„Życie biegło niepostrzeżenie...
Moja matka, po której noszę imię, pochodziła z okolic Buczacza, jej rodowy majątek to Chmielowa. Ojciec ożenił się w wieku 40 lat, po wyprawach do Ameryki. Zamieszkaliśmy we Lwowie. Najcudowniej wspominam dzieciństwo. Ojciec był całym moim światem. Kochałam go i byłam kochana. Pamiętam, że jako mała dziewczynka uciekałam z łóżeczka, gdy niania zasnęła (szczypała mnie, żebym siedziała cicho) i przez straszny, ciemny korytarz i ogromny salon biegłam do pokoju ojca, właziłam do jego łóżka i tu dopiero czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Mieszkaliśmy w domu - dworku w zaułku Lwowa. Ojciec ożenił się powtórnie. Macocha była dobra, ale chorowita. Domem rządziła jej matka. Był duży ogród, weranda, troje służby, małe gospodarstwo. Jeździłam konno, hasałam z przyrodnim bratem po ogrodzie, a gdy miałam 6 lat - dzięki wieczornym czytaniom ojca poznałam „Trylogię”.
Uczyłam się w domu, chociaż początkowo posyłano mnie do Sacre Coeur. Potem były guwernantki, dzięki którym opanowałam wiedzę w zakresie szkoły powszechnej i przygotowałam się do gimnazjum. Szczególnie lubiłam pannę Matyldę, Niemkę mówiącą po francusku. Po zdaniu egzaminów rozpoczęłam naukę w Gimnazjum Wiktorii Niedziałkowskiej we Lwowie.
Ojciec był człowiekiem bardzo zajętym pracą naukową i społeczną. Wykonywał ekspertyzy źródeł uzdrowiskowych, działał jako zwolennik Piłsudskiego w „Sokole”, założył we Lwowie Dom Emigranta. Nie zawsze były z tego pieniądze, ojciec pozostał w duszy artystą. Kiedyś zamiast pieniędzy zażyczył sobie starą, zardzewiałą lampę, którą zobaczył w karczmie. Po jej oczyszczeniu okazało się, że jest to piękna mosiężna lampa oliwna z malachitowym zbiornikiem i kilkoma ramionami.
Nasz dom umeblowany był antykami, które ojciec pasjami wyszukiwał i restaurował przez swoich rzemieślników. Mieszkanie to było małe muzeum. Z lat spędzonych w domu, oprócz uwielbienia dla ojca, pamiętam przeżycia związane ze zbiorami etnograficznymi w jego gabinecie. Nieodmiennie przerażała mnie wypchana puma, której martwości nie dowierzałam.
Ojciec był pracownikiem Muzeum Etnograficzno-Przyrodniczego im. Dzieduszyckich we Lwowie (ordynacja). Opracowywał dział geologiczny i wykopaliska paleontologiczne w Staruni na Podkarpaciu. Znaleziono tam szkielet mamuta i zmumifikowane ciało nosorożca, z którego skóry okoliczni chłopi robili sobie podeszwy. Rrozkradali ją, zanim ekipa wykopalisko zabezpieczyła. Pamiętam oko nosorożca - preparat zakonserwowany w formalinie. O ile pamiętam, trafił on potem do muzeum w Krakowie. Jednym z badaczy, który to wykopalisko opracowywał naukowo, był właśnie mój ojciec.
Napisz komentarz
Komentarze