- Od kilku lat umacnia pan współpracę między Blankenhein a Bystrzycą. Pan był inicjatorem tych działań. Co szczególnego jest w tym miejscu? - Urodziłem się w Oławie i tam jest mój dom rodzinny, ale Bystrzyca była moim drugim domem. Jako dziecko chorowałem. Byłem bardzo szczupły i wątły dlatego w każde wakacje mama wysyłała mnie tu do cioci. Mieszkała w domku, w pobliżu kościoła. Te wyjazdy były dla mnie jak pobyt w sanatorium. Świeże powietrze, zdrowa wiejska żywność i chleb ze smalcem. Smakował prawie tak samo jak ten, który jadłem przed chwilą, podczas poczęstunku, który dla nas dziś przygotowano. Od razu przypomniało mi się spędzone tu dzieciństwo. - Czy ma pan jakieś inne szczególne wspomnienia, związane z Bystrzycą? - O tak, jest ich wiele, ale jedno zabawne (uśmiech), które najbardziej utkwiło mi w głowie. Przyjeżdżałem tu głównie ze względu na zdrowie, żeby przytyć. Ciocia miała taki stary dziecinny wózek na dużych kołach i chociaż miałem pięć lat i umiałem chodzić, gdy szliśmy na spacer po okolicy, zawsze wkładała mnie do tego wózka i wiozła. Żebym się nie wysilał i przypadkiem nie stracił kilogramów, które nabierałem, dzięki jej troskliwej opiece. - Ma pan 82 lata, z tego 68 mieszka w Niemczech. Czy mimo to chciałby wrócić, do Oławy, Bystrzycy i zostać tutaj na stałe? - Tak! Jeżeli miałbym wybór, to chciałbym tu wrócić i mieszkać, ale wspólnie z Polakami, obecnymi mieszkańcami tych ziem.Tam gdzie mieszkam obecnie, w Blankenhein, jest mój dom, ale tu jest moja ojczyzna, tu są moje korzenie. Zawsze tak czułem, czuję i to się nigdy nie zmieni. - Ma pan żalu do Polaków, że musiał opuścić rodzinne strony? - Nie. Bo ci ludzie przeżyli to samo, co my. Oni też musieli opuścić swoje rodzinne domy, wbrew swojej woli. Do końca życia będę robił wszytko, aby ta historia się nie powtórzyła. Aby obecni mieszkańcy Oławy i Bystrzycy nie przeżyli tego, co ja i moi rodacy. Uważam, że dobrze jest tak, jak jest. Że możemy tu przyjeżdżać. Że miejscowości, w których mieszkam dziś i mieszkałem dawniej, ze sobą współpracują i nawiązują kontakty. Bardzo mnie to cieszy. Najgorszą rzeczą na świecie jest wojna. To za jej przyczyną musieliśmy opuścić te ziemie. Rozpoczęli ją niemieccy faszyści i to z ich powodu nie ma tu naszej ojczyzny. Na szczęście dziś jest wspólna Europa, która pozwala nam żyć bez granic. Dzięki temu możemy mieć i mamy przyjaciół w Polsce. - Co dziś podoba się panu w Bystrzycy, a co chciałby pan zmienić? - Najwspanialsi są tu ludzie. Wielu z nich przeżyło taki sam los, jak ja. Są moimi dobrymi przyjaciółmi i przyjeżdżam tu głównie po to, by z nimi być. Chciałbym, aby wszystkie projekty i przedsięwzięcia, które wspólnie zaplanowaliśmy, szybciej były realizowane przez polską stronę. Pewne rzeczy przeciągają się w czasie, a ze względu na mój wiek, chciałbym, aby to działo się szybciej. - Jest coś, co chciałby pan przekazać mieszkańcom Bystrzycy? - Nic szczególnego, chciałbym tylko przypomnieć, że wszyscy musimy dołożyć starań, żeby nasza współpraca się rozwijała, żebyśmy byli dobrymi przyjaciółmi i robili wszystko, aby nigdy nie doszło do takiej strasznej rzeczy, jak wojna. |
Napisz komentarz
Komentarze