Listy do redakcji
W poprzednim liście, będącym jednocześnie zgłoszeniem do prokuratury tych spraw, autor tego listu, Zbigniew Nowak, długoletni pracownik JZS, wzywał do zabrania głosu w tej sprawie: Jako pierwszych do zabrania głosu wzywamy byłe kierownictwo Jelcza, i to nie tylko administracyjne, ale również związków zawodowych, Rady Pracowniczej, czyli tych wszystkich decydentów, co to od ich rządów zaczął się upadek JZS. Nie trzeba wymieniać nazwisk - Jelczanie wiedzą, o kogo chodzi - prawie wszyscy są w zasięgu dystrybucji gazety.
To się jelczanom należy. Do chwili obecnej nikt z wezwanych nie zabrał głosu! Może to i dobrze, bo to, co pozostawili po sobie ci "geniusze nowej strategii", to tylko gruzy, śmietnik w sensie przenośnym i dosłownym, oraz część pustych hal, po których hulają ptaszki i wiatr, a przede wszystkim pozostawili po sobie wielki wstyd i sromotę. Wystarczy przejść się po terenach byłej fabryki. Czarna rozpacz, widok nie do zaakceptowania przez byłego pracownika zakładów. Przypomnijmy, największej fabryki produkcyjnej na Dolnym Śląsku, największego eksportera na Dolnym Śląsku, największego pracodawcy powiatu oławskiego, dającego zatrudnienie nawet trzem pokoleniom, mieszkańcom Jelcza, oraz najbliższej okolicy, w tym Oławy, a także Wrocławia.
To dzięki tej fabryce nastąpił cywilizacyjny skok naszego regionu, Oława stała się pięknym, nowoczesnym, miastem. Powstało nowe miasto, połączone z dwóch wsi - Jelcz i Laskowice, bezpośredniego i największego zaplecza pracowniczego JZS. Miasto o nazwie Jelcz-Laskowice. Infrastruktura drogowa wokół fabryki, oraz do Oławy, Wrocławia, Oleśnicy i Bierutowa uległa znakomitej poprawie, budownictwo mieszkaniowe Oławy wzrosło o ok. 50%, a w J-L o ok. 80%. Pozwoliło to na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych w rejonie prawie wszystkim potrzebującym zwłaszcza ludziom młodym.
Można tu wymieniać bez końca korzyści z faktu, że fabryka ciągle się unowocześniała, zwłaszcza w okresie uruchamiania licencji Berlieta. Wszyscy chętni mieli pracę i to dzięki naszej fabryce, którą późniejsi "włodarze" praktycznie i dosłownie zrównali z ziemią. Na odpowiedź od "likwidatorów JZS" w tej sprawie już nie czekamy, czas minął, efekty pozostały, aż nadto widoczne.
Kierowanie firmą to nie tylko zaszyty, honor i pieniądze, ale to przede wszystkim wielka odpowiedzialność i to nie tylko za fabrykę, ale też za załogę. Jak z tego widać, ambicje i "kasa" przerosły możliwości zarządzania i wizji tych ludzi. To jakby jeden, ale bardzo ważny aspekt sprawy, ale jest jeszcze drugi, nie mniej ważny, a mianowicie to, w jaki sposób potraktowano kilka tysięcy byłych pracowników. My to nazywamy "największym przekrętem i oszustwem Jelcza", a sprawa dotyczy akcji zakładów JZS. Tymi akcjami obecnie można ozdobić sławojkę i to dzięki ludziom, którzy w sposób haniebny zachowali się przy tzw. zwiększeniu kapitału, przejętej fabryki przez ZS Jelcz Zasada. Chcemy, aby te sprawy szczegółowo wyjaśnili ówcześni decydenci, z najdrobniejszymi szczególikami, z wykazaniem uchybień prawnych, brakiem wyjaśnienia załodze, czym to groziło, lub wręcz zatajaniem prawdy o takich konsekwencjach dokapitalizowania i to nie w żywą gotówką, a np. bezużyteczną dokumentację konstrukcyjną, jak ją od razu, od samego początku, oceniła grupa jelczańskich konstruktorów. Oczekujemy odpowiedzi na pytanie, dlaczego związki zawodowe nie wymusiły na aktualnym właścicielu odkupienia akcji przed dokapitalizowaniem, akcji, wypracowanych przez załogę JZS, a nie ZS Jelcz Zasada. Oczekujemy również odpowiedzi na pytania, kto z jelczańskich decydentów, i ile, na tym zarobił.
My coś na ten temat wiemy i dlatego zadajemy te pytania. Panie były dyrektorze Rozenberg, prosimy o upublicznienie wniosków dwukrotnych kontroli NIK, dotyczących Jelcza, i odpowiedź na pytanie: kto stał za sprawnym "ukręceniem" i zamieceniem sprawy tych wniosków pod "dywan", z nazwiskami?
Sprawy są na tyle poważne, że rozważamy warianty skierowania tej problematyki do prokuratury, jako podejrzenie popełnienia przestępstwa, lub jako pozew zbiorowy, dotyczący nadużycia przy zwiększaniu kapitału firmy ZS Jelcz Zasada, z jednoczesnym przywróceniem wartości tych akcji. Wszystko zależy od prawdy, jaką wyjawią nam "likwidatorzy JZS". Czekamy na skruszonych, którym honor i sumienie nie pozwala na życie w kłamstwie i zamieszkiwanie w środowisku oszukanych jelczan.
Oczekujemy odpowiedzi na łamach gazety, przede wszystkim i obowiązkowo od Krzysztofa Rozenberga - byłego dyrektora JZS, najlepiej poinformowanego człowieka w tym temacie; Janiny Białowąs - byłej przewodniczącej "Solidarności" JZS; Ryszarda Wrzesińskiego - byłego przewodniczącego Rady Pracowniczej JZS; Jerzego Lubowicza - byłego pełnomocnika DN ds. akcji pracowniczych, Bronisława Okonia - byłego zastępcy przewodniczącego Rady Pracowniczej JZS; Józefa Rygla - prominentnego działacza "Solidarności" i Rady Pracowniczej JZS; Zbigniewa Wdowiaka - byłego długoletniego działacza Związku Zawodowego Metalowców JZS, w tym również przewodniczącego tegoż Związku; - Haliny Niczewskiej - byłej przewodniczącej Związku Zawodowego Inżynierów i Techników JZS.
Inni chętni, mający wiedzę w tej sprawie, też chętnie widziani, np. redaktor Jerzy Smyk, były prominentny działacz Rady Pracowniczej. Chcielibyśmy poznać opinie byłych zastępców dyrektora JZS - Wiesława Cieśli, Ryszarda Józefowskiego, Henryka Orzechowskiego, Mariana Łąckiego.
Na łamach "Gazety Powiatowej" w 2011 roku ukazał się artykuł byłego prezesa ZS "JELCZ" Krzysztofa Rozenberga, którego sens i treść można scharakteryzować krótko: to nie ja zniszczyłem JELCZ - to oni. W odpowiedzi wypowiedział się wtedy były dyrektor JZS Jan Dalgiewicz, który zdecydowanie skrytykował działania swojego następcy, zwłaszcza w odniesieniu do wyboru strategicznego partnera. Artykuł miał charakter prowokujący do dalszej dyskusji. Jednak do dziś brak jakiejkolwiek chęci do kontynuowania tematu. Postawa jest bardzo znamienna, nawet laik to pojmie.
Ze szczegółowego opisu scenariusza "największego przekrętu i oszustwa Jelcza" nie zwolnimy z powinności wymienionych "likwidatorów JZS". To jest ich obowiązek publicznego "wyspowiadania" się przed wielotysięczną rzeszą byłych pracowników. W przeciwnym przypadku zostaną odpowiednio potraktowani przez społeczność jelczańską, w bezwzględny sposób, na jaki sobie zasłużyli. Pamiętajcie, żyjecie wśród tysięcy oszukanych jelczan, a tylko Wy znacie całą prawdę w sprawie tego przekrętu i oszustwa. Dajemy Wam szansę naprawy wyrządzonej pracownikom Jelcza krzywdy i wyjawienia tego wielkiego przekrętu i oszustwa. Chcemy w szczegółach wiedzieć, w jaki sposób nasze akcje uzyskały z dnia na dzień, wartość makulatury.
Stawką w tym postępowaniu jest nie tylko prawda, ale przede wszystkim przywrócenie wartości akcji JZS. Prosimy byłych pracowników o masowe poparcie naszej inicjatywy i przesyłanie listów poparcia do redakcji gazety. Będą to głosy wzmacniające naszą akcję. Nie może być tak, że tylko kilkoro ludzi skorzystało z tego, co wypracowało kilkanaście tysięcy, ciężko pracujących pracowników Jelcza.
Na koniec tego fragmentu rozważań, zadaliśmy sobie pytanie, czy można było uratować JZS? TAK! Na jakiej podstawie tak twierdzimy? Ano prostej. Jeżeli można było stworzyć w Poznaniu nową fabrykę od zera (!), sprzedającą autobusy do chwili obecnej, w całej Europie, to na pewno taka możliwość istniała też w Jelczu. Mowa tu oczywiście o "dziecku" państwa Olszewskich i marce NEOPLAN POLSKA, a obecnie SOLARIS. Stworzyli giganta, z którym liczy się cały motoryzacyjny, autobusowy świat. Przedsięwzięcie powstało bez fabryki, bez tradycji, bez zaplecza badawczo-konstrukcyjnego, bez wykwalifikowanej załogi, ale do tego potrzebne były wizja, dobra koncepcja, przemyślana strategia właścicieli, a resztę wykonali zwykli, pracowici ludzie, których w Jelczu przecież nie brakowało. To właśnie takiego, wizjonerskiego spojrzenia zabrakło w Jelczu, a jeszcze doszły do tego partykularne interesy ówczesnych "władców" fabryki, "pozorne ruchy", "ciąg na kasę", "odpłacanie się" za fotel dyrektora JZS i w konsekwencji Jelcz musiał upaść. Nie wystarczyły dobre chęci, poparcie ludzi z poprawnymi życiorysami, wielkie ambicje i możliwość zarabiania wielkich pieniędzy, JZS upadły! Kolejni "geniusze motoryzacji", z wielkim rajdowcem na czele, dopełnili dzieła zniszczenia fabryki, a ostatni "wybitny działacz gospodarczy - syndyk" zrównał ją z ziemią.
Korzystając z okazji, zapraszamy byłych "włodarzy-grabarzy " Jelcza i gospodarza terenu, burmistrza J-L, by chociaż raz w roku zerknęli na swoje "osiągnięcia", nacieszyli wzrok nowym śmietnikiem na działce po BOT, gnijącym, z dziurami, ulegającym dewastacji pomnikiem, poświęconym więźniom hitlerowskim (może czeka na wywiezienie na złom, toż to kilkadziesiąt ton stali i żeliwa!), chętni podobno stoją już w kolejce.
Panie Burmistrzu, wystarczy kilkaset złotych na naprawę i pomnik dalej będzie upamiętniał pomordowanych więźniów, pierwszych budowniczych fabryki. Ponadto zobowiązujemy burmistrza do jak najszybszego utworzenia muzeum ze zbiorów zakładowej izby pamięci, które byłoby prawdziwym pokazaniem zaczątku powstania miasta Jelcz-Laskowice, i to nie na jakimś zadupiu w Komponentach, ale w eksponowanym miejscu tego miasta. Przypomnijmy, to dzięki JZS, dzięki rozgłosowi i marce Jelcz, powstało to miasto i ludzie tacy jak pan Putyra mogli posiąść zaszczyt burmistrzowania temu miastu. Gdyby nie JZS, to pan burmistrz mógłby być dzisiaj co najwyżej sołtysem Jelcza lub Laskowic (nic nie ujmując sołtysom, ale jest to funkcja społeczna, a nie wysoko płatna posada burmistrza). Zobowiązujemy burmistrza do umieszczenia na stronie internetowej miasta spisu wszystkich eksponatów z naszego zakładowego muzeum, oraz zdjęć z miejsca ich przechowywania, aktualnego stanu eksponatów znajdujących się w piwnicach UM J-L. Chcemy sprawdzić i ocenić, czy nic nie "wyparowało" (!) z naszych zbiorów jelczańskich, oraz w jakim są stanie. Na temat braku reakcji Urzędu Miasta i Gminy J-L na zburzenie jelczańskich obiektów, oczekujemy również wypowiedzi byłego pracownika JZS, a obecnie przewodniczącego Rady Miejskiej J-L, Henryka Kocha. Chcemy znać całą prawdę o tym marnotrawstwie i braku jego osobistej reakcji na te wydarzenia, jako byłego Jelczanina i wysokiego urzędnika samorządowego. Chcemy znać również jego stanowisko w sprawie muzeum, przeprowadzki, składowania i przechowywania jelczańskich eksponatów w piwnicach UMiG J-L!
Przy okazji chcemy podziękować za aktywne włączenie się do dyskusji panu Michałowi Szczupakowi, redaktorowi nieistniejącej już gazety "Głos Jelcza", a szczególnie za interesujący opis kulisów "zamachu" na stanowisko dyrektora JZS, w tym przypadku stanowisko dyrektora Jana Dalgiewicza, oraz stosunek dyrektora Krzysztofa Rozenberga do współpracy z Volvo, a jego dalsze posunięcia personalne i kadrowe stają się teraz dla nas bardziej jasne i zrozumiałe ("Jelcz 2013 - czyli krajobraz po bitwie, napad w biały dzień"). Panie Michale, czekamy na dalsze obiecane, interesujące informacje w kolejnych listach - apelujemy, doprowadźmy wspólnie sprawę do końca!
Oczekujemy na masowe poparcie tej inicjatywy przez byłych pracowników Jelcza i w przypadku uzyskania takowego, deklarujemy dalsze pilotowanie tej sprawy, aż do szczęśliwego finału, zakończonego przywróceniem wartości akcjom JZS i ukarania winnych upadłości Jelcza.
W imieniu grupy inicjatywnej list podpisał Marian Korpowski
(pod listem widnieje także kilkadziesiąt czytelnych podpisów, m.in. Zbigniewa Nowaka, Henryka Szymańskiego, Mikołaja Demianiuka, Ryszarda Białego, Krzysztofa Gorzelaka i Tadeusza Owczarka)
Reklama
Największy przekręt i oszustwo Jelcza
My, niżej podpisani, chcemy być zaczynem powstającego ruchu na rzecz ukarania winnych przekrętów, malwersacji i nadużyć, popełnionych przy upadku i likwidacji Jelczańskich Zakładów Samochodowych w J-L.
- 09.04.2014 08:33 (aktualizacja 27.09.2023 16:06)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze