II
Przejdziemy teraz inne jeszcze podania o morowej zarazie. Na Powiślu krąży odwieczne podanie, że kiedy morowe powietrze zaczęło grasować w polskiej ziemi, wnet się zjawiała i morowa niewiasta, która na wozie objeżdżała grody i wioski. Gdzie tyko się tylko zatrzymała, zaraz ponurym głosem pytała: "Co robicie?". Jeżeli z domostwa odpowiedziano: "Śpimy", niewiasta morowa wtedy wyrzekała: "Śpijcież na wieki", a dobywszy czerwonej chusty, powiewała nią po trzykroć i cały dom wymierał. Jeżeli zaś na jej pytanie: "Co robicie?", odpowiadano: "Nic nie robimy, tylko Boga chwalimy", mówiła wtedy: "Chwalcież go na wieki", i z pochyleniem głowy odjeżdżała nie dotknąwszy nikogo morem.
U Litwinów widzimy toż samo podanie urozmaicone jednak więcej. Lud wyobraża sobie podobnież morowe powietrze w postaci dziewicy. Mickiewicz przytacza w treści słyszaną tam niegdyś pieśń starożytną:
"We wsi zjawiła się morowa dziewica i według zwyczaju przez drzwi lub okno wsuwając rękę i powiewając czerwoną chustką, rozsiewała śmierć po domach. Mieszkańcy zamykali się warownie, ale głód wkrótce zmusił ich do zaniedbania tego środka ostrożności. Wszyscy więc czekali śmierci. Pewien szlachcic, lubo dostatecznie opatrzony w żywność i mogący najdłużej wytrzymać to dziwne oblężenie, postanowił jednak poświęcić się dla dobra bliźnich. Wziął szablę, na której było imię «Jezus», imię «Maryja» i tak uzbrojony, otworzył okno domu. Szlachcic jednym zamachem uciął straszydłu rękę i chustkę zdobył. Umarł wprawdzie i cała jego rodzina wymarła, ale odtąd nigdy we wsi tej nie znano morowego powietrza. Chustka owa miała być zachowaną w kościele, nie pomnę jakiego miasteczka".
Podle podań litewskich, kreśli nam tenże poeta obraz straszny moru w Wallenrodzie:
"Kiedy zaraza Litwę ma uderzyć,
Jej przyjście wieszcza odgadnie źrenica;
Bo jeśli słuszna wajdelotom wierzyć,
Nieraz na pustych cmentarzach i błoniach
Staje widomie morowa dziewica,
W bieliźnie, z wiankiem ognistym na skroniach,
Czołem przenosi białowiczkie drzewa,
A w ręku chustką skrwawioną powiewa.
Strażnicy zamków oczy pod hełm kryją,
A psy wieśniaków, zarywszy pysk w ziemi,
Kopią, śmierć wietrzą i okropnie wyją.
Dziewica stąpa kroki złowieszczemi
Na sioła, zamki i bogate miasta,
A ile razy krwawą chustką skinie,
Tyle pałaców zmienia się w pustynie;
Gdzie nogą stąpi, świeży grób wyrasta".
* * *
Na dawnej Rusi Czerwonej (w Galicji) wyobrażano sobie mór w postaci niewiasty chodzącej, która się ludziom obnosić każe. Posłuchajmy podania dotąd [opowiadanego] na starem Pokuciu:
"Siedział młody wieśniak pod modrzewiem, a był dzień skwarny i słońce strasznie dopiekało. Spojrzał na gościniec i widzi, że postępuje z wolna ku niemu niewiasta na wysokich nogach, cała białą płachtą owiniona. Zląkł się zrazu, zerwał się na nogi i chciał uciekać, ale widmo długą ręką zatrzymało przestraszonego gospodarza.
– Znasz mór? To ja jestem! Weźże mnie na barki swoje i obnoś po całej Rusi; nie pomijaj ani wioski, ani miasta, ani żadnej osady, bo wszędy zawitać muszę. Ty nie lękaj się niczego, zdrów będziesz wśród umarłych. I długie ręce przewiesza przez szyję biednego kmiecia. Szedł więc gospodarz ów, zdziwiony wielce, że żadnego ciężaru nie czuje. Spojrzy za siebie, ale widzi, że na barkach siedzi mu ciągle straszne widmo. Przyniósł je najpierw do bliskiego miasteczka. Po gospodach tańcowano, w całym grodzie gwar pełen życia i swobody.
Ledwie zatrzymał się w rynku, niewiasta powiała swoją płachtą i zaraz ustały ochocze tańce, a żałoba pokryła wszystko. Kędy spojrzy wystraszony, niosą trumny, w dzwony kościelne dzwonią, wyludniają się domy, a na cmentarzu zabrakło już ziemi. Na samym rynku trupy niegrzebione stosami leżą. Gdzie wioską przejdzie, ta zaraz staje pustkowiem; uciekają zewsząd ludzie z wybladłym od strachu obliczem, a po drogach, polach, lasach w bólu się tarzają, krzycząc i konając. Na wysokim wzgórzu stała wioska jego, kędy sam mieszkał, gdzie zostawił żonę, drobne dziatki i stare rodzice swoje. Zakrwawiło mu się serce: więc nie idzie prosto drogą, ale z dala swoją wioskę okrąża i silnie podchwytuje za długie nogi siedzącą mu na barkach niewiastę, żeby zeń zeskoczyć nie mogła. Spojrzy, aż tu Prut niebieski, na nim wszędy po drugiej stronie wioski na wybrzeżach i po wzgórzach, a za niemi coraz wyższe stoją góry, to zielonawe niżej, dalej czarne, a nad nimi Czarna Hora śniegiem ubielona. Zwraca się więc szybko do rzeki, rozpędza się, skacze, cały zanurza się w wodę, chcąc utopić złą niewiastę i uchronić od klęski swą ziemię. Sam zginął w falach Prutu, a powietrze, co niesione nie ciążyło i utonąć nie mogło, przestraszone tą odwagą, uciekło w lasy na góry. Tak ocalił swoją wioskę, swą rodzinę i resztę tej ziemi, do której nie doniósł niewiasty morowej".
Po morowej zarazie, zajęła miejsce nieznana dawniej na przestrzeniach naszego kraju dżuma. I o niej zaraz powstały podania ludowe. Posłuchajmy, jak ją sobie Polacy wyobrażali.
"Kiedy się pierwszy raz pojawiła, koguty wszystkie ochrypły i żaden nie piał nigdy; psy nawet, domowe stróże, traciły głos i zaszczekać nie mogły, lubo czują widmo dżumy i widzą je z dala. Wtedy warczą, rzucają się zajadle na nie, a dżuma drażnić je najwięcej lubi.
Spał parobek młody na wysokim brogu siana, a przy nim stała drabina. Noc była widna, miesiąc na czystym niebie jasno przyświecał, a ciepła noc, bo to pierwsze dnie już lipca [nastały]. Wtem nagle, jakby niesiona wiatrem, z daleka napływa wrzawa, w której wyraźnie zbudzony ze snu mógł rozróżnić warczenie psów zajadłe i skowyczenie. Porwał się na nogi i widzi z przestrachem, jak pędzi prosto wysoka niewieścia postać, cała w bieli, z rozczochranym włosem, a psy za nią. Na jej drodze stał długi i wysoki płot; widmo jednym go susem przesadza, dopada do brogu siana, na drabinę wskakuje, a bezpieczne w tym schronieniu ciągle psom nadstawia nogę i drażniąc zajadłą ich gromadę, woła bezustannie: «Na! Goga, noga! Na! Goga! Noga!». Parobek poznał od razu straszliwą dżumę; podchodzi więc z cicha i zrzuca z brogu drabinę. Wysoka niewiasta spada i psy ją porywają. Pogroziła mu długą, a wychudłą ręką i znikła w polu. Młody wieśniak nie umarł z zarazy, ale odszedł od rozumu i całe życie nadstawiał nogę, i nic innego przemówić nie mógł, jeno one wyrazy niewiasty-dżumy: «Na! Goga, noga! Na! Goga! Noga!»".
Inne podanie opowiada.
Napisz komentarz
Komentarze