Nic nie zapowiadało tragedii. 31 marca miał być zwykłym dniem. Dwójka dzieci 38-letniej Beaty M. przyszła ze szkoły do domu przy ul. Kutrowskiego. Jednak 13-letni chłopczyk i 9-letnia dziewczynka nie mieli kluczy, a w mieszkaniu nikogo nie było. Poszli więc do sąsiadki, aby poczekać na mamę. Mijały godziny, a ona nie przychodziła…
O 16.07 wysłała do siostry pierwszy SMS: - Zrobiłam coś złego.
Kiedy ta spytała, co się stało, wystukała kolejną wiadomość: - To przez niego…
Zaniepokojona próbowała dzwonić do niej, jednak siostra nie odbierała. Odpisała tylko, żeby nie telefonować do niej i dać jej spokój. Zadzwoniła więc do konkubenta siostry, który był w pracy. Okazało się, że on także dostawał podobne SMS-y. - Czułam, że coś jest nie tak - opowiada siostra Beaty M. - Poszłam więc na policję...
Pod kocykiem
Powiedziała o swoich niepokojach. Pojechała do domu po klucze do mieszkania siostry i razem z policjantami weszli do środka. W łóżeczku leżał martwy Karolek. - Byłam zszokowana - opowiada. - Nie mogłam uwierzyć, jak do tego doszło.
Lekarz, sprowadzony przez policję, bez sekcji zwłok nie był w stanie stwierdzić przyczyn śmierci chłopczyka. - Na jego ciele nie było żadnych niepokojących śladów, dziecko było zadbane - mówi komendant KPP w Oławie mł. inspektor Jan Broda. Policjanci rozpoczęli poszukiwania mamy dziecka. Wiadomo, że dość długo krążyła po mieście i przesiadywała na ławce. Wreszcie sama zgłosiła się na policję. Powiedziała, że coś złego stało się z jej dzieckiem. Była w szoku. Beata M. trafiła do aresztu na 48 godzin - policja ustala, co się właściwie stało.
- W sprawie jest wszczęte śledztwo - potwierdza prokurator rejonowy Renata Procyk-Jończyk. - Odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania będziemy mogli poznać jednak dopiero po wynikach sekcji zwłok dziecka.
Wyniki sekcji powinny być znane już we środę popołudniu, najpóźniej we czwartek rano, a więc gdy gazeta będzie już w sprzedaży. Najprawdopodobniej wtedy będzie już wiadomo, czy ktokolwiek przyczynił się do śmierci dziecka.
- W tej chwili trudno mi cokolwiek powiedzieć, nadal jestem w szoku - mówiła nam ciotka Karolka parę godzin po tragedii. - W poniedziałek byłam u siostry na kawie i wszystko było porządku. Nie mówiła mi, że ma jakieś problemy, nie żaliła się, zachowywała się całkiem normalnie. Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że wszystko to jakiś straszny sen.
Zaskoczenie i szok
Beata M. miała trójkę dzieci, nie pracowała. Niemal od dwóch lat żyła z konkubentem, który utrzymywał rodzinę. To właśnie on jest ojcem Karolka.
Sąsiedzi wypowiadają się na temat tej rodziny tylko anonimowo. Wszyscy są zdziwieni i zszokowani. Nie mogą uwierzyć, że za ich drzwiami doszło do takiej tragedii. Zdania na temat rodziny są w klatce podzielone, jednak nikt nie sądzi, że mogłoby tam dojść do jakiegoś morderstwa... Jedni twierdzą, że mama Karolka raczej nie sprawiała większych problemów. Widać było, że dbała o dzieci.
- Starała się, żeby wszystko miały, nie krzyczała na nie - opowiada jedna z mieszkanek bloku przy ul. ks. Kutrowskiego. - Nie słyszałam większych awantur, czasami można ich było zobaczyć, jak razem chodzili na spacery.
Inni mówią, że Beata M. czasami kłóciła się ze swoim konkubentem. - Bywało tak, że wyganiała go z domu, kiedy się napił, ale szybko przyjmowała go z powrotem - opowiadają. - Nie był agresywny, nigdy nie zauważyliśmy, żeby ją uderzył lub dzieci. Wręcz przeciwnie. Kiedyś podczas kłótni to ona go drasnęła nożem i pchała na schody. Czasami zdarzało się także, że bez słowa wychodziła na chwilę z domu.
Dwójka starszych dzieci miała problemy z nauką, ale zdaniem sąsiadów, ich mama - choć miewała problemy sama ze sobą - interesowała się dziećmi i martwiła o ich postępy w szkole. Chodziła do nauczycieli, robiła dzieciom badania w poradni psychologiczno-pedagogicznej.
- Dla mnie to była w miarę normalna rodzina, kłótnie czasami się zdarzały, jak w każdym domu, jednak to nie były żadne awantury lub burdy, które utrudniałyby życie lokatorom - mówi inny mieszkaniec.
Siostra Beaty M. mówi, że konkubent był o nią strasznie zazdrosny i dręczył ją psychicznie.
- Kiedy wychodził do pracy, pisał jej ciągle SMS-y - mówi. - Podejrzewał, że go z kimś zdradza. Siostra bardzo źle znosiła takie zarzuty. Cała ta sytuacja ją męczyła. Byłam świadkiem scen zazdrości, nie dawał jej spokoju i groził, że zabierze jej synka.
Tort na roczek
Ciocia Karolka ze łzami w oczach wspomina, że jeszcze w sobotę była u małego na urodzinach. - Na roczek tort, wędliny, różne przysmaki, wszystko ładnie przygotowane i podane - wspomina. - Impreza się udała, ugościli wszystkich, jak się należy. Nie przypuszczałam, że za parę dni wydarzy się taka tragedia. Wiem, że siostra kochała swoje dzieci. Miała też problemy ze sobą, ale ostatnio nie zauważyłam żadnych niepokojących objawów. Parę lat temu, kiedy z innym partnerem mieszkała w Grędzinie, próbowała się truć. Tamten związek także na nią źle wpływał.
Sąsiedzi dodają, że córka Beaty M. przyszła kiedyś do nich w nocy z krzykiem, aby ratowali jej mamę, bo śpi z nożem...
Tekst i fot.: Malwina Gadawa
[email protected]
Współpraca: Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze