- link do listu "Największy przekręt i oszustwo Jelcza"
Listy, opinie, polemiki
Tę epistołę, jak i listy Michała Szczupaka ("Krajobraz po bitwie"), trudno odebrać obojętnie. Już samo zestawienie tytułów publikacji z osobami wymienionymi w tekstach jednoznacznie wskazuje winnych jakichś oszustw i przekrętów. Jest to pogwałcenie domniemania uczciwości, zagwarantowanej w art. 42 ust. 3 Konstytucji RP i stanowiącej, że każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu. Publiczne określanie kogoś oszustem, przed wydaniem prawomocnego wyroku sądu, jest naruszeniem dóbr osobistych tych osób. Unormowanie tej kwestii ujęto w kodeksie cywilnym.
Szczególny dzień - 4 czerwca
28 października 1989 w Dzienniku Telewizyjnym Joanna Szczepkowska powiedziała: - Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm. To bardzo patetycznie zdanie wielu śmieszyło, ale mimo to stało się symbolem zmian, jakie nastąpiły w Polsce po wyborach parlamentarnych w 1989 - pierwszych częściowo wolnych wyborach po II wojnie światowej. Do wszystkich wtedy nie docierało, że alternatywą końca komunizmu musi być gospodarka wolnorynkowa. Dotyczyło to także Jelcza. Szybko okazało się, że fabryka zaczyna mieć poważne kłopoty. Ogólne Zebranie Delegatów - 16 maja 1990 - stwierdziło, że sytuacja przedsiębiorstwa wymaga radykalnych działań, głównie techniczno-organizacyjnych. OZD wyraziło zaniepokojenie brakiem takich przedsięwzięć i krytycznie oceniło działalność dyrektora oraz Rady Pracowniczej Przedsiębiorstwa. Konsekwencją uchwały OZD było zwołanie na 4 czerwca 1990 nadzwyczajnego posiedzenia RPP, na którym dokonano oceny sytuacji ekonomiczno-finansowej fabryki i rozpatrzono wniosek dyrektora o przerwę w pracy - od 18 czerwca do 11 lipca, a także zapowiedź zwolnień grupowych. Rada nie wyraziła na to zgody, uznając, że to próba uzyskania akceptacji dla proponowanych działań pozornych, niedających nawet minimalnych gwarancji rozwiązania najistotniejszych problemów przedsiębiorstwa. Podobne stanowisko zajęły związki zawodowe - SNZZ Pracowników JZS i NSZZ "Solidarność". RPP, na podstawie przysługujących jej kompetencji, wystąpiła do ministra przemysłu i handlu o opinię w sprawie odwołania Jana Dalgiewicza ze stanowiska dyrektora JZS, zawiesiła go w czynnościach dyrektora z dniem 4 czerwca 1990 i równocześnie wyznaczyła Krzysztofa Rozenberga na stanowisko tymczasowego kierownika JZS, którego - po przeprowadzeniu konkursu - 13 września 1990 powołała na stanowisko dyrektora fabryki. Procedura odbyła się w majestacie obowiązującego prawa. Obyło się bez przysłowiowych "taczek", czy też nomenklaturowych rekomendacji i nominacji.
Ówczesnej sytuacji nie można rozpatrywać w oderwaniu od zachodzących zmian społeczno-gospodarczych. Należy pamiętać, że samorząd pracowniczy Jelcza poparł dyrektora Dalgiewicza w kampanii wyborczej do kontraktowego Sejmu RP. Kierowano się pragmatyzmem. Chodziło o to, by dyrektor-poseł zdobył jak największą wiedzę na temat zmian, zapowiadanych w "planie Balcerowicza". Czy to się udało? Niektórzy zastępcy dyrektora-posła uparcie twierdzili, że Balcerowicz "musi odpuścić, pofolgować". Należy dodać, że odwołaniu dyrektora Dalgiewicza nie sprzeciwiło się Prezydium Sejmu.
Dlaczego nie Volvo?
Związanie się Jelcza z Volvo Truck Corporation najpierw proponował Jan Dalgiewicz. Po objęciu stanowiska dyrektora przez Krzysztofa Rozenberga, rozpoczęto rozmowy z firmą MAN. Uwzględniając sugestię Andrzeja Zawiślaka, ministra przemysłu i handlu w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego, powrócono do pomysłu mariażu JZS z Volvo. Negocjacje trwały od końca roku 1991 do początku 1994. Przypuszczalny inwestor oczekiwał, że Polska wprowadzi "Pakiet ochronny dla sektora pojazdów użytkowych". W lutym 1994 szwedzka firma postawiła nowe warunki, daleko odbiegające od deklarowanych na początku i minimalnych oczekiwań strony polskiej. Komitet Międzyresortowy ds. Przygotowania i Przeprowadzenia Prywatyzacji JZS (składający się z przedstawicieli ministerstw Przemysłu i Handlu oraz Przekształceń Własnościowych) nie zaakceptował nowego stanowiska potencjalnego inwestora, co było równoznaczne z wycofaniem wyłączności na negocjowanie z nim procesu prywatyzacji JZS. W konsekwencji ogłoszono przetarg na całościową prywatyzację Jelcza. Oferty złożyli m.in.: Sobiesław Zasada Centrum SA, Volvo i MAN. Do drugiego etapu komitet zakwalifikował SZC SA oraz Volvo. Po negocjacjach z tymi firmami 11 lipca 1994 wybrano ofertę Zasady, uzasadniając, że jest korzystniejsza dla fabryki i skarbu państwa. We wrześniu Rada Pracownicza, uwzględniając pozytywne opinie Ogólnego Zebrania Delegatów JZS oraz wszystkich organizacji związkowych, wyraziła zgodę na proponowane przekształcenie Jelcza.
Trzeba dodać, że przy wyborze inwestora komitet kierował się określonymi kryteriami, m.in. przyjęciem pakietu gwarancji socjalnych. Zgodnie z nimi, spółka SZC zobowiązała się do utrzymania zatrudnienia na poziomie ponad 3 tys. pracowników przez dwa lata (w rzeczywistości takie zatrudnienie było utrzymywane rok dłużej), podczas gdy Volvo na wejściu zgadzało się tylko na 1.800. Wtedy nie protestowano przeciwko wejściu Zasady.
W maju 1995 Sobiesław Zasada powiedział: - Myślę, że z czasem zainteresowanie Mercedesa Jelczem się zwiększy. Dążę do tego i "ciągnę" Mercedesa do Polski. Wiele wskazywało, że tak się stanie - prominentni przedstawiciele koncernu MB zapewniali, że są zainteresowani inwestowaniem w naszym kraju. Nie było powodów do podejrzeń, że celem jest tzw. wrogie przejęcie jelczańskiej fabryki - podobne do tego, jakie niemiecki koncern Siemens "zafundował" Elwro. Z jakichś względów Mercedes się wycofał, a Zasada został sam.
Upadłość zawsze jest możliwa
"Zaczyn ruchu" skupia się przede wszystkim na wskazywaniu winnych upadłości Jelcza, upatrując w nich jedyną przyczynę katastrofy. Wydaje się, że doszło do tego wskutek splotu iluś powodów i okoliczności. Możliwość likwidacji przedsiębiorstwa istniała także w czasach PRL. Dużo nie brakowało, żeby JZS przestały istnieć już w drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku. Warto też pamiętać, że trzydzieści lat później Jelcz podał koło ratunkowe szczecińskiej Fabryce Mechanizmów Samochodowych, która - przez cztery i pół roku, do końca 1990 - z powodzeniem funkcjonowała w strukturze JZS. Dziś obie firmy już nie istnieją.
Przełom 1989/1990
Co się zmieniło? Przede wszystkim trzeba było przestroić się z ekonomii socjalistycznej na kapitalistyczną. Ściśle wiązało się to ze zmianą sposobu zarządzania przedsiębiorstwami. W czasach PRL chyba łatwiej było zarządzać - trudności występowały "na wejściu", na etapie zaopatrzenia. To powodowało arytmię produkcji i - w konsekwencji - niską jakość wyrobów. Mimo to, ze sprzedażą nie było problemów - centralne rozdzielnictwo i szczelne granice załatwiały tę sprawę nadzwyczaj skutecznie. Po przełomie okazało się, że zarządzanie dużym przedsiębiorstwem nie jest tak proste, jak rozwiązywanie układu dwóch równań liniowych z dwiema niewiadomymi. Okazało się, że jest za dużo niepotrzebnego majątku i pracowników, a klientów gwałtownie ubyło. Problemy zaczęły się "na wyjściu", w fazie sprzedaży, kwestia zakupów przestała być problemem. Trzeba było się uczyć nowych pojęć, np. "marketing". Konieczne było podejmowanie działań, przygotowujących do sprywatyzowania przedsiębiorstwa. Osiemnaście lat temu dr inż. Mieczysław Ciurla z Politechniki Wrocławskiej powiedział: - Sukces przeobrażeń własnościowo-strukturalnych stoi w bezpośredniej zależności od jakości kadry kierowniczej, jako czynnika zmieniającego kulturę organizacyjną, warunkującą osiągnięcie długookresowego powodzenia. Mniej więcej w tym samych czasie jeden z mądrych jelczańskich robotników stwierdził: - W Jelczu zacznie być dobrze dopiero wtedy, gdy obok mojej szafki ubraniowej mój kierownik będzie miał swoją.
Po roku 1989 okazało się, że zarządzanie dużymi firmami jest znacznie trudniejsze niż zarządzanie ogródkami działkowymi czy zieleniakami.
Ewenement "Komponentów"
Spółka "Jelcz-Komponenty" zaistniała w strukturach Jelcza oraz w imperium Zasady. Nadal istnieje, mając realne szanse rozwoju. Wybór Zasady na inwestora strategicznego wcale spółki nie uśmiercił. Dlaczego? Dr Ewa Mroczek z Uniwersytetu w Mannheim osiemnaście lat temu powiedziała": - Twórcą sukcesów odnoszonych na rynku jest przedsiębiorca. Jego osobiste predyspozycje, wiedza, ambicja, upór, zdolność przewodzenia i umiejętności współpracy z ludźmi, wyczulenie na ich potrzeby oraz trafność oceny sytuacji decydują często o powodzeniu i sukcesie rynkowym firmy. Dzięki temu, że prezes "Komponentów" i jego menedżerowie mają takie predyspozycje, marka "Jelcz" nie znikła z gospodarczej mapy Polski. Mieli też szczęście w formułowaniu założeń oraz decyzji. Wypada dodać, że 62 lata temu JZS zaczynały działalność od produkcji dla wojska, a więc historia kołem się toczy. I dobrze, że się toczy.
Czy "krajobraz po bitwie"?
We wszystkich jelczańskich halach produkcyjnych coś się dzieje, produkuje - funkcjonują różne firmy. Żadna z hal nie została zburzona - jak np. w dawnym wrocławskim Elwro czy byłej szczecińskiej FMS. Nawet hala "E" (autobusowa) ma nowych właścicieli, którzy na pewno mają plany gospodarczego jej wykorzystania. Tylko temat wyburzenia wieżowca może być nośny w kampanii wyborczej, np. do europarlamentu. I nic więcej. Chętnych na wykorzystanie tego obiektu nie było i nikogo nie można było do tego zmusić. Zadecydowała o tym umiejętność liczenia kosztów i zysków. Ekonomia kapitalistyczna nie respektuje socjalistycznych sentymentów.
Jelczańskie osiedla Fabryczne i Komunalne to części dawnego wielkiego Jelcza. Nie są ruiną - pięknieją dzięki staraniom władz gminnych. Ośrodek wypoczynku świątecznego też kiedyś należał do jelczańskiej fabryki, teraz jego właścicielem jest gmina J-L. Wkrótce zacznie się przebudowa i modernizacja, wg bardzo interesującego projektu. Częścią dawnego wielkiego Jelcza był stadion w Oławie. Mimo że ponad 20 lat nie jest już jelczański, nie stracił na urodzie - wręcz przeciwnie. Podobnie można powiedzieć o dawnym jelczańskim Zespole Szkół przy ul. Techników w J-L. Istotnym fragmentem dawnego Jelcza jest Stacja Uzdatniania Wody w Piekarach, którą gmina kupiła na korzystnych warunkach.
Ale najważniejsi są ludzie. Wielu jelczan, bez słów i bez powrotów, popłynęło już na wyspę do czarnego namiotu. Spora grupa jelczan "doprowadza" ZUS do upadłości, ale wielu jeszcze pracuje w nowo powstałych firmach. W gminie J-L jest sporo Jelcza, zarówno w sferze materialnej, jak i ludzkiej.
Paradoks upadku
Kłopoty Jelcza dały gminie solidnego "kopa", który bardzo ją wzmocnił. Powstała Podstrefa Wałbrzyskiej Strefy Ekonomicznej. Dzięki odpowiednim zachętom, poza strefą, uaktywniły się też inne podmioty gospodarcze. Działania władz gminy doprowadziły do wyjście z kłopotów finansowych, a to umożliwiło realizację wielu pożytecznych przedsięwzięć. Bez udziału wielkiego Jelcza. Trzeba też pamiętać, że syndyk masy upadłościowej jelczańskiej fabryki spłacił wszystkie zaległości wobec gminy J-L, a w trakcie postępowania upadłościowego na bieżąco regulował należne zobowiązania podatkowe. A poza tym bardzo mądrze sprzedał "Komponenty", dzięki czemu marka "Jelcz" nie tylko nie znikła z gospodarczej mapy Polski, ale się utrwala.
Jerzy Smyk były pracownik JZS Jelcz
Napisz komentarz
Komentarze