Biskupice Oł.
Zjazd Wicynian
- Józef Czak to mój ojciec, a tu mieszkaliśmy - mówiła ze wzruszeniem i łzami w oczach Lucyna Kowalska, wędrując palcem po mapie dawnego Wicynia. - Oj, jak się cieszę. Jestem pierwszy raz na takim spotkaniu. Nie wiedziałam, że są organizowane, siostrzenica mnie tu przywiozła. Jestem taka szczęśliwa. Spotkałam tylu znajomych, sąsiadów. Aż ściska serce z radości. Już zapisałam się na wspólny wyjazd do Wicynia. Marzę o tym od lat. Tak bardzo chciałabym jeszcze raz to wszystko zobaczyć. Wiem, że dziś jest tam inaczej, ale nie boję się tego, co zobaczę. Wystarczy, że dotknę tej ziemi. Nawet w tej chwili zamykam oczy i wszystko widzę… tę rzekę, łąki, sady. Nigdzie takich nie ma.
- Tam nawet ten łąkowy mlecz jest inny, piękniejszy, większy - dodaje Henryka Źrałko, była mieszkanka Biskupic Oławskich. - Cała przyroda jest niezwykła, a powietrze tak rześkie, że mijają wszelkie choroby. Byłam tam już kilka razy i pojadę znowu. Miejscowość wygląda zupełnie inaczej, jest tylko kilka domów, zaniedbanych, zarośniętych krzakami, ale… byłam na górce, z której zjeżdżaliśmy na sankach, w kościele, szkole, widziałam miejsca, które przywołują wspomnienia z dzieciństwa. Tego się nie da opowiedzieć, trzeba tam być, zobaczyć, posłuchać opowieści.
Siostry Helena Baranowska z Jelcza Laskowic i Katarzyna Kaczała przyjechały do Biskupic Oławskich w roku 1945, pierwszym transportem, z matką, dwiema siostrami i bratem. - Zawsze z utęsknieniem czekamy na te zjazdy - mówi Helena. - To jedyna okazja w roku, by spotkać starych znajomych, kolegów, koleżanki. Można powspominać, rozpamiętywać minione czasy i dowiedzieć się wielu nowych rzeczy. Gdy nas przesiedlano, byliśmy dziećmi, nie wszystko pamiętamy.
- Niestety dziś to już nie tan sam Wicyń - dodaje pani Katarzyna. - Wszystko jest strasznie zaniedbane, a ogromna wioska, niegdyś tętniąca życiem, zamieniła się w zaułek. Trochę mi żal, ale… takie jest życie. Chciałabym pojechać tam jeszcze raz, ale nie wiem, czy zdrowie pozwoli...
Rodzina rośnie w siłę
Gdyby nie zmarszczki, trudno by było na twarzach wicynian dostrzec upływ czasu. Uśmiechnięci, szczęśliwi, rześcy, podchodzili do stolika by potwierdzić swoją obecność. Niektórych rozpoznawali od razu i z daleka pozdrawiali, machając rękami. Spotkaniom po latach najczęściej towarzyszyły słowa niedowierzania, zachwytu i łzy szczęścia. - Boże, tyle lat…
Ze względu na deszczową pogodę, organizatorzy utworzyli na obrzeżach Biskupic Oławskich miasteczko namiotowe z zapleczem, obok stanęła wielka scena. Nad wszystkim cały czas czuwał sołtys tej miejscowości Marek Starczewski, który dwoił się i troił, żeby goście byli zadowoleni.
Zjazd otworzył prezes Klubu Wicynian Andrzej Krupa, uderzeniem w dzwon zjazdowy, który jest repliką dzwonu, wiszącego we wsi Smerekiwka (dawniej Wicyń). Kolejnym punktem spotkania była msza święta. Słowo Boże wygłosił wicynianin, ksiądz infułat Julian Źrałko z Wałbrzycha. Mówił o przeszłości, historii i życiu wicynian w rodzinnej miejscowości. Wspomniał o przesiedleniach, które rozproszyły mieszkańców. Podkreślił, że wicynianie zawsze byli i są wielką rodziną, która potrafi przetrwać wszelkie trudności i rośnie w siłę.
Po uroczystym nabożeństwie zaproszono gości na otwarte obrady plenarne. Prezes złożył sprawozdanie z działalności klubu. Zasłużonym wręczono medale księdza dra płk Józefa Zatora-Przytockiego. Zachęcano do dzielenia się rodzinnymi pamiątkami i opowieściami, co ma pomóc przy powstawaniu wydawanych od jakiegoś czasu „Wicyńskich Zeszytów”. Były też wpisy do księgi pamiątkowej i wędrówki po mapie dawnego i dzisiejszego Wicynia oraz związane z tym opowieści, które trwały do późnych godzin nocnych. Dla wielu gości spotkanie było okazją do zapalenia zniczy i modlitwy nad grobami rodaków, pochowanych na pobliskim cmentarzu.
Na miejsce kolejnego spotkania zaproponowano Górę Świętej Anny. Dziękując kresowianom za krzewienie tradycji i realizację zamierzonych celów, wiceburmistrz Jelcza-Laskowic Tomasz Kołodziej zaoferował wicynianom swoją pomoc w pozyskiwaniu pieniędzy z Ministerstwa Kultury. - Jesteśmy otwarci na to, co robicie i jeżeli będzie taka potrzeba, potrzepiemy kiesą, aby wam pomóc, bo przed takimi jak wy, tylko chylić czoła i pomagać.
Po części oficjalnej przyszedł czas na zabawę. Na scenie zaprezentował się zespół ludowy „Świtezianki” z Jelcza-Laskowic. Wystąpił też kabaret lwowski „Fajrant”. Największe wrażenie na gościach wywarł występ teatru wrocławskiego „Frant”, a zachwycił Tercet Egzotyczny. Nie zabrakło sentymentalnego „Pamelo wróć”, niektórym łezka zakręciła się w oku.
Zjazd zakończył pokaz sztucznych ogni i dyskoteka pod dyktando didżeja Arkadiusza Stanisławskiego.
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze