był bardzo denerwujący i uciążliwy dla pracujących w produkcji, bo musieliśmy to nierzadko nadrabiać nawet tygodniowymi przedłużonymi zmianami i pracą nocami, na okrągło przez 24 godz., bez spania, czasem jedzenia. Prawda, że wszystko zależało od ludzi i to nawet wtedy, gdy nie było problemów ze sprzedażą. Ale problem był, aby mieć co sprzedawać (!), a to trzeba było najpierw zrobić, nawet pod koniec miesiąca, nocami. Szanowny Panie, trzeba oddać szacunek tym ludziom, bo gdyby mieli takie podejście, jak pan, że każde trudności można usprawiedliwiać, to niezależnie od tego, jak pan to zabawnie określił, "na wejściu" czy też "zejściu" , efekt byłby taki sam, jak ten po odwołaniu dyr. Dalgiewicza.
Należy wspomnieć o drugim rodzaju ludzi Jelcza, w czasach, kiedyśmy tyrali po nocach, widywaliśmy ich codziennie, jak o g.15:10, z teczuszką w ręce, kroczyli w kierunku bram z fabryki, zadowoleni, że dla nich dzień pracy już się skończył. Do której grupy by się pan sam zaliczył?
Jak można mówić o jakiś problemach na "zejściu"? Przecież kandydat na szefa firmy nie spadł z księżyca. Chyba był przytomny i był świadom, że takie trudności napotka w swojej nowej pracy, nie był z wyznaczony z łapanki, czekał na nominację w hotelu robotniczym. Ba, miał jeszcze okres przejściowy, czas do przemyśleń, a jednak zdecydował się na podjęcie wyzwania. Było też i honorowe wyjście z tej sytuacji. Można było zrezygnować i nie ciągnąć firmy ku upadkowi. Przyszedłby lepszy i sprawniejszy szef, popchnął wszystko do przodu. A tak firma upadła, i to dzięki ludziom, opisanym w naszej, jak pan pisze, epistole. Ludzie ci dzisiaj mają się bardzo dobrze, są urządzeni, chcą mieć jedynie spokojne życie, no i oczywiście wysokie uznanie tylko dlatego, że przypadek i nieodpowiedzialna decyzja spowodowała, że swego czasu piastowali eksponowane stanowiska w Jelczu. A to, że Jelcz upadł, i Jelcza już nie ma, to drobiazg. Zapomnijmy o tym na zawsze i nie wracajmy do tego.
Poniżej fakty, potwierdzające uczestnictwo osób, wymienionych z nazwiska, w "naszej epistole", chociaż pańska też jest długa, nudna, a co najważniejsze, nie jest oparta na faktach, lecz na myślach pana Zasady, cytatach ogólnikowych różnych ludzi, których interpretację można dopasować wg potrzeby.(...) Po "wyciśnięciu" treści pańskiej epistoły, 90 % to woda, i to cuchnąca próbami obrony beznadziejnej sprawy, której się nie da obronić, a której ostateczny efekt już jest znany.
A oto bezsporne fakty i zdarzenia, które doprowadziły Jelcz do upadku:
1. Nikt nie odwołał kluczowych stwierdzeń, zawartych w książce "Historia JZS Jelcz" s.155 - wypowiedź dyr. Henryka Orzechowskiego z 13 czerwca 2012: W jakimś sensie potwierdzeniem tej opinii jest to, że kiedy zastępca dyrektora naczelnego Jan Dubielak, wysłany został przez Krzysztofa Rozenbega do Volvo, do Goeteborga, dla wybadania zamiarów kierownictwa tego koncernu w sprawie projektowanej współpracy z JZS, po powrocie z tej delegacji przekazał opinię, że Volvo w nowej strukturze JZS nie widzi Krzysztofa Rozenberga na stanowisku dyrektora naczelnego JZS. To była znamienna i wielce ważąca opinia dla dalszych losów JZS. W tym momencie do rozmowy włączyli się, obecni podczas wypowiedzi Henryka Orzechowskiego, Kazimierz Kawalec i Czesław Steiner. Stwierdzili oni, że słyszeli te opinię także od innych osób. Ponadto Kazimierz Kawalec wspomniał jedno ze spotkań z dyr. Krzysztofem Rozenbergiem, na którym ten wyraził pogląd, że "wszystkich popierających Volvo wyp... i trzeba brać, co się da". Po tej sekwencji nastąpiły charakterystyczne milczenie i zaduma. Rozmowa zebranych i wypowiedź dyr. Orzechowskiego zakończyły się.
2. Bezsporny jest dyrektorski awans głównego architekta "nowego", przewodniczącego RPP Ryszarda Wrzesińskiego.
3. Bezsporny jest nagrodowy wyjazd Bronisława Okonia, drugiego co do ważności architekta "nowego", do firmy Ebersprecher.
4. Bezsporna jest odprawa dla pana Rozenberga.
5 . Bezsporny jest fakt zniweczenia jelczańskich akcji, sprowadzenia ich wartości do ceny za makulaturę, za co odpowiadał również człowiek biorący za to co miesiąc wypłatę - Jerzy Lubowicz.
6. Bezsporny jest fakt zatajenia lub niepublikowania istotnych informacji związanych z dokapitalizowaniem firmy, wpływ i konsekwencje na pracownicze akcje, za co odpowiadał również człowiek biorący za to co miesiąc wypłatę - Jerzy Lubowicz.
7. Faktem jest, że organ informacyjny Głos Jelcza również milczał w temacie zerowej dewaluacji pracowniczych akcji.
8. Bezsporny jest fakt pozbycia się niewygodnych zastępców - dyr. Józefowskiego i Cieśli.
9. Faktem jest również, co sam pan napisał: ...To gówno jest całym know-how. Ktoś inny stwierdził, że know-how od razu opatrzono klauzulą "ściśle tajne", zamknięto w szafie pancernej i prawdopodobnie nawet zarząd tego nie czytał... prof. Piotr Wrzecioniarz wycenił ją na 48 mln złotych, które powiększyły kapitał Jelcza.Ta wycena na pewno podobała inwestorowi strategicznemu. Świadczy o tym włączenie profesora w skład Rady Nadzorczej, a także ofiarowanie mu symbolicznego gadżetu - breloczka z gwiazdą Mercedesa i jakimiś kluczykami. Czy wycofuje się pan z tych słów, czy pisał pan wtedy nieprawdę?
10. Bezspornym faktem jest utajnienie protokołów NIK? Dlaczego choć najważniejsze fragmenty, dotyczące załogi i mające wpływ na pracownicze akcje, nie były opublikowane w "GJ"?
Opierając się tylko na tych faktach, jak to wszystko można określić opisowo, polskim słowem? Co to było, w stosunku do akcji pracowniczych? Czy nie był to przekręt i oszustwo? Wg słownika języka polskiego OSZUSTWO jest to świadome wprowadzanie w błąd lub wykorzystanie czyjegoś błędu dla własnych korzyści; PRZEKRĘT - to oszustwo lub nadużycie, zwłaszcza finansowe. Obydwa te słowa mają jeszcze wiele synonimów, między innymi to krętactwo, nieuczciwość, matactwo, oszukaństwo, nieczysta sprawa, szwindel, nabijanie w butelkę i wreszcie draństwo. Może pan wybrać najbardziej odpowiadające określenie.
Odniosę się również do pańskiej próby zastraszenia art.42 ust.3 Konstytucji i próbą wytłumienia słusznej społecznej krytyki w sprawie zarówno pracowniczych akcji, co jest głównym tematem działalności Grupy Inicjatywnej na rzecz przywrócenia ich właściwej wartości, jak również drążenia prawdziwych przyczyn upadku Jelcza. Cytat: Już samo zestawienie tytułów publikacji z osobami wymienionymi w tekstach jednoznacznie wskazuje winnych jakiś oszustw i przestępstw. To nic innego, jak pańska interpretacja i pańskie myślenie - podobne zresztą do takiego, jakie prezentował pan Zasada, o którym to pisał pan tak: Myślę, że z czasem zainteresowanie Mercedesa Jelczem się zwiększy. Dążę do tego i "ciągnę" Mercedesa do Polski - czyli niezwykle wybujała wyobraźnia i fantazja.
Przeanalizowałem wszystkie teksty w przedmiotowym temacie i owszem, potwierdzam, podajemy fakty, podajemy zdarzenia i okoliczności związane z opisywanym tematem, podajemy nazwiska uczestników tych faktów, chcemy dotrzeć do źródeł prawdy i namawiamy te osoby do ujawnienia całej prawdy, ale nigdzie - jak dotąd - nie było napisane, że ten a ten, z nazwiska i imienia, jest oszustem, złodziejem lub innym przestępcą. Jednak trzeba przyznać, pana skojarzenia są bardzo interesujące i kiedy będziemy więcej wiedzieć, może nawet przyznamy panu rację. Dziękujemy za wskazanie interesującego tropu. Na razie jednak prosimy, aby pan zaprzestał straszenia i nie tłumił społecznej aktywności i dyskusji w tym niezwykle bulwersującym temacie.
Twierdzę, i mam 100% pewności, że skrajną nieodpowiedzialnością, a wręcz głupotą, którą należy z całą surowością piętnować, było odwołanie dyr. Dalgiewicza, który był postacią znaną i rozpoznawalną w środowisku ludzi z kręgu motoryzacji, zarówno w kraju, jak i na rynkach zagranicznych. Znany też był w kręgach sejmowych i rządowych, w Warszawie, a postawiono na człowieka, którego nikt nie znał, zupełnie nowego w tych środowiskach. Odpowiedź nasuwa się sama, choćby po reakcji firmy Volvo. Czy to było mądre i odpowiedzialne? Odpowiedzią ostateczną jest obecny stan faktyczny.
W Jelczu potrzebny był przebojowy szef firmy, który miałby wpływ na następujące działania:
- szukanie nowych rynków zbytu, uaktywnienie eksportu, poprzez stare kontakty firmowe oraz prywatne kontakty ludzi Jelcza, których same nazwiska były swoistą marką firmową: dyr. Dalgiewicz, dyr. Orzechowski, dyr. Łącki, dyr. Delikat, dyr. Rzepecki i innych;
- szukanie szansy na rynku rosyjskim przez wymianę lub wzmocnienie naszego przedstawicielstwa inżynierami, którzy tam studiowali i mogli poszukać szansy kontaktów z byłymi kolegami ze studiów i nawiązanie współpracy z Jelczem (rozmawiałem o tym z panem Rozenbergiem);
- podjęcie nowej produkcji, nowych wyrobów, takich jak montaż samochodu osobowego skoda, czym bardzo zainteresowana była firma GALL-ICM, będąca mocno umocowana we współpracy ze SKODĄ. GALL-ICM dawał 100% gwarancji kupna zmontowanych w Jelczu skód. O tym też rozmawiałem z dyrekcją Jelcza, będąc wysłannikiem firmy GALL-ICM. Kiedy złożono ofertę, była takiej jakości, że odpadła już we wstępnej fazie. Wygrała wtedy oferta Poznania - Kulczyka, pomimo że Jelcz miał lepsze warunki zabezpieczenia technicznego, oraz przeszkoloną załogę, kilkaset osób pracowało w ramach oddelegowań w Mlada Boleslav, właśnie na linii montażu tego samochodu . Trzeba było myśleć o uruchamianiu działalności do tej chwili niespotykanej, np. remont kabin do samochodów ciężarowych na specjalnych zasadach, max. dwudniowy termin remontowanego pojazdu od przyjęcia do przekazania klientowi sprawnego pojazdu (rotacyjna zamiana kabin remontowanych, jednocześnie nowa diagnostyka i rejestracja pojazdu). Przebijanie konkurencji szybkością naprawy, jakością, kulturą obsługi klienta - darmowy nocleg, obiad w ramach usługi;
- restrukturyzacja firmy;
- okresowe zmniejszanie zatrudnienia, poprzez rotacyjne urlopy bezpłatne i umożliwianie pracownikom wyjazdów na kontrakty zagraniczne;
- lobbowanie na rzecz ustaw sejmowych w zakresie wydawania pieniędzy, otrzymywanych z budżetu państwa przez państwowe firmy komunikacji samochodowej, tj. PKS, MZK itp. (zakup pojazdów tylko z firm, które wpłacają podatki do budżetu państwa - przynajmniej w krytycznym okresie zapaści zbytu pojazdów);
Firma Komponenty i zachwyty nad nią skwituję krótko: To resztki, na dodatek bardzo słabo opłacanych pracowników, niespełna 2% z prawie 10-tysięcznej załogi JZS, ale i tak dobrze, że ci ludzie mają jakąkolwiek pracę, co na obecną chwilę jest i tak luksusem.
Na koniec mój ulubiony temat, Solaris, i odpowiedź na pytanie, czy w Jelczu mogło być inaczej? Ależ tak! Dobitnie pokazuje to przykład wizjonerskiego małżeństwa państwa Olszewskich. On - były właściciel prywatnego warsztatu samochodowego z kilkunastu letnią praktyką w Neoplanie, Ona - z wykształcenia stomatolog. Są potęgą na rynku autobusowym. Nie mając zaplecza badawczego, konstrukcyjnego, technologicznego, logistyki, wykwalifikowanej załogi, hal, od zera (!) stworzyli potęgę autobusową, z którą liczy się światowa konkurencja. Tylko tyle i aż tyle.
Jerzemu Smykowi i jego zwolennikom zalecam w celu ochłonięcia z bojowych nastrojów - codziennie, przed snem, obejrzeć w internecie film z burzenia BOT oraz na deser - niechlubnego wywiadu udzielonego przez burmistrza J-L dla TVN w dniu burzenia BOT. Ponadto raz na jakiś czas oglądnięcie terenów po byłym JZS , "nowego gminnego śmietnika", tuż przy granicy z wałbrzyską strefą ekonomiczną, rozlatującym się pomnikiem więźniów obozu koncentracyjnego - pierwszych budowniczych Jelcza, a corocznie, w dniu zburzenia BOT, odbycie marszu od pomnika Solidarności do siedziby burmistrza, jako wyraz dziękczynny za dopuszczenie do zburzenie BOT. Uwieńczeniem marszu byłoby zwiedzanie wilgotnych piwnic zamku J-L z niszczejącymi tam eksponatami muzealnymi JZS. Marszowi na całej trasie powinna towarzyszyć sparafrazowana piosenka polskich kibiców piłkarskich: Jelczanie, nic się nie stało...!
Zbigniew Nowak
członek Grupy Inicjatywnej
Reklama
Fragment pana listu, który mnie najbardziej zdenerwował: "W czasach PRL chyba (dobrze, że Pan to złagodził, bo moja riposta byłaby bardziej radykalna i uszczypliwa) łatwiej było zarządzać - trudności występowały "na wejściu", na etapie zaopatrzenia. To powodowało arytmię produkcji i w konsekwencji niską jakość produkcji.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze