Oława Nowe zasady
Pod koniec lipca pisaliśmy o problemie zbyt małej liczby karetek w naszym powiecie. - To cyrk na kółkach! Musimy wybierać, kto ma umrzeć! - mówili pracownicy pogotowia.
W połowie sierpnia w Starostwie Powiatowym odbyło się spotkanie przedstawicieli pogotowia, straży pożarnej i policji. To miało coś zmienić. Miało być lepiej. Spotkanie trwało długo, każdy przedstawiał swoje racje i propozycje polepszenia sytuacji. - Jestem dobrej myśli, dogadaliśmy się, wygląda na to, że jest porozumienie - komentował Jacek Gałuszka, komendant powiatowy policji.
Podobnego zdania był starosta Zdzisław Brezdeń: - Cieszę się, że rozmowy, które odbyliśmy, pomogły w postawieniu lekkiego kroku do przodu. Docierają do mnie sygnały, że naprawdę jest lepiej.
Jest lepiej, a nawet gorzej
Dwa miesiące po spotkaniu zapytaliśmy ratownika, czy rzeczywiście coś się zmieniło? - Jasne, że tak! - odpowiedział z uśmiechem. - Po pierwsze, przeprowadzono wewnętrzne śledztwo, kto rozmawiał z dziennikarzem i ujawnił prawdę o sytuacji w pogotowiu. To było najważniejsze, chcieli zwolnić tę osobę z pracy. Jedna z lekarek powiedziała wprost, że gdyby na sto procent wiedziała kto to, nie wahałaby się ani chwili, tylko wypieprzyła z pracy! Poza tym nie ma absolutnie żadnej różnicy. Jest tak jak było! Owszem, na sierpniowym spotkaniu pojawiło się sporo dobrych rozwiązań i zaleceń, ale żadne nie obowiązuje. Nic nie zostało wcielone w życie!
Zawrzało po tym, jak w ciągu dwóch miesięcy zdarzyło się kilka przypadków, kiedy nie było wolnych karetek, i zmarły osoby pozbawione fachowej pomocy. Chodziło m.in. o potrącenie pieszego w okolicach łącznika z Iwaszkiewicza i o mieszkańca Gaci, który po poparzeniu czekał godzinę na przyjazd karetki, a do szpitala dojechał... wozem strażackim. Karetki były w tym czasie z chorymi we wrocławskim szpitalu. To wzbudziło podejrzenia, że coś jest nie tak. Na sierpniowym spotkaniu komendant policji Jacek Gałuszka zaznaczył, że karetki, które mają ratować mieszkańców w powiecie, wiozą pacjenta do Wrocławia na tomograf lub inne badanie: - Tak nie może być! Tę sytuację należy natychmiast zmienić. Powinien być dodatkowy samochód. Karetka, która jedzie do wrocławskiego szpitala, często jest tam kilka godzin. Mieliśmy już przykłady, jak takie zdarzenia się kończyły. Na spotkaniu ustaliliśmy, że karetki pogotowia nie będą wykorzystywane do przewozu niezwiązanego z systemem. Miała być dodatkowo tzw. karetka transportowa.
Czy jest? Ratownicy twierdzą, że nie zauważyli dodatkowego auta. Są nadal trzy ambulansy. Jeżeli lekarz zleci wyjazd z pacjentem do Wrocławia, jedzie karetka systemowa. Dyrektor oławskiego szpitala mówi, że od dawna jest podpisana umowa na transport sanitarny, jednak taki samochód może przewozić tylko w konkretnych przypadkach. Najczęściej jest wykorzystywany do przewozu osób po wyjściu ze szpitala, czy założeniu gipsu. - Nie wszystko można powierzyć takiemu przewoźnikowi - tłumaczy Andrzej Dronsejko, dyrektor oławskiego SP ZOZ. - Pacjenci, którzy wymagają badania tomografem, muszą być transportowani karetką, bo ona jest odpowiednio wyposażona. Problem w tym, że taka karetka jest we Wrocławiu kilka godzin. Pacjent powinien zostać, a karetka natychmiast wracać.
Na spotkaniu w starostwie komendant policji ostrzegł, że jeżeli będzie kolejny przypadek, skutkujący śmiercią człowieka, a czas dojazdu karetki przekroczy 40 minut, to skieruje sprawę do prokuratury, żeby zbadała ten wątek. Od sierpnia nie było takiego przypadku. - Według mnie to sygnał, że w funkcjonowaniu pogotowia coś się zmieniło na lepsze - mówi Gałuszka.
Ratownicy twierdzą, że to tylko kwestia czasu, bo zbliża się zima, a wtedy jest dwa razy więcej wypadków: - Kierowcy do ostatniej chwili jeżdżą na letnich oponach, a później są tego nieprzyjemne skutki. Karetek wciąż będzie za mało.
Karetki wysyła Wrocław
Jako dodatkowy problem wskazują likwidację oławskiej dyspozytorni pogotowia. Decyzję już podjęto. Czekają tylko na jej wdrożenie. Wincenty Mazurec, dyrektor wrocławskiego pogotowia zapewnia, że nikt nie straci pracy. Chwali oławskich dyspozytorów: - To ludzie z ogromną wiedzą i doświadczeniem, na bieżąco szkoleni. Nie muszą się bać, na pewno nie zostawię ich bez pracy. Są bardzo cenni.
Dyrektor Mazurec zapewnia, że przyłączenie powiatu oławskiego do wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego ma wszystkim ułatwić pracę. To krok w stronę nowoczesności: - Zrobiliśmy to, żeby było lepiej. Takie rozwiązanie z już powodzeniem funkcjonuje m.in. w Łodzi, Szczecinie i Poznaniu. W jednym miejscu znajdują się osoby, które odbierają telefony dzwoniących na policję, pogotowie i straż pożarną. Nie ma powodów do obaw. Osoby, które tam pracują, są odpowiednio wyszkolone.
Karetki nadal będą stały w Oławie, zmieni się to, że zgłoszenie przyjmie dyspozytor we Wrocławiu i przekaże bezpośrednio do karetki. Pracownicy oławskiego oddziału pogotowia podchodzą z dystansem do tego pomysłu. - Karetkami będzie zarządzał Wrocław - mówi dyspozytor medyczny z Oławy. - My się tego boimy, nie jako pracownicy, ale zwykli ludzie. Tłumaczą, że tam przyjmowane są zlecenia z Psiego Pola, Fabrycznej, Starego Miasta, Krzyków, Śródmieścia, Gniechowic i Sobótki. Do tego należy dodać wszystkie powiaty ościenne, w których działa pogotowie z Wrocławia. Są to m.in. powiaty: trzebnicki, milicki, średzki, wołowski, a teraz dojdzie oławski. - Może być tak, że karetki z Oławy będą wysyłane w którekolwiek z tych miejsc, bo akurat nie będzie wolnej innej - mówi dyspozytor. - To paradoks, bo trzeba będzie jechać na przykład do Trzebnicy, a do Oławy przyjedzie karetka ze Środy Śląskiej.
Tragiczna pomyłka
We wrocławskiej dyspozytorni nie milkną telefony, wciąż są wyjazdy i nowe zgłoszenia. Nie ma mowy o odpoczynku. Żeby dobrze wykonać tak odpowiedzialną pracę, potrzebne jest doświadczenie. Zdarza się, że młodzi pracownicy, którzy nie znają dobrze rejonów, mylą ulice. Ratownik podał przykład takiej sytuacji. Pomyłka miała tragiczny skutek: - Wysłano nas na wrocławski Rynek do salonu fryzjerskiego. Było zatrzymanie akcji serca. Pojechaliśmy pod adres wskazany przez dyspozytorkę. Tam nie było żadnego fryzjera, tylko biura i gabinet stomatologiczny. Oddzwoniłem i poprosiłem o ponowne sprawdzenie adresu. Byłem pewny, że musi być błąd w numerze budynku. Dyspozytorka odpowiedziała, że adres jest dobry, tylko chodziło o Sobótkę, a nie Wrocław. Mężczyzna zmarł!
Nie tylko pracownicy pogotowia podchodzą z dystansem do tych zmian. Starosta Zdzisław Brezdeń powiedział, że słyszał głosy o likwidacji dyspozytorni w Oławie, ale na razie nie chce szerzej tego komentować. Powiedział krótko: - Bliższa koszula ciału. Wiadomo, że jeżeli dyspozytornia zostałaby w Oławie, byłoby lepiej.
Andrzej Dronsejko, dyrektor szpitala wie, że dyspozytorki z Oławy, pracując po kilkanaście lat w tym zawodzie, nie tylko świetnie znają rozmieszczenie każdej ulicy w powiecie. - Potrafią też po głosie rozpoznać stałych pacjentów - śmieje się. - Po kilkunastu sekundach już wiedzą, że np. dzwoni pan Kowalski z Godzikowic. Takie umiejętności to duży plus opieki zdrowotnej. Z drugiej strony planowanie centrów powiadamiania ratunkowego odbywa się na szczeblu wojewódzkim. Prawdopodobnie decyzje o likwidacji małych dyspozytorni, w których zatrudnionych jest po kilka osób, odbywa się ze względów finansowych. Trudno mi powiedzieć, czy to będzie lepiej, czy gorzej, na pewno taniej...
Komendant policji Jacek Gałuszka również nie ukrywa rozczarowania. Twierdzi, że najlepszym wyjściem byłoby utworzenie małego Centrum Powiadamiania Kryzysowego w Oławie. Kiedyś był taki pomysł. W wolnym pomieszczeniu w budynku straży pożarnej miały dyżurować także służby policji i pogotowia. Do realizacji nie doszło.
- Oprzyrządowanie takiego centrum wymaga dużych pieniędzy, pewnie dlatego w Oławie nic z tego nie wyszło - tłumaczy Gałuszka. - Podłączenie powiatu oławskiego do dyspozytorni wrocławskiej to oszczędności w bardzo niewielkim obszarze. Może się też okazać, że to będą większe koszty, bo dyspozytor z Wrocławia pomyli się i wyda polecenie, by jechać do Bystrzycy Kłodzkiej, kiedy chodzi o Bystrzycę pod Oławą.
Czy funkcjonowanie nowego systemu sprawdzi się? Dyrektor Wincenty Mazurec jest spokojny i pewny, że nie będzie zmian na gorsze. Obserwując działanie takich systemów w innych dużych miastach ocenia, że to się sprawdziło w stu procentach i ułatwiło pracę.
Ratownicy twierdzą, że chodzi tylko o pieniądze, a nie zmiany na lepsze. Województwo podzielono na północ i południe, utworzono dwa centra zarządzania. Jedno jest w Legnicy, drugie we Wrocławiu. W ten sposób zlikwidowano mniejsze dyspozytornie. - To nie do końca przemyślane rozwiązanie - mówi ratownik. - Ale dopóki na stołkach będą zasiadać ludzie, którzy pamiętają stary system i wciąż podejmują decyzje z kalkulatorem w ręku, to nic się nie zmieni. Tutaj chodzi o pieniądze.
Agnieszka Herba
Reklama
Od przyszłego roku, dzwoniąc pod numer 999, połączysz się z Wrocławiem. To tam będą przyjmowane zlecenia na Oławę i powiat. Ratownicy mówią wprost: - To fatalne rozwiązanie. Teraz komuś z Wrocławia trzeba będzie tłumaczyć, gdzie jest w Oławie dana ulica
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze