- Twoje ogromne serce lśni z daleka, twoja energia mnie podnosi - tak o tobie pisze Maja.
- Tak. Ale to samo mogę powiedzieć o niej, bo to jest tak niezwykła osoba. W ogóle samo to, że spotkałyśmy się w tym całym świecie Instagrama, który niekoniecznie kreuje tylko dobro, to już jest niesamowite i choćby właśnie dlatego było warto na tym portalu założyć profil. Ale... Ja nawet nie mogę się z Mają równać, przecież ona praktycznie poświęciła życia, teraz na stałe wyjeżdża do Kenii, po to, aby nie tylko realizować siebie, ale tak naprawdę odnaleźć się dla kogoś, bo przecież pomaga tamtym ludziom bezinteresownie. Jest takim typem człowieka, jaki chyba się nie zdarza i to raczej niemożliwe, aby drugi raz poznać kogoś takiego jak ona.
- A pamiętasz pierwszą wiadomość na Instagramie? Kto do kogo napisał?
- To było tak, że ją wypatrzyłam w internecie i kupiłam od niej t-shirt w ramach pomocy i zaczęłyśmy po prostu pisać do siebie. Spontanicznie.
- Nie miałaś określonego celu, że kupisz koszulkę i może razem też coś zrobicie?
- To była zupełnie luźna rozmowa. Zwyczajna. O rozmiarze koszulki. Potem zaczęłyśmy się obserwować w internecie i w zasadzie to był mój pomysł, pojawił się nagle. Zaproponowałam, że może byśmy coś razem zrobiły. I ona odpisała. Już wtedy się zacieśniły nasze przyjaźnie.
- To było na początku pandemii?
- Tak. Trochę koronawirus się przyczynił do tej znajomości, bo uwięził Maję w Paryżu, zamknął ja tam. I każdy wtedy szukał kontaktu, jakiejś dobrej energii od drugiego człowieka. Cały czas rozmawiałyśmy, ale jeszcze wtedy nie było wielkich planów. Później doszłyśmy do wniosku, że coś z tym trzeba zrobić i tak to się zrodziło. Ona kupiła sobie bilet do Kenii i stwierdziła, że tam poleci, ja też trochę pomogłam finansowo jej fundacji "Sewing Together", bo wiedziałam, że jest w ciężkiej sytuacji i nie może nic zrobić. Była taka umowa, że ona leci do Kenii i robimy razem kolekcję ubrań. To miała być pełna kolekcja, między innymi takich lekkich letnich narzut, z zachowaniem stylu kenijskiego. No i nagle koronawirus odciął nam wszystkie możliwości. Już wiadomo było, że ona do tej Kenii nie poleci, wiadomo było, że w Francji traci pracę i musi wrócić do Polski. 6 lat swojego życia spakowała więc do walizek i przyleciała do Polski. Stwierdziłyśmy, że w tamtym momencie nie możemy zrealizować tego planu, bo ludzie nie podróżują, nie będą kupować tego typu ubrań, więc po prostu zróbmy tylko te t-shirty.
- Nagle jej życie się zawaliło przez koronawirusa, ale wyszło też coś dobrego, bo się spotkałyście. Napisała na publicznym profilu, że dałaś jej niezwykłą moc i chęć do działania...
- Ona tak twierdzi. Mówi, że ją zmobilizowałam, dałam kopa, bo ileś tam lat nie projektowała, tylko pracowała w modelingu. Jest piękna, wysoka, szczupła. To projektowanie nagle jej się włączyło, odzyskała wenę.
- Na czym polega akcja. Kupuję taką koszulkę za 89 złotych i co się dzieje dalej?
- Te pieniądze, które otrzymuję z koszulek, wszystkie przelewam na fundację "Sewing Together" i dalej ogarnia to Maja, bo ona fundację prowadzi od lat. Teraz te pieniądze idą na pierwsze potrzeby, czyli na jedzenie. Ona sprzedawała też maseczki, wysyłała pieniądze na jedzenie. Teraz próbuje w Mombasie zbudować stanowiska pracy dla kobiet, kupić maszyny do szycia. Musi być pomieszczenie do tego, uczy dziewczyny obchodzenia się z materiałem, farbowania, szycia, wszystkiego, nawet modelingu, bo one też się do tego nadają. Wiem, że jak się tylko granice otworzą, ona kupuje bilet i tam wyjeżdża. Z tego co mi mówiła, to już na zawsze...
- Jest tego pewna? Odpowiedź na to i wiele innych pytań w e-wydaniu "Powiatowej". TUTAJ artykuł w CAŁOŚCI - koszt e-wydania 2.90 zł
Chcesz wesprzeć akcję Marty i Mai - wejdź na cherrystore.pl i kup coś z kolekcji "tęczowa Afryka"
Napisz komentarz
Komentarze