- Przed opuszczeniem Lwowa prof. Kulczycki sprzedał swój dom pewnemu dentyście - wspomina Seweryna. - Transakcję przeprowadzono w złocie. Trzeba było je jakoś przewieźć. Natarliśmy złotą papierośnicę rtęcią i udawała srebrną albo stalową. Resztę złota przewiozłam w butach. Uszyłam sobie szmaciane pantofle na koturnie. W tym obcasie miałam upchane złoto. Buty były ciężkie i niewygodne, ale nikomu nie przyszło do głowy, takie byle jakie buty sprawdzać.
Po przyjeździe ze Lwowa Seweryna trafiła do Instytutu Hodowlanego w Czechnicy, dokąd na przełomie lat 1946-1947 zwerbował ją prof. Tadeusz Konopiński. Po roku miała objąć ogrodnictwo w Bielawie, ale „zabłąkała” się do Oławy...
- Ogrodnictwo znajdowało się na terenie dzisiejszych garaży między ul. Chrobrego a Zakładami Tworzyw Sztucznych - opowiada Seweryna. - Dzisiejsza administracja Osiedla Chrobrego mieści się w domu ówczesnego ogrodnika nazwiskiem Schutterly. W tym czasie siedział on w więzieniu, a jego żona była zupełnie bezradna. Zaczęłam więc pracę, przygotowywałam materiał na wystawę we Wrocławiu. W 1950 roku Schutterly i Skirycz założyli spółdzielnię, na którą złożyły się wszystkie ogrodnictwa z terenu miasta. Później Schutterly przeniósł się do Lubiechowa.
W tym czasie Jerzy Kulczycki trafił na rok do więzienia z podejrzeniem o szpiegostwo. Ona sama również podpadła UB. Jej brat przed wojną pracował w MON, miała jego listy. Kierownik Seweryny, nazwiskiem Kijanka, był co tydzień w jej sprawie wzywany na UB. Dalej jednak pracowała. Po kilku latach przeniosła się do ogrodnictwa vis a vis poczty przy ul. 1 Maja (dzisiaj deptak handlowy). W 1952 została radną Miejskiej Rady Narodowej (Komisja Kultury i Oświaty).
- Od 1956 roku zaczęto rozparcelowywać ogrodnictwo, czemu byłam przeciwna - opowiada Seweryna. - Ogrody buduje się przecież bardzo długo. Utrzymałam Spółdzielnię i otrzymałam za pracę Złoty Krzyż Zasługi. Ale stosunki były tak złe, że w latach 1958 -1962 pracowałam w Lewinie Brzeskim, gdzie wzięłam z panem Kijanką dzierżawę. Potem wróciłam do Spółdzielni Ogrodniczo-Rolniczej pod kierunkiem pana Bratkowskiego, do którego miałam zaufanie. Ludzie jednak mało pracowali i strasznie kradli. W 1970 odeszłam na emeryturę.
* * *
Seweryna nie umiała być bezczynna. Uczyła w domu języków obcych. Pracowała trochę jako lektorka języka niemieckiego w ZOZ-ie.
- Było to raczej gremium towarzyskie niż lektoratowe... - wspomina.
Z końcem lat osiemdziesiątych nasiliły się dolegliwości stawów kolanowych, Seweryna przestała wychodzić z domu. Wkrótce przestała również prowadzić lekcje - bo uznała, że należy je prowadzić solidnie albo wcale.
- Uczniowie mnie odwiedzają i to jest miłe - mówi. - Jednakże coraz rzadziej przychodzą. Ludzie się teraz jakoś zamykają, nie mają dla siebie czasu. Wybierała się do mnie p. Maria Paradowska, autorka książki o moim Ojcu, ale na razie przysłała mi książkę z dedykacją. Dużo czytam, ale boję się o oczy, bo cierpię na zaćmę.
Sewerynę martwi bardzo sprawa bezimiennego grobu ojca na Powązkach. Został pochowany w rodzinnym grobowcu, ale napis, że tam leży, nie został umieszczony, mimo odnowienia grobowca. Zajmował się tym Instytut Geologii PAN. - Nic nie mogę zdziałać, bo jestem unieruchomiona. Był też projekt medalionu-płaskorzeźby. Przecież ten grób nie może być bezimienny! Pani Paradowska obiecała zająć się tą sprawą. To dobrze.
Co sądzę o współczesności?
- Widzę ten świat tak, że nacjonalizmy muszą się skończyć, bo to bezsens. Idzie era obywateli świata, którzy zachowają kulturę i tradycję narodową, ale zerwą z nacjonalizmem, bo historia dowiodła, że prowadzi on do zguby. Świadomość troski o Ziemię musi dotrzeć do wszystkich - jeśli nastąpi jej degradacja - my też zginiemy. To, co idzie na zbrojenia, niech idzie na ratunek przyrody.
Napisz komentarz
Komentarze