Oława
- Bardzo ciężko was sklasyfikować. Co robicie w życiu?
Paweł Dębek: - Hmm...wczoraj na przykład słuchałem bardzo dobrej płyty na RMF Classic i czytałem nową powieść Dana Browna.
Kinga Ekert: - A ja wczoraj miałam taki dzień wspomnień i oglądałam filmiki z czasów, w których z siostrą grałyśmy w zespole.
PD: - A tak całkiem serio, to kłopot polega na tym, że naprawdę lubimy naszą pracę. Nie chcę mówić, że nie mamy życia poza nią, ale to wszystko jest płynne. Nie mam poczucia, żebym kiedykolwiek wychodził z pracy, tak samo jak nie czuję, bym teraz w niej był. Jesteśmy dokładnie tym, co robimy.
- Szef IES, przewodniczący Dolnośląskiej Rady ds. Młodzieży, członek Rady Działalności Pożytku Publicznego IV kadencji, powołany przez ministra pracy i polityki społecznej. To wszystko o Pawle, ale brzmi trochę jak CV. Mogę prosić jaśniej?
PD: - Od 13 lat w różny sposób zajmuję się pracą z młodymi ludźmi. I, szczerze powiedziawszy, dalej mam wrażenie, że przedzieram się przez dżunglę, że robię coś nowego, jestem swego rodzaju pionierem. Na zachodzie to nie jest nic szczególnego. Mam wielu przyjaciół w Wielkiej Brytanii i oni mają prostą odpowiedź - są youthworkerami. Dla nich jest to proste i czytelne, nikt nie ma problemu z wypełnieniem rubryki "zawód". To trochę nasza bolączka, że nie do końca wiemy, czym jest pracownik młodzieżowy. A te wszystkie moje funkcje właśnie do tego się sprowadzają. Pracuję z młodymi, w sensie edukacji pozaformalnej, organizowania im czasu wolnego, podnoszenia ich kompetencji i umiejętności, namawiania do aktywności społecznej. Do tego potrzebuję jednak dogodnej przestrzeni, dlatego np. Dolnośląska Rada ds. Młodzieży, dzięki której możemy chociażby powiedzieć politykom: słuchajcie, to, co robimy, jest ważne, warto w to inwestować. Na zachodzie takie działania, jak nasze, są uważane za bardzo istotne.
- 13 lat IES to sukces?
PD: - Zdecydowanie. Fakt, że udało nam się tyle wytrwać, to duży sukces. No i te różne rzeczy, które się wokół wydarzyły. Jednym z największych sukcesów jest dziesięć lat współpracy z Oławą. To na polskie realia naprawdę sporo, a nam udało się wypracować regularną i owocną współpracę z lokalnym samorządem.
- Jaki jest wasz sposób na młodzież?
PD: - Kluczowe jest nieudawanie i budowanie dobrego kontaktu. Trzeba wrócić do tego, co mówiliśmy na początku. My nie udajemy, że pracujemy. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Nie pozujemy na kogoś innego. Nie pokazujemy, że jesteśmy nadzwyczajni, nie budujemy na siłę autorytetu. Staramy się podążać za młodzieżą, za jej oczekiwaniami. Nie uważamy, że matematyka jest najważniejsza, dajemy im możliwość zadecydowania, co jest najistotniejsze i stwarzamy im przestrzeń, by młodzi mogli się realizować tak, jak chcą.
KE: - Przede wszystkim to nie my jesteśmy specjalistami od młodzieży. Oni wiedzą, czego potrzebują i co jest dla nich najważniejsze. My jesteśmy obok, by czasami dać jakiś bodziec, coś podpowiedzieć, pomóc. Nigdy nie robimy za nich, ale zawsze staramy się stwarzać im przestrzeń.
- Na stronie instytutu można przeczytać: jako jedni z niewielu wiemy, o co chodzi z młodymi ludźmi. Czyli trochę za specjalistów jednak się uważacie?
PD: - Przez to, że pracujemy z młodymi ludźmi, spędzamy z nimi dużo czasu, rozmawiamy i dyskutujemy, mamy mniejszy kłopot z ich zrozumieniem. Nadążamy za ich światem, który podąża w ekspresowym tempie. Wielu ma z tym problem.
- Wydaje się, że ten problem dotyczy przede wszystkim organizacji.
PD: - Bardziej instytucji publicznych. W przypadku organizacji, dialogu jest całkiem sporo. Jeśli się nie dogadasz z dzieciakami, to one po prostu nie wezmą udziału w twoim projekcie. Kłopot mają instytucje, takie jak szkoła czy pracodawcy. Nie potrafią złapać tego, co aktualnie się dzieje. Nie dostrzegają, że młodzież świetnie radzi sobie np. z nowymi technologiami i często traci granicę między Twitterem, Facebookiem a realnym spotkaniem. Dziś przelot przez pół Europy nie jest wielkim wyzwaniem. Porzucenie jednego miejsca i zamieszkanie w drugim - także. Czytanie po angielsku również. To stwarza dużo możliwości, ale jednocześnie dużo kłopotu w rozumieniu i nadążaniu za młodym pokoleniem.
- Obecność w mediach społecznościowych jest kluczem, który mógłby tę komunikację poprawić?
KE: - To tylko narzędzia. One się zmieniają - dziś są takie, jutro będą inne. Był Facebook, wchodzi Twitter, za chwilę pojawi się coś innego. Do poprawy potrzebny jest realny kontakt i podążanie za nim. Zauważenie, że to wszystko jest dynamiczne i cały czas się zmienia.
- Niespełna rok temu byłem na waszej konferencji prasowej, podczas której szukaliście najlepszego systemu komunikacji międzymłodzieżowej. Padło na Facebook i powstała strona "Się dzieję w Oławie". To dobry system?
KE: - Nie uważam, by to był zamknięty proces. Cały czas inicjujemy coś nowego. Nie od razu wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać. Spotykaliśmy się w Wydziale Profilaktyki Uzależnień, robiliśmy ankiety, pytaliśmy młodych. Dopiero potem wspólnie zdecydowaliśmy, jak to ma wyglądać. Zaraz po nas powstało "Się dzieję w Jelczu-Laskowicach", ale tam system zarządzania stroną jest zupełnie inny. Administruje jedna osoba. U nas odpowiedzialność jest rozłożona na wiele osób. Na ludzi, którzy reprezentują różne środowiska.
PD: - Właśnie po tej konferencji, o której wspomniałeś, pojawiły się głosy, że się nie uda. Podobnie mówili na początku naszej działalności. Teraz mogę spokojnie mówić, że się udało. Cały czas funkcjonuje przekonanie, że w Oławie nic się nie dzieje. Chcieliśmy pokazać, że być może jest inaczej. Profil założyliśmy w internecie, ale dzięki temu stało się także wiele rzeczy w realu. Jak choćby dwugodzinna debata, w której oprócz młodzieży wzięli udział burmistrz Fanciszek Październik i radny Tomasz Frischmann. Kolosalne wydarzenie, które pokazuje, że idziemy w dobrą stronę.
- Się dzieje w Oławie?
PD: - To zależy, jak na to spojrzymy. Panuje przekonanie, że we Wrocławiu dużo się dzieje. I to w pewnym sensie jest prawda, choć myślę, że miasto z takim potencjałem, jak Wrocław, mogłoby organizować jeszcze więcej fajnych wydarzeń. Często się zdarza, że ludzie ze stolicy Dolnego Śląska przyjeżdżają na eventy do Oławy, bo jest ciekawa oferta, bo łatwiej o bilety - z różnych powodów. Myślę więc, że tak, tu się dzieje.
KE: - To jest dobra okazja, by zapytać, kto jest za to odpowiedzialny, by się działo. Każdy z nas może wpaść na jakiś pomysł i coś zorganizować. Skoro mam pasję, jakieś pomysły, to nie widzę problemu, by zebrać ludzi i coś zrobić. To się naprawdę udaje. Nie chodzi o to, by młodzież zastępowała Ośrodek Kultury, tylko by sama próbowała robić coś dla siebie i swojego otoczenia. Taki też mam pomysł na stronę "Się dzieje w Oławie".
- W jakim celu organizujecie konferencję "Młodzi liderzy w społecznościach lokalnych"?
PD: - Pierwotna idea od samego początku jest taka sama. Organizujemy po to, by doprowadzić do spotkania młodych liderów. Wesprzeć ich i zainspirować, pokazując, jak to się robi za granicą, w jaki sposób można działać na rzecz lokalnej społeczności i zachęcić do tego działania. Do tego dodaliśmy element, który pokazuje to, co robimy, jako instytut.
KE: - Pokazujemy, na czym polega edukacja pozaformalna. Inna niż w szkole - luźna, w której każdy głos jest tak samo ważny.
- Nie wydaje się wam, że frekwencję ratują głównie delegacje ze szkół?
PD: - Być może. Ja się wcale nie dziwię, bo działań edukacji formalnej jest u nas jak na lekarstwo. Dla porównania - jak się wchodzi do polskiej klasy, prosi o popracowanie w grupie, pierwszym problem jest ustalenie, kto będzie notował, drugim - kto to przedstawi. Wszystko dzieje się na zasadzie: ja nie chcę. W Wielkiej Brytanii jest na odwrót. Problem ten sam, ale na zasadzie: każdy chce. To się nie wzięło znikąd, nie jest genetyczne. To kwestia treningu, zmieniania nawyków. Mam często wrażenie, że ludzie na nas patrzą i nie bardzo wiedzą, o co nam chodzi. Ale jak już zechcą przyjść i zobaczyć, to wychodzą wniebowzięci. Gdyby takich spotkań było więcej, wszystkim byłoby łatwiej. I o frekwencję nie musielibyśmy się martwić.
- Może więc problem leży właśnie w komunikacji?
KE: - Wydaje mi się, że to jest taki obszar, o którym ciężko rozmawiać, jak się tego nie doświadcza. Tego nie da się w łatwy sposób wytłumaczyć słowami. Trzeba przyjść i zobaczyć.
- Myśl globalnie, działaj lokalnie?
KE: - Dla mnie to bardzo ważne hasło, które zawsze mi gdzieś tam przyświecało. Dobrze jest mieć szerszy pogląd na to, co się dzieje w kraju, Europie, na świecie. Mieć otwarty umysł, czerpać inspirację zewsząd, ale działać właśnie tutaj, w naszej lokalnej przestrzeni.
- 10 lutego organizujecie spotkanie: "Kto i w jaki sposób powinien reprezentować sprawy młodzieży w Oławie." Czego się można spodziewać?
PD: - Pomysł wyszedł od radnych z Komisji Kultury, Edukacji i Sportu. Będziemy się zastanawiać, co zrobić, by głos młodych był słyszalny. Radni zastanowią się nad tym razem młodzieżą.
- Co chcielibyście przekazać tym niewierzącym w możliwość realizacji swoich pomysłów?
PD: - Przyjdź i sprawdź. Jest MoSuS, działamy. Wystarczą chęci.
KE: - W pierwszej kolejności pomyślałam o wielkich, górnolotnych hasłach i apelach. Ale to nie o to chodzi. Z doświadczenia wiem, że warto próbować. Możliwości jest wiele.
Rozmawiał Kamil Tysa
Napisz komentarz
Komentarze