Korzystając z gościny OK zaprosiliśmy do Oławy Jolantę Krysowatą, autorkę reportaży radiowych i telewizyjnych, laureatkę wielu nagród, m.in. Prix Europa. Krysowata jest bardziej znana w środowiskach dziennikarzy i filmowców we Wrocławiu i Warszawie, niż w powiecie oławskim, gdzie mieszka. Spotkanie było okazją do nadrobienia tych zaległości.
Fajny chłopak
Jej najnowszy dokument “Nigdy nie wrócisz do domu...” przyciągnął zróżnicowaną publiczność. Uczniowie klas dziennikarskich podpatrywali warsztat dokumentalisty, starsze pokolenie porównywało filmową opowieść z własnymi doświadczeniami z okresu stalinizmu. Obok lokalnych osobistości, burmistrza Franciszka Października, proboszcza parafii Św. Apostołów Piotra i Pawła ks. Janusza Gorczycy, na projekcję przyszły osoby zaangażowane w życie kulturalne miasta - np. Magdalena Maziarz z “Olawa.Art.”, czy Jan Ryczkowski ze stowarzyszenia kresowego.
Po obejrzeniu wstrząsającej historii młodego marynarza Stefana Półrula, członka organizacji kontestującej system stalinowski, Jolanta Krysowata opowiedziała jak doszło do powstania filmu. Na postać głównego bohatera zwrócił jej uwagę dr Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, zajmujący się ekshumacją ofiar stalinizmu. Dwie okoliczności sprawiły, że dziennikarka bliżej zainteresowała się historią Półrula - to, że marynarz był pogrzebany w zbiorowej mogile we Wrocławiu, setki kilometrów od jego rodzimej jednostki, oraz zawartość jego teczki osobowej. - Wśród dokumentów znalazłam jego zdjęcie legitymacyjne, które “grało” w całym filmie. Miałam takie wrażenie fajnego chłopaka, który został stracony, to zawsze ciekawsze, niż niefajny chłopak. Po premierze ktoś powiedział mi, że najradośniejszym momentem filmu jest pogrzeb Półrula. To prawda, bo na tym pogrzebie przywrócono mu honor.
Warto było
Prowadzący spotkanie redaktor naczelny “GP-WO” Jerzy Kamiński wspominał czasy, kiedy w OK odbywały się spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego. - Może trzeba przywrócić tamte tradycje - dzielił się na gorąco swoimi wrażeniami. Przypomniał o uroczystej premierze “Nigdy nie wrócisz do domu...” w Warszawie, 3 marca, z udziałem prezydentowej Marii Kaczyńskiej i generałów Marynarki Wojennej, a następnie o emisji filmu w telewizyjnej “Jedynce”, o morderczej porze po północy... - Co dalej z twoim filmem? - pytał Krysowatą. - Są dwa sposoby: wozić po “jarmarkach”, co właśnie czynię, albo czekać, aż film zostanie zauważony na festiwalach i wtedy będzie musiał pójść w lepszej porze - odpowiadała żartobliwie autorka. - Nawet gdyby on szedł o 2 w nocy, to sam fakt, że powstał, że już mi ci ludzie nie pomrą, że już te akta nie zginą w pożarze, że ta historia jest już zrobiona - oznacza dla mnie, że było warto. Zależało mi, żeby przemówić do młodych ludzi. Stąd te zdjęcia z ubiegłorocznej przysięgi wojskowej. Wiem, że dla kogoś, kto rano idzie do szkoły, istnieje kilka powodów, dla których zarwie nockę, ale niekoniecznie będzie to ten film... Dlatego wracając jeszcze do jeżdżenia po “jarmarkach”: może większą widownię zdobędę tu, niż w telewizji publicznej. Chociaż oczywiście trzeba oddać TVP, że ten film sfinansowała, a to nie była tania produkcja.
Co komu winien?
Jeden z najstarszych widzów, Józef Kasperek, oburzał się na bezkarność funkcjonariuszy z UB. - Z oprawców nikt już nie żyje - wyjaśniała autorka. - Począwszy od sędziego Kazimierza Jankowskiego, po Władysława Duszę, który strzelał do Półrula.
Krysowata zapowiedziała, że w publikacji dla kwartalnika “Karta” przedstawi szerzej wątek sędziego Jankowskiego, nazywanego “katem narodu”. Opowiadała, że “osoby zainteresowane” zablokowały dostęp do jego akt. Badań odmówiono także historykom IPN. Dziennikarka nie zrezygnowała i po licznych pismach, w których powoływała się na przepisy prawne, udało się jej dotrzeć do dokumentów Jankowskiego. Za gorliwość w karaniu “wrogów władzy ludowej” został mianowany prezesem Izby Wojskowej Sądu Najwyższego. - Od 1961 do 1972 roku był najważniejszym sędzią wojskowym w Polsce - podkreślała Jolanta Krysowata. - Może jest coś pocieszającego w tej sprawiedliwości, nie wiem skąd - z nieba czy od przyrody - że mając lat 50, był kompletnym wrakiem człowieka. Nie zginały mu się kolana, nie odwodziły stopy, miał chorą trzustkę, wątrobę, żołądek - nie miał nerki. Był głuchy, miał zacisk szczękowy taki, że utracił zdolność żucia. Jego dolegliwości kojarzą mi się z tym, co komu był winien...
Przemysław Pawłowicz pytał o cofnięcie wyroku i rehabilitację bosmanmata. Zauważył, że broń, jaką rzekomo znaleziono u członków organizacji “Wolność”, stanowiła wyposażenie oficera SS. - W tym okresie UB podrzucało swoim ofiarom taką broń - mówił.
- Polacy mają specyficzny sposób patrzenia na system totalitarny - zauważył Jacek Pilawa. - Ten film stanowi ważny element w budowaniu świadomości, czym był totalitaryzm. Ale ona jest. Kształtują ją chociażby muzea, znajdujące się w dawnych obozach koncentracyjnych. Natomiast nie rozumieją nas sąsiedzi ze Wschodu, bo kiedy dorastali, to tam jeszcze funkcjonowały obozy i więzienia komunistyczne.
Kłopoty z zaopatrzeniem
Wielu widzów dziękowało Jolancie Krysowatej. - Nasz syn służył w Marynarce Wojennej w latach 90. - mówił Józef Chiciak. - Również z tego powodu cały film, a szczególnie zdjęcia pokazujące przysięgę, są nam bardzo bliskie.
- Dzięki pani Stefan Półrul powrócił do domu - puentował dyskusję Zbigniew Jakubowicz. Autorka powtarzała, że chce dotrzeć do młodzieży z przesłaniem filmu, a swoje deklaracje zilustrowała anegdotą. - Znajomy miał wykład ze studentami. Miał mówić do nich przez półtorej godziny coś mądrego, a rzecz dotyczyła akurat lat 80. Opowiadał o czymś, co będzie przemawiało do wyobraźni, czyli te “gołe” haki, puste półki, groszek, ocet. Na co wstaje panienka bardzo ładnie ubrana, podmalowana, i uśmiechając się, mówi: - No pan przesadza, ja rozumiem - w jakichś osiedlowych sklepach mogły być problemy z zaopatrzeniem - ale w “Tesco”?!...
Po zakończonej projekcji zapytaliśmy oławian o ich wrażenia. Licealistkę Patrycję Łaszcz zauroczyła strona wizualna filmu. Podkreślała urodę zdjęć, pokazujących rodzimą wioskę Półrula, czy przejmujące obrazy piwnic więziennych.
- Podziwiam autorkę, że ma takiego bakcyla, który pomaga jej właściwie oddać tamten ponury okres - ocenia Ryszard Gawlik. - Wielu z nas nie uczyło się prawdziwej historii w szkole, a taki film pomaga nam uświadomić sobie, czym były lata stalinowskie.
Poruszony dokumentem był ks. Janusz Gorczyca.
- Rozdrażniliście państwo publiczność w najlepszym tego słowa znaczeniu. Film ambitny, po którym czuję niedosyt. Nawet kilkugodzinna dyskusja nie wyczerpałaby ogromu refleksji, jakie rodzi. Porusza mnie fakt, że o ile łatwo jest wzruszyć opowieścią o kimś, kto został niesłusznie zamordowany, o tyle ciężko przebić się dziennikarzom z filmem, który pokazywałby katów. Pani Krysowata musiała długo walczyć o to, aby archiwum wojskowe udostępniło jej dokumenty sędziego Kazimierza Jankowskiego. Na ile więc dziennikarze w Polsce mają zagwarantowaną wolność w docieraniu do informacji?
Tekst: Xawery Piśniak
[email protected]
Fot. Krzysztof Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze