Oława/Aczyńsk
- Z okazji "tygodnia misyjnego" gościła siostra 23 października w parafii Matki Boskiej Pocieszenia. Podczas niedzielnych nabożeństw opowiadała o życiu Polaków na dalekiej Syberii i o działalności, którą prowadzi placówka tego zgromadzenia. Kogo ona obejmuje?
- Tam przeżywało syberyjską zsyłkę wielu Polaków, począwszy od uczestników powstań z XIX wieku po II wojnę światową. Po niej nie wszyscy wrócili z "nieludzkiej ziemi", niektórzy żyją do dziś, wyrosły następne pokolenia. Kiedy zaistniała możliwość odnowienia dawnych struktur Kościoła katolickiego, zlikwidowanych tam po bolszewickiej rewolucji, na prośbę wrocławskich ojców klaretynów pojechały w roku 1992 do Aczyńska dwie siostry zakonne z wrocławskiej prowincji naszego zgromadzenia. W ten sposób powstała jego placówka na Syberii. Teraz jesteśmy tam we trójkę, dołączyłam dwa lata temu. Podjęłyśmy się wspomagania pracy misyjnej, rozpoczętej przez wrocławskich zakonników. Wspomagamy działalność dwóch księży. Służymy ludziom, którzy po siedemdziesięciu latach ateizacji garną się do wiary. To są nie tylko Polacy w kilku pokoleniach i mieszanych rodzinach, ale także inne narodowości, m. in. Ładgalcy - dawni wysiedleńcy z Litwy i Łotwy.
- Aczyńsk to dla nas raczej nieznana miejscowość, więc może trochę geografii?
- Jest to 120-tysięczne miasto powiatowe w Krasnojarskim Kraju. Ta jednostka administracyjna Rosji jest prawie ośmiokrotnie większa niż Polska, ale z dziesięciokrotnie mniejszą liczbą mieszkańców - ponad 3 miliony. Po prostu tajga, tajga i tajga. Na szczęście transsyberyjska linia kolejowa przebiega przez Aczyńsk, podróż przez Rosję trwa prawie pięć dni.
- Gdzie koncentruje się ta misyjna działalność?
- Trudno mówić o koncentracji. Jest mały kościół z domem parafialnym, co kilkanaście lat temu ufundowali i zmontowali darczyńcy z Niemiec. W nabożeństwach uczestniczy około 40 osób. My mamy oddzielny dom, również kupiony, rozbudowany i wyposażony dzięki zagranicznej pomocy, nie tylko z Polski. To jest taki ośrodek, w którym nie tylko zapoznajemy z religią grupy dzieci, młodzieży i dorosłych, przygotowując do przyjęcia sakramentów świętych, ale również organizujemy spotkania i różne zajęcia, głównie dla dzieci. Mamy odpowiednie zaplecze, więc przychodzą lub przyjeżdżają na sobotę i niedzielę. Zapewniamy im pobyt, przekazujemy wiarę, uczymy nie tylko modlitwy, także prac ręcznych i innych czynności. Wdrażamy do życia z poszanowaniem Boga. Urządzamy im święta, jasełka, organizujemy zajęcia na feriach i wakacjach. To zawsze za zgodą rodziców, którzy nas o to proszą, choć często sami są niewierzący. Sowiecki ustrój wyprał ich z wiary i teraz trudno się odnaleźć, przede wszystkim średniemu pokoleniu. Dużo czasu poświęcamy na działalność w terenie wokół Aczyńska, w promieniu znacznie ponad sto kilometrów. Odwiedzamy małe wspólnoty wiernych lub nawet pojedyncze osoby. Ich domy bywają miejscem spotkań i nawet nabożeństw, bo nigdzie nie ma kościoła. Opieki i pomocy najbardziej potrzebują osoby w starszym wieku. Żyją w odległych miejscowościach na bezkresnych terenach tajgi. Nie mogą się wybrać do nas ze względu na zdrowie, albo po prostu nie mają za co i czym. Dzieci wyjechały za chlebem daleko, staruszkowie zostali bez opieki. Do tych osad dojeżdża raz na tydzień ruchomy sklep na kółkach. A my łączymy posługę duszpasterską ze zwyczajną ludzką pomocą życiową. Bieda niewyobrażalna, a o stepowych drogach lepiej nie mówić.
- W jaki sposób i skąd ta pomoc dociera, kto wspomaga waszą misyjną działalność?
- Parafia ma dwa samochody, z których korzystają księża i siostry. Nawet po bezdrożach można dojechać i dowieźć słowo o Bogu oraz to, czym dysponujemy dzięki ludziom dobrej woli. Najwięcej z Polski i z Niemiec, ale na miejscu też są zamożni i czasem potrafią się litować nad losem biednych ludzi. Przyjechałam do Oławy, żeby opowiedzieć o misyjnej pracy na Syberii i prosić o wsparcie. Serdeczne Bóg zapłać tym, którzy po nabożeństwach włożyli coś do koszyczka.
- W naszym mieście i powiecie też są tacy, którzy przeżyli Sybir. Nie wszyscy Polacy stamtąd wrócili. Z różnych powodów tam pozostali, założyli rodziny, wyrosły następne pokolenia. Są tacy w Aczyńsku?
- Raczej niewielu, aczkolwiek nie wszyscy się ujawniają. Za polskość kiedyś cierpieli, a teraz nie wszyscy chcą się do niej przyznawać. To skomplikowany problem. Większe skupisko naszych rodaków jest w Irkucku, tam działa polska szkoła, ale to od nas bardzo daleko, tysiąc kilometrów. Trudno się dziwić rodzicom, że nie wysyłają dzieci, więc zanika polski język i utożsamianie się z krajem ojczystym. Natomiast zaczyna przynosić owoce działalność aczyńskiej parafii, w tym naszej placówki, nie tylko wśród Polaków. Powrót do wiary po latach bezbożnictwa to jednak powolny i długi proces.
- Co go hamuje?
- Sybiracy to ludzie prostolinijni i szczerzy, ale przesiąknięci tym, co trwało przez minione dziesiątki lat. Oni zdają sobie sprawę, że jeśli przyjmą chrzest, to będą musieli się wyrzec wielu rzeczy, życiowej rozwiązłości, szczególnie pijaństwa. W tym też im pomagamy. Kościół prawosławny również stara się tam poszerzać krąg wiernych, też z podobnym efektem jak nasz. Niedawno odbył się w naszym kościele chrzest całej rodziny, połączony z sakramentem małżeństwa. Najpierw cała dwunastka została ochrzczona, a następnie rodzice wzięli ślub. Dzieci były z tego bardzo dumne. One uczestniczyły w naszych zajęciach i potrafiły skłonić swoich rodziców do przyjęcia wiary.
- A jak siostra trafiła do zakonu?
- Pochodzę z polskiej rodziny, mieszkającej w Lidzie, na Białorusi. Tam skończyłam polską szkołę średnią i w 1994 roku dostałam się na Akademię Medyczną we Wrocławiu. Pociągnęło mnie jednak coś innego. Przerwałam studia i wstąpiłam do zakonu Adoratorek Krwi Chrystusa. Po nowicjacie i złożeniu ślubów zakonnych studiowałam teologię we Wrocławiu oraz na Uniwersytecie Kardynała StefanaWyszyńskiego w Warszawie. Po ukończeniu skierowano mnie do domu zakonnego na Litwie, a stamtąd do Aczyńska.
- To ciekawe koleje losu. A jak tam trafiły inne siostry?
- Bożena Hulisz jest z Polski, a Tacjana Ugajnowa niezwykłą przeszła drogę. Urodziła się na Syberii, w mieszanej rodzinie. Babcia ją ochrzciła, ale w tamtej rzeczywistości zanikła więź z wiarą. Po ukończeniu szkoły pięła się w górę jako partyjna działaczka, za co otrzymała wyróżnienie z Moskwy. Całkiem przypadkowo znalazła się na zebraniu, które poprzez gazetę zapowiedzieli ojcowie klaretyni, wznawiający misyjną działalność na Syberii. To był przełomowy moment w jej życiu, całkowicie zmieniła kierunek swojej aktywności. Zdecydowała się na wstąpienie do zakonu. Pojechała na nowicjat, złożyła śluby i wróciła na swoją rodzinną ziemię. Z wrodzoną aktywnością wskazuje ludziom drogę do wiary, służy im pomocą.
-To nie komplement, jeśli powiem, że heroicznie spełniacie tę swoją misję. Trzy kobiety w skromnych habitach niosą posługę religijną i życiową ludziom, żyjącym na bezkresnym terenie, o wielkości czwartej części Polski. Dziękuję za rozmowę, która w pewnym sensie uaktualni naszym czytelnikom wiedzę o Syberii. Życzę Siostrze oraz pozostałym adoratorkom Krwi Chrystusa, spełniającym powołanie w syberyjskiej placówce, obfitych plonów w siewie Bożego słowa i świadczeniu pomocy mieszkańcom "nieludzkiej ziemi". Tymczasem szczęśliwej drogi do Aczyńska!
Każdy grosz jest cenny w służeniu pomocą najbiedniejszym, a szczególnie tam, na marginesie świata. Ofiary można przekazywać, wpłacając na konto: Zgromadzenie Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, ul. Szymanowskiego 25, 51-609 Wrocław, Bank PKO SA Oddział we Wrocławiu, nr: 41 1240 1994 111 0000 2497 8251, z dopiskiem: "Misje na Syberii".
Wydajmy mniej na jakiś zakup, np. jednej choinkowej bombki albo garstki słodyczy lub paczki papierosów. Ofiarujmy to na misję w dalekim kraju!
Fot.: archiwum ZAK
Reklama
Misjonarki na Syberii
Z siostrą zakonną ze Zgromadzenia Adoratorek Krwi Chrystusa, Iną Balcewicz - rozmawia Edward Bykowski
- 29.12.2011 11:55 (aktualizacja 16.08.2023 11:30)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze