Razem z Hanią zapisałyśmy się do Związku Młodych Ziemianek we Lwowie. Były tam hrabiny, właścicielki wielkich fortun, a my z Hanią byłyśmy raczej ziemianki „doniczkowe”, ale działałyśmy energicznie. Z kuzynką przez Pawlikowskich, Beatą Obertyńską, wystawiłyśmy pantomimę „Siedem żon Sinobrodego”. Ja robiłam scenografię, a Beata pisała scenariusz.
Mój przyrodni brat, Michał, był też malarzem. Ocalał mi tylko jeden jego obraz - „Zaułek wileński”. Był też historykiem, archiwistą i bibliografem. W tym charakterze został zatrudniony w Ministerstwie Obrony Narodowej II Rzeczypospolitej. Z tego też powodu w czasie wojny i tuż po niej jego życie było szczególnie zagrożone. Znalazł się w Starobielsku, ale żołnierze ukryli skrzętnie fakt, że był oficerem. Cudem uniknął Katynia. W Starobielsku powstał jego obraz „Matka Boska Zwycięska”. Z reprodukcji i notatki w „Rycerzu Niepokalanej” dowiedziałam się, że brat żyje. Nie wrócił do Polski, zmarł w Szkocji.
Nasze pokolenie nie miało już majątku, po śmierci ojca (zmarł na wylew w 1933 roku) byliśmy bankrutami. Musieliśmy zarabiać na swoje utrzymanie. Gdy jeszcze żył ojciec, zimą mieszkaliśmy w Warszawie, mieliśmy duże grono znajomych i przyjaciół. Znałam rodzinę Wierzyńskich, Jaracza, Osterwę... Byłam młoda, życie wydawało mi się radosne i ciekawe, biegło szybko, niepostrzeżenie, aż do 1939...”.
Miałam żyć
Żeby zarabiać na życie, Seweryna objęła dzierżawę w Niemirowie, jej wspólnik ogrodnik miał krowę, było więc mleko i nabiał. Do szklarni potrzebny był opał. Pani Seweryna wspomina, jak codziennie z siekierką szła do lasu i wraz ze wspólnikiem wycinali drzewa, drewno odbierał właściciel, pozostawały pniaki jako opał do szklarni, gałęzie zaś sprzedawali. Poza tym co miesiąc otrzymywała kwotę 15 zł od kuzynki Hani Pawlikowskiej – tytułem spłaty długu. Tak żyła przez rok. Później przeniosła się do Lwowa, do pracy w kompleksie ogrodowo-szpitalnym. Zamieszkała w małym domku przy ul. Piekarskiej, którego bardzo mocne sklepienia piwniczne okazały się zbawienne podczas późniejszych nalotów bombowych.
Wybuch wojny zastał ją we Lwowie. Pierwszy nalot już pierwszego dnia wojny był wielkim zaskoczeniem, lwowianie początkowo myśleli, że to ćwiczenia. Niemiecka Luftwaffe zbombardowała strategiczne obiekty w mieście - dworce autobusowe i kolejowe, żeby utrudnić przemieszczanie się wojska. Było bardzo dużo ofiar wśród ludności cywilnej.
- Pobiegłam na swój posterunek do szpitala - spływał krwią. Brałam też udział w obronie przeciwlotniczej. Wierzyliśmy, że ruszy się Anglia, ale nie było żadnej wiadomości - wspomina Seweryna. Niemcy byli już na rogatkach Lwowa, kiedy ruszyła „na pomoc” Armia Czerwona. - Nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć. Wkroczyli brudni, obdarci, prowadząc konie na postronkach. Nasi żołnierze składali broń - to był straszny dzień. Powstał rząd ukraiński, pozostający pod wpływem władzy radzieckiej.
Połowę wzorowego i wypielęgnowanego szpitala zajęło wojsko radzieckie, doprowadzając wkrótce jego wnętrza do stanu opłakanego. Wszystkie wyższe stanowiska pracy przejęli Ukraińcy. Administratorem został – jak wspomina Seweryna - typowy fanatyczny i prymitywny bolszewik nazwiskiem Kiselow: - Znienawidził mnie od pierwszego dnia, bo pochodziłam z „panów”.
Próbował różnych metod i oskarżeń, by mi zaszkodzić, drażniła go również sympatia, którą mnie obdarzano, także ze strony Ukraińców.
Nadszedł czerwiec 1941 roku, czas straszliwych zbrodni popełnionych przez Rosjan na ludności polskiej tuż przed zajęciem Lwowa przez Niemców - masowe egzekucje w obozie koncentracyjnym przy ul. Janowskiej, podpalenie więzienia przy ul. Kazimierzowskiej, wyjątkowe okrucieństwa oprawców. We wspomnieniach Seweryny pozostały wstrząsające świadectwa tych zdarzeń.
Napisz komentarz
Komentarze