- Ci ludzie nie chcą wiele, tylko coś zjeść - mówi Pani Agnieszka Furgała, która od blisko 4 lat gotuje dla bezdomnych i potrzebujących w oławskiej jadłodajni Caritas, która wczoraj wznowiła działalność.
Jadłodajnię zamknięto ze względu na cowid-19 i remont placu Piastów, który oficjalnie jeszcze się nie zakończył, ale jest na takim etapie, że potrzebujący mogą bezpiecznie dojść do budynku Caritas, w którym od 16 lat funkcjonuje jadłodajnia - tylko dzięki pomocy, wsparciu i datkom darczyńców, mieszkańców diecezji, wiernych i ludzi dobrej woli - powiedział na dzisiejszej konferencji prasowej dyrektor wrocławskiego Caritas ksiądz Dariusz Amrogowicz, dziękując wszystkim dobrodziejom za pomoc i zachęcając do współpracy, bo - jak mówił - pomóc może każdy. Jedni przynosząc produkty żywnościowe, z których przygotowywany jest posiłek dla ubogich, inni - wpłacając pieniądze na konto Caritas.
Z jadłodajni w Oławie korzysta od 80 do 120 osób. Koszt wyżywienia jednej osoby to około 50 zł miesięcznie. Skorzystać może każdy potrzebujący, który sobie nie radzi. - Nasze drzwi są otwarte dla każdego - dodaje ks. Amrogowicz i nie ukrywa, że potrzebna byłaby pomoc samorządu, gdyż stały dochód pozwoliłby lepiej zorganizować pracę i funkcjonowanie placówki, gdyż przygotowanie posiłków to nie jest jedyny koszt utrzymania placówki.
Radości z ponownego otwarcia placówki nie kryli potrzebujący. - Dużo ludzi na to czekało, bo jak było zamknięte, to musieli szukać jedzenia - mówi pani Edyta. - Czasem się udawało, a czasem nie. Różnie to bywa. A niektórzy nawet nie mają domu, czyli gdzie podgrzać tego jedzenia, dlatego jedzą tutaj.
- Jakoś sobie radziłam, ale czasem głód ściskał żołądek, bo nie mam pieniędzy, żeby codziennie sobie kupować - dodaje pani Irena.
Radości z otwarcia jadłodajni nie kryje też Agnieszka Furgała, która od blisko czterech lat gotuje zupy dla ubogich, ale nie tylko. - Staram się jak mogę, by pomóc tym ludziom - mówi. - Kiedyś też od nich stroniłam, jak widziałam siedzących i żebrzących pod sklepem. Dzisiaj wiem, że to naprawdę bardzo fajni ludzie, wielu mądrych i wykształconych, tylko są bardzo pokrzywdzeni przez los, choroby, niespodziewane problemy, które ich przerosły i chcą zjeść, ale też z kimś porozmawiać. Przyjdą wyżalą się i jest im lepiej. Co więcej mogę zrobić? Widzę, że wychodzą stąd zadowoleni. Dziękują za poświęcony czas, że mogli wyładować emocje. Wiem, że nie żebrzą pod sklepem, bo chcą, tylko bo muszą. Najbardziej mnie jednak wzrusza, gdy przychodzą dzieci. Mam ich tu ośmioro w wieku od 3 do 15 lat. Niektóre maluszki wystawiają na blat rączki i pytają: "Czy pani coś jeszcze ma?". Zawsze staram się mieć chociaż coś słodkiego. Pracuję tu już prawie cztery lata i nigdy żadne z nich nie zapytało, co jest w tej zupie, tylko czy ona w ogóle jest. Dlatego staram się dać im coś jeszcze. Bywa też, że proszą, by im pomóc znaleźć sandałki, a czasem jakąś zabawkę. Znają mnie i mają już na tyle odwagi, by mnie o to prosić. To fajnie, gdy mogę pomóc. Na święta robię im paczki. Pomocy potrzebują też dorośli i pomagam. To naprawdę bardzo fajni ludzie i przez te lata bardzo się z nimi związałam. Otrzymują tu to, czego chcą, a nie chcą wiele, tylko coś zjeść. Dlatego bardzo się cieszę, że jadłodajnia znów działa.
Napisz komentarz
Komentarze