Zadziałał brzeski wymiar sprawiedliwości. Gołdfussowi założono "hiszpańskie buty", czyli płyty metalowe z gwoździami, połączone ze sobą śrubami. Dokręcenie śrub powodowało miażdżenie stóp. Gołdfuss na mękach przyznał się, że namawiał do podpaleń. Po trzech miesiącach zebrano tyle dowodów, że już można było przystąpić do drugiego etapu śledztwa. Scholza oddano w ręce kata i jego pomocników.
Katem był wtedy Martel Fołter, niewątpliwie mistrz w swej specjalności. Potrafił tak precyzyjnie zgrać dozowanie bólu z pytaniami sądu, że Scholz przyznał się do wszystkiego, co mu zarzucano, a niewątpliwie i przyznałby się do tego, czego nie zrobił, by go dalej nie męczono. W Oleśnicy Małej nie było sali tortur. Kat jednak potrafił ją zaimprowizować. W więzieniu jedno z pomieszczeń miało w najwyższym punkcie sklepienia wmurowane stalowe pierścienie. Pomocnicy kata przywiązali do nóg aresztowanego kamienie, jako obciążniki, a do rąk przytroczono w nadgarstkach powrozy, które przerzucono przez pierścienie. Pomocnicy kata ciągnęli za nie tak, że Scholz zawisł w górze. Kamienie u nóg powodowały, że jego korpus bliski był rozerwania. Cierpiał przy tym potworny ból. Jego krzyki słychać było na klasztornym dziedzińcu.
Przyznał się do podpaleń, wydał nazwiska kolesiów w złodziejskim rzemiośle, z Jankowic Małych i Brożca. Przyznał się też do kradzieży pieniędzy, kur, gęsi i czterech koni oficerowi kawalerii z Wiązowa oraz krowy nauczycielowi z Łukowic Brzeskich. Ze szczegółami opowiedział o włamaniu się do mieszkania żydowskiego dzierżawcy gorzelni w Oleśnicy Małej. Ukradł wtedy nowe buty, pieniądze i kilka butli gorzałki. Mówił też o czapce pani rotmistrzowej z Żórawiny. Nie zapomniał też wychwalać wdzięków swych kochanek z Owczar i Rzeplina.
Sąd pod przewodnictwem samego komtura joannitów, Juliusza hrabiego von Saurau, barona Liegist, Friedstein i Erboboronekt, wydał wyrok: śmierć przez spalenie na stosie. Wyrok wykonano prawie natychmiast, już następnego dnia. Zawiadomiono mieszkańców joannickich wsi, by zgromadzili się na polanie w Lesie Środkowym. Scholza wyprowadzono z lochów. Uformował się orszak, na czele szedł kapelan z krzyżem, potem skazaniec, prowadzony przez kata i jego pomocników. Za nimi podążali podekscytowani mieszkańcy Oleśnicy Małej. Na miejscu straceń wkopano ciężki drewniany słup z łańcuchami, do umocowania skazańca. Obok leżały szczapy smolnego drewna. Komtur i inni dostojnicy klasztorni zasiedli za kamiennym stołem sądowym.
Reklama
Zbrodnia i kara Anno Domini 1658
Wojna trzydziestoletnia spowodowała na Śląsku wielkie zniszczenia. Dużo ludnych, kwitnących miejscowości, straszyło zgliszczami
- 11.07.2013 10:38 (aktualizacja 27.09.2023 16:21)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze