Listy, polemiki, opinie
Wojciech Połomski, który napisał kilka ciekawych książek o historii JZS i produkowanych tu samochodach, jest doskonałym znawcą fabrycznej rzeczywistości. Tu zbierał materiały do swoich książek. Jest także zorientowany w temacie, które hale są już wykorzystywane, a w których jest pusto i nie ma maszyn, ani jakichkolwiek urządzeń. Na początek wchodzimy do hali E, w której dawniej setki robotników montowały tysiące autobusów. W głąb hali wchodzę sam, gdyż Wojtek oświadczył, że taka dewastacja źle na niego wpływa, więc został z fotografem przy wejściu. Widzę przed sobą olbrzymią powierzchnię hali, w której mogłyby się zmieścić dwa boiska piłkarskie. W całej hali nie ma żadnego przedmiotu, który wystawałby nad posadzkę. Na północnej ścianie rzucają się w oczy wybite szyby w oknach. Na słupach zwisają przewody elektryczne odcięte na wysokości, do której mogli sięgnąć złodzieje.
Po przeciwległej stronie widać otwartą bramę, przy której stoi ciężarówka. Na nią dwaj robotnicy ładują jakieś przedmioty, pracując bez pośpiechu. Gdy mnie zauważyli, przy ciężarówce zaczął się ruch, jak w przyspieszonym filmie. Trwało to nie dłużej niż 5 minut, po czym wsiedli do kabiny ciężarówki i odjechali. Zdążyli jeszcze zamknąć bramę. Ich zachowanie było dla mnie podejrzane, bo tak postępują ci, którzy nie chcą mieć świadków. Wróciłem do miejsca, skąd wyszedłem, gdzie czekali na mnie Wojtek i Arek. Wojtek poinformował mnie, że 30 tys. m tej hali zakupił miejscowy biznesmen Józef Adamowicz (z Miłoszyc), specjalizujący się w budowie poduszkowców, na które jest zapotrzebowanie policji i straży pożarnej.
Podobno pozostałe części hali też mają nowego właściciela. Brak jakichkolwiek prac Wojtek uzasadnia tak: niektórzy nabywcy części hali czekają na okazje, że zgłosi się do nich klient i odkupi tę powierzchnię za cenę wyższą, niż właściciel hali zapłacił syndykowi. To może nie dotyczyć hali E, ale takie transakcje się zdarzały. Nowych właścicieli hali czeka mnóstwo pracy nad przystosowaniem hali do ich potrzeb. Przede wszystkim muszą wykonać nowa instalację elektryczną, zbudować niezbędne obiekty (kantorki), magazyny, szatnie dla pracowników. Dużo pracy pochłonie również uszczelnienie dachu, gdyż dziury widoczne są ze środka obiektu. Trzeba też zatrudnić ekipę ochroniarzy, bo bez nich wszystkie wykonywane w hali prace mogą być pracami syzyfowymi.
Drugim pustym obiektem, który wzbudził nasze zainteresowanie, była hala F (dawna lakiernia) ogołocona całkowicie z urządzeń lakierniczych. Jest zamknięta na kłódkę, a to oznacza, że jest tam nowy właściciel. Cała podłoga jest pokryta niezidentyfikowanymi przedmiotami i nie widać tam żadnych działań przy porządkowaniu hali. Prawdopodobnie nowy właściciel z chęcią by ją sprzedał, gdyby nadarzała się okazja.
W drodze powrotnej przechodzimy obok miejsc, gdzie do niedawna stały ZOETO i dziesięciopiętrowy wieżowiec. Oba te obiekty zostały sprzedane po cenie złomu i następnie zrównane z ziemią. Te działania wzbudziły wiele kontrowersji wśród mieszkańców Oławy i Jelcza-Laskowic. Gdyby pomyśleć trzeźwo, to w ZOETO można by urządzić muzeum fabryczne, a resztę obiektu przeznaczyć na działalność handlową. Burmistrz Kazimierz Putyra trafnie ocenił, że gdyby zainwestował w BOT i przeznaczył go na biurowiec lub na tymczasowe mieszkania dla osób, oczekujących na mieszkania docelowe, to musiałby koszty remontu tego obiektu pokryć sam, natomiast profity z tych obiektów przypadłyby nowemu burmistrzowi po wyborach w 2014 roku. Przykład bliźniaczego wieżowca w Warszawie, który jest remontowany z przeznaczeniem na biurowiec, świadczy, że można było potraktować podobnie i nasz BOT, gdyby decydenci kierowali się dobrem ogółu, a nie prywatnymi obawami.
BOT miał dopiero 30 lat, urzędowało w nim kolejno czterech dyrektorów naczelnych fabryki, dobrze się w nim czuli nawet PRL-owcy specjaliści od tajnych działań. Na dziesiątym piętrze, w sekretariacie dyrektora naczelnego, gości witała zawsze uśmiechnięta kulturalna sekretarka Ania Świniarska, której nie przeszkadzało nawet to, że w wieżowcu nie dokonano technicznego odbioru. Ten mankament nie przeszkadzał także żadnemu z urzędujących dyrektorów. I na koniec sprawa, którą poruszył w liście do prokuratora generalnego były kierownik W 373 - inż. Zbigniew Nowak - sprawa sprzedaży majątku fabrycznego po cenach umożliwiających szybkie dokonanie sprzedaży, czyli radykalnie niskich. Procedura upadłościowa przewiduje, że zyski ze sprzedaży w pierwszej kolejności przysługują instytucjom, którym przedsiębiorstwo było winne pieniądze. Na końcu kolejki kandydatów do podziału zysków ze sprzedaży - stoi robotnik. W praktyce nie dostaje on ani grosza. Tak było również po podziale zysku ze sprzedaży fabrycznego mienia JZS - pieniądze otrzymali ci, którzy je mieli, natomiast nie otrzymali nic ci, którym to się należało. I to jest temat do dyskusji.
Michał Szczupak
Reklama
Jest 30 sierpnia około godziny szesnastej. Wraz z Wojciechem Połomskim i fotografem Arkadiuszem Szczupakiem zwiedzam fabryczne obiekty, zwłaszcza te, które są puste i niepilnowane. Nie ma tam żadnego ochroniarza
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze