Dojeżdżając do Wrocławia przez cały okres studiów miałem możliwość obserwowania, co się dzieje w Oławie. Ważną była informacja, że jednak nie powstanie sala widowiskowa z powodu sprzeciwu użytkowników przydomowych ogrodów. Sala z minisceną w OK stała się kinem, skutecznie ograniczając przez 4 dni w tygodniu i tak już skromne możliwości prezentacji kameralnych spektakli. Dyrekcji kin przybyło za półdarmo nowe kino (wartość foteli i projektorów). Podobno dyrektor M. miał ambicję posiadać najwięcej kin w kraju.
Wiele osób miało wątpliwości, czy warto było likwidować popularną salę taneczną, żeby powstało drugie kino w mieście, o czym świadczyła niska frekwencja. Seanse ośrodkowego kina były w kolizji z pracą zespołów muzycznych, które na ogół nie pracują w ciszy. Zwłaszcza, że jedyne takie pomieszczenie znajdowało się w bezpośrednim sąsiedztwie sali kinowej. Oprócz tych użytkowych nonsensów "projektant" zdegradował też ciekawą architekturę siedziby byłej loży masońskiej do wyglądu klocka.
Takie opinie dochodziły też do naczelnika powiatu Ryszarda Broszkiewicza, który sprawował swój urząd dopiero od kilku miesięcy. W rozmowie zachęcającej mnie do przyjęcia kierownictwa OK przyznał, że ma świadomość odpowiedzialności swoich poprzedników za zbagatelizowanie problemu i że ma pomysł na rozwiązanie sprawy.
Zamierza mianowicie wybudować wielofunkcyjny obiekt z dużą salą teatralno-kinową i z biblioteką, która funkcjonowała w ciasnocie nad apteką. Obiekt mógłby powstać za Oławką (w pobliżu dzisiejszego Aldi). Obecny OK zostałby przeznaczony na ognisko muzyczne, które mieściło się obecnie w moim byłym domu rodzinnym przy Placu Jedności Narodowej i z uwagi na amfiladowy układ pomieszczeń zupełnie nie przydatny do tego celu..
Niemal wszystko przemawiało za tym, żebym się nie zgodził – to żadna satysfakcja kierować taką niefunkcjonalną firmą! Naczelnik zapewniał jednak mieszkanie kwaterunkowe i pracę dla żony. Ale o przyjęciu oferty zadecydowała wiadomość, że wkrótce kopalnia zostanie zlikwidowana. Za powrotem do Oławy była cała rodzina. Więc się zgodziłem, wiedząc, co mnie czeka.
* * *
1 lutego 1974 r. z rąk naczelnika powiatu otrzymałem nominację na dyrektora Ośrodka Kultury w Oławie. Tak się teraz nazywał PDK czyli Powiatowy Dom Kultury.
Już na początku urzędowania sprawdziłem w Wydziale Kultury Urzędu Wojewódzkiego (dalej WK) jakie są możliwości finansowania takiego zadania. Poinformowano mnie, że żadne, bo priorytetem są domy kultury w powiatach oddalonych od Wrocławia.
Plany naczelnika wkrótce stały się nieaktualne. W połowie 1975 r. zlikwidowano powiaty i stanowiska naczelników a Ryszard Broszkiewicz rozpoczął karierę naukową, by wkrótce zostać profesorem ekonomii.
* * *
Praca w Bolesławcu, w jednostce podległej najbogatszej, górniczej branży zawodowej pozwoliła mi poznać duże możliwości i wysokie standardy funkcjonowania placówek upowszechniających kulturę na Śląsku, z którymi jednostki samorządowe nie mogły się mierzyć.
Już pierwsze miesiące pracy w OK w potwierdziły w jak niesprzyjających warunkach przyszło mi pracować. Utwierdziłem się w przekonaniu, że pieniądze wydane na remont PDK zostały zmarnowane przez niekompetencję i głupotę inwestora i projektanta, w czym niemały udział musiał mieć słaby nadzór WK Udało mi się zaprosić na "wizję lokalną" dyrektora tej jednostki (zapomniałem nazwiska), który nie krył zdumienia i zaskoczenia. Wizyta zakończyła się konstatacją, że wprawdzie aktualnie priorytetem inwestycyjnym jest Panorama Racławicka, ale na modernizację i niewielką rozbudowę..."niech naczelnik miasta wystąpi jak najszybciej, przypominając, że sami zbudowaliście amfiteatr".
WK zgodził się tylko na program modernizacji w postaci rozbudowy na przyległych ogrodach pomieszczeń dla ruchu amatorskiego, kawiarni, sali wystawowej i szatni z toaletami. Tym razem nie było protestów. Wykonawcą zostało wrocławskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Obiektów Kultury, z którym uzgodniłem, że budowa będzie przebiegać przy możliwie jak najdłużej działającym OK. Spędziłem kilka dni w biurze projektowym wykonawcy na dyskusjach o programie użytkowym nowego skrzydła, żeby nie dopuścić do zaprojektowania jakichś bzdur. Budowa rozpoczęła się w 1976 r., 5 lat po poprzednim remoncie.
|* * *
Dzięki przychylności kierowniczki Kina Odra Janinie Kowalskiej i jej zgodzie na korzystanie z sali kinowej na organizację imprez estradowych na własne ryzyko – podjąłem rozmowy w tej sprawie z Impartem, w tym czasie monopolistą w tej dziedzinie. Ustaliliśmy, że koncerty najpopularniejszych wykonawców będziemy mogli organizować samodzielnie pod warunkiem, że będą to każdorazowo 2 spektakle (ok. 900 widzów), a do amfiteatru będziemy angażować również ich mniej znane zespoły.
Renomowane domy kultury, które miałem okazję poznać, usilnie zabiegają o to, aby mieć tzw. znak firmowy. Dziś wszelkiej maści autorzy-plagiatorzy różnych programów promocji miast czy instytucji określają to mianem "brandu". Długo nie musiałem wymyślać, bo wcześnie w siedzibie powiatu natknąłem się na właściciela zabytkowego kabrioletu, którym okazał się powiatowy plastyk Andrzej Sieragowski. Dowiedziałem się od niego, że brał udział w krajowych i zagranicznych rajdach samochodów weteranów i że może pomóc zorganizować coś takiego w Oławie. Nie można było tego zrobić bez udziału wrocławskiego Automobilklubu. Pomysł im się spodobał, ale do realizacji w przyszłym, 1975 roku. Wybraliśmy termin czerwcowy, na Dni Oławy.
Za kilka dni Andrzej kończył pracę, bo likwidowano powiaty, więc go przetransferowałem do OK. Imprezę powtórzyliśmy w następnym roku, ale więcej się nie udało, bo uczestnicy narzekali na fatalne warunki zakwaterowania, a w mieście brakowało hotelu. Brand nie wypalił.
* * *
Najpopularniejszymi występami plenerowymi do jesieni 1980 r. były koncerty prawie 50 zespołów amerykańskich uczelni pod wspólną nazwą Ambasadors Friendship (ponad 30 nieodpłatnych imprez, które organizowaliśmy wspólnie z wrocławskim Almaturem).
Sporą frekwencją cieszyły się własne imprezy: Turnieje Dyrektorów, imprezy z okazji dwukrotnego awansu oławskich piłkarzy do II ligi, coroczne Dni Dziecka z losowaniem roweru oraz gościnnie Kolorowe Wsie (org. WDK). |
|Współpraca OK z Kinem Odra nie była tak intensywna. Dotyczyła zwyczajowo 6 lub 7 imprez politycznych w roku: rocznicy wyzwolenia Oławy, Dnia Kobiet, 1-go Maja, Wojska Polskiego, Dnia Nauczyciela i Rewolucji Październikowej. Nie pamiętam, czy również z okazji 22 Lipca, bo podaję tę informację za miesięcznymi programami imprez OK (z repertuarem kina, wyjazdów do teatrów i z krzyżówką), które z wyjątkiem wakacji ukazywały się od stycznia 1978 r. do grudnia 1981 r. i kolportowane były gratis w kioskach Ruchu (na zdjęciu obok). Komplet ich zachowałem na pamiątkę i jest to jedyne źródło poznania, co się działo w tym czasie w OK. Inna dokumentacja została zniszczona.
|Z tych programów wynika też, że w ciągu 4 lat OK zorganizował w Kinie Odra koncerty M. Rodowicz, I. Santor, I. Jarockiej, H. Kunickiej, zespołu Andrzej i Eliza oraz Teatru Syrena z komedią "Skok do łóżka". W sumie więc współpraca między naszymi instytucjami była dość częsta, 9-10 razy w roku. Kierowniczka Janina Kowalska chętnie użyczała nam sali. Pokrywaliśmy tylko koszty osobowe za obsługę i nadzór, których pracownicy kina nie mieli przy imprezach miejskich. Rola kina polegała na ogrzaniu widowni i pomieszczenia zwanego na wyrost "garderobą" (bez toalety) w okresie jesienno-zimowym.
OK odpowiadał za zaangażowanie wykonawców, wykonanie i powieszenie okolicznościowej dekoracji, nagłośnienie części oficjalnej i przywiezienie z OK mównicy. Moi poprzednicy mieli jeszcze jeden obowiązek: ustawienie tzw. stołu prezydialnego i jego demontaż na oczach widzów. Ten rytuał był powszechny i kłopotliwy zwłaszcza przy sfeminizowanej obsadzie pracowniczej. W porozumieniu z naczelnikiem Broszkiewiczem postanowiłem nie stawiać stołu na pierwszej mojej akademii z okazji 1 Maja. Zostawiliśmy na scenie tylko mównicę i zarezerwowaliśmy 1. rząd dla aktywu. Żeby nie było za goło, wkoło proscenium ustawiliśmy wypożyczone paprotki. Niezadowolonym tłumaczyłem, że w innych miastach to już jest standard. Ten wiekopomny akt buntu przeciw reżimowym zwyczajom proponuję zaliczyć do historii Kina Odra.
Najbardziej dokuczliwy był stan zaplecza dla wykonawców. Skorzystanie z toalet dla publiczności wymagało przejścia przez widownię. Nasłuchaliśmy się kąśliwych uwag i porównań z mniejszymi od Oławy miejscowościami. Władze miejscowe nie mając prawa własności obiektu, były bezradne.
|Ze współpracą ściśle kinową nie było już tak sielankowo. Nasze kino było dla pani Kowalskiej konkurencją (?). Zastrzegła sobie w dyrekcji, że jeśli tytuł jest kasowy, to jej kino będzie grało go do ostatniego widza.
Podejmowane próby zorganizowania DKF i kina studyjnego nie powiodły się. Być może przyczyna tkwiła w tym, że ambitne filmy stały się domeną telewizji.
|Większe zainteresowanie budziły wtorkowe autokarowe wyjazdy do wrocławskich teatrów, opery i filharmonii (i co roku na maraton kabaretowy do Opola). Mieliśmy w tej sprawie stałą umowę z MOSiR-em kierowanym przez Mieczysława Walasa.
Dyrektor Krajowego Biura Koncertowego wybrał naszą placówkę do comiesięcznych niedzielnych koncertów sław muzycznych (m.in. Wanda Wiłkomirska, Kaja Danczowska i ok. 20 innych), które osobiście zapowiadał a jego agencja ponosiła wszystkie koszty. To wyróżnienie zobowiązywało nas do zainicjowania stałych, comiesięcznych koncertów dla szkół, które realizowaliśmy w oparciu o studentów i wykładowców wrocławskiej Akademii Muzycznej. Częsty kontakt młodzieży z zawodowym teatrem zapewniały spektakle żywego planu i lalek z Opola, Jeleniej Góry i Wałbrzycha.
W piwnicznej kawiarence lub na kameralnej scenie organizowaliśmy własne imprezy np. "Biesiady Blagierów" (dwukrotnie jurorem był dr Jan Miodek), konkursy piosenki przedszkolnej i spektakle prowadzonego przez Bożenę Potoczny amatorskiego teatrzyku. Jego uczestniczki, licealistki podjęły się też animacji kukieł w kilku przedstawieniach Szopki Noworocznej (1981 r.). Lalkowe podobizny bohaterów przygotowała Kazimiera Rudnicka, a głosów użyczyli członkowie mojej rodziny i przyjaciele. Oprawę muzyczną przygotowałem ze znajomymi muzykami a teksty piosenek napisałem z pomocą Karola Mykietyna, ojca słynnego kompozytora, ówczesnego przewodniczącego RM i prokuratora rejonowego, który z racji swych funkcji nie mógł tego ujawnić, co czynię obecnie.
* * *
Nowe skrzydło umożliwiło od 1984 r. organizowanie nie tylko pracy zespołów z zakresu muzyki, tańca, teatru i plastyki. ale i możliwość prowadzenia działalności rozrywkowo-towarzyskiej w kawiarni w postaci profesjonalnych dyskotek dla dorosłej młodzieży, zabaw dla dorosłych pn. "Loża 40-latków" oraz dyskotek dla nieletnich w byłej sali kinowej. Organizowaliśmy teraz bale sylwestrowe dla ok. 300 osób, na 2 salach tanecznych i kilku konsumpcyjnych. Dla kawiarni zdobyłem pozwolenie na sprzedaż alkoholu w postaci drinków argumentując, że wrocławskie kluby środowiskowe - prawnicy, dziennikarze, lekarze nie są kimś lepszym od naszych bywalców. Nie dałem się namówić na sprzedaż piwa i organizację wesel. Nigdy nie odebrano nam tej zgody.
* * *
Remont trwał ok. 7 lat przy ciągłym braku materiałów budowlanych, co zbiegło się z przeprowadzką do pomieszczeń zastępczych z powodu braku opału i stanem wojennym. Zawieszone były też prace modernizacyjne. Po powrocie "z wygnania" wykonawca rozpoczął fazę scalania starej i nowej części obiektu, co pozwalało na pracę w OK tylko pracownikom, bez udziału użytkowników. Wykorzystaliśmy ten okres na rozbiórkę amfiteatralnej widowni, położenie parkietu oraz wykonaniu toalety przy scenie. OZK zapowiedział bowiem likwidację naszego kina. Zaproponował odsprzedaż projektorów i foteli.. Zgodziliśmy się na prawie zamortyzowane fotele, które później sprzedaliśmy korzystnie WDK-owi.
* * *
Otwarcie nowej części zbiegło się w czasie z inauguracją obchodów 750-lecia Oławy, które organizowaliśmy wspólnie z Towarzystwem Miłośników Oławy kierowanym przez Irenę Suską, od 1982 r. dyrektorką LO. Impreza inauguracyjna odbyła się w Kinie Odra. Przygotowania do jubileuszu rozpoczęły się znacznie wcześniej, już w 1979 r., gdy pani prezes była zastępcą naczelnika miasta. Konferencji historycznych pod kierunkiem prof. Krystyna Matwijowskiego odbyło się kilka i planowaliśmy, że w roku jubileuszowym ukaże się monografia miasta.
Do liczących się w mieście osób wysłaliśmy ankiety z propozycjami programowymi i prośbą o własne propozycje.. Zainteresowanie było niewielkie. Ja zaproponowałem m.in. zaproszenie na nasz jubileusz podobnej wielkości miasta z Europy Zachodniej o podobnej metryce powstania, i - jak Oława - z kogutem w herbie. Zobowiązałem się do znalezienia takich miast, co w tamtych latach nie było takie proste.
Z czasów studenckich zachowałem kartę wstępu do czytelni w Ossolineum, gdzie bez zamawiania dostępne były wszystkie tomy Encyklopedii Laroussea. Wertowałem kartka po kartce kolejne tomy, by znaleźć herby francuskich miast "kogucich". Nie dziwię się, że to wzbudziło sensację wśród obecnych w czytelni, że "szukam obrazków" aż podeszła kierowniczka sali i poznawszy mój problem, użyczyła mi specjalne pomieszczenie, gdzie przyniesiono mi pozostałe tomy. Na skopiowanie kilku znalezionych herbów nie zgodziła się.
Niestety, to wszystko miało miejsce w stanie wojennym, kiedy nasz pomysł był nie do zrealizowania i trzeba było go odłożyć na lepsze czasy.
.* * *
|Przedłużyliśmy te obchody do połowy 1985 r., bo obiecywany nam przez wrocławski ośrodek wcześniejszy termin telewizyjnego turnieju miast był nieaktualny. Chcieliśmy, żeby w Oławie wystąpił Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk". Byłem w Koszęcinie i wstępnie ustaliłem, że wystąpią w jednym czy drugim terminie pod warunkiem, że estrada będzie zadaszona. Na naradzie u naczelnika miasta Michała Wąsiewicza ustaliliśmy, że nawet gdy nie dojdzie do Turnieju Miast, warto estradę zadaszyć na przyszłość. Chyba Heniek Leszczak znalazł na Politechnice profesora, który to szybko wykonał.
Wiosną 1985 r. przyszła informacja, że Turniej odbędzie się w maju a przeciwnikiem będzie Szczecinek. Ogłosiłem ten fakt na jednej z pierwszych lóż, w której uczestniczyli m.in. pracownicy oławskich firm, że pilnie poszukujemy wykonawcy zadaszenia. Zgłosił się Florian Boratyński i obiecał zainteresować tym kierownictwo swego zakładu (chyba Prodryn?). Resztą zajmował się naczelnik, który namówił również Tworzywa Sztuczne ERG do zastosowania ich produktu na pokrycie konstrukcji
* * *
|Zwiększony blisko trzykrotnie powierzchniowo i wielokrotnie pod względem warunków do działalności merytorycznej obiekt otrzymał od Wydz. Kultury UW dodatkowo 1 etat, z 12 na 13 i żadnej zwyżki dotacji. Zmuszeni byliśmy do poszukiwania nowych źródeł zarabiania. Po nieudanej próbie powierzenia kawiarni ajentowi, zmuszeni byliśmy do prowadzenia jej we własnym zakresie, co miało też swoje dobre strony. Weszły bowiem nowe przepisy, pozwalające zwiększać wydatki bezosobowe o kwoty tzw. dochodów od ludności. Takimi były wpływy z kawiarni i ze sprzedaży (częściowo) biletowanych imprez. Stosowaliśmy to już od 10 lat, głównie dzięki współpracy z Kinem Odra. Ostrożnie wprowadzaliśmy też w amfiteatrze biletowane imprezy z udziałem znanych wykonawców. Rekordem kasowym (blisko 2000 widzów) była impreza, w którym plejada wykonawców zgodziła się potraktować występ jak próbę generalną na kilka godzin przed festiwalowym maratonem w Opolu.
Przybyło kilkoro instruktorów zespołów i sekcji oraz pracownicy kawiarni. Zatrudniłem też kierownika administracyjnego, Andrzeja Danickiego, dotychczasowego szefa klubu ZNTK, człowieka kompetentnego w kilku dziedzinach, który okazał się osobą niezwykle pomocną. Powinienem wymienić tu jeszcze Franciszka Pażdziernika, z którym 7 lat wspólnej pracy przebiegło w atmosferze, tak sądzę, obopólnego zaufania.
Współpraca z Kinem Odra zmniejszyła się w dużym stopniu z uwagi na rezygnację władzy z kilku imprez politycznych i okoliczności, że zakłady pracy przestały kupować bilety dla pracowników.
To się odbiło też na Kinie Odra. Pani Janina Kowalska odeszła na emeryturę jeszcze w 1982 r., gdy nie było jeszcze tak źle i było dla kogo grać. Kino podupadało coraz bardziej. Miastu groziło, że mając jeszcze niedawno 2 kina, wkrótce nie będzie miało żadnego. Przynajmniej takie wieści dochodziły do mnie w czasie, gdy byłem już daleko od tych spraw.||
Bo ja też musiałem odejść, choć z zupełnie innych powodów. Żałowałem głównie, że nie zdążyłem dokończyć budowy naturalnego lodowiska.
Miałem szczęście działać w okresie, gdy w oławskim samorządzie, urzędzie i jego agendach pracowali ludzie kompetentni, o szerokich horyzontach, których wymieniłem wytłuszczonym drukiem.
CDN.
Jerzy Witkowski
Napisz komentarz
Komentarze