- Czy był pan już wcześniej w Oławie?
- Oczywiście, że byłem. Grałem już tutaj na zaproszenie grupy "Bez Nas Wy?". Było to w początkowym okresie moich występów solowych. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było, ale od tego czasu minęło chyba około 10 lat.
- Osiemnastka "Bez Nas Wy?" to sporo. Czy piosenka kabaretowa wraca do łask? Czy ludzie chętniej jej słuchają?
- Po sukcesie mojej płyty pt. "Myśliwiecka" zrozumiałem, że ludzie takiej muzyki potrzebują. Uważam, że twórcy takiej piosenki mają dużo do zrobienia i nadchodzą ciekawe czasy dla polskiej piosenki kabaretowej.
- Czy w takim razie ma pan w planach nagranie kolejnej płyty?
- Nie szybko, ponieważ nie nagrywam płyt w standardowy sposób, jak normalni wykonawcy. Piosenki powstają raczej przy okazji zamówienia do programu telewizyjnego lub wtedy, gdy mają być częścią występu estradowego. Jak dojdę do wniosku, że jest ich na tyle, by pomyśleć o ich wydaniu, wtedy taka płyta się ukaże. Ale do tego raczej szybko nie dojdzie.
- Jest pan redaktorem radiowej "Trójki", gospodarzem spotkań w "Piwnicy pod Harendą", autorem tekstów, konferansjerem, kabareciarzem. Czy w takim natłoku zajęć znajduje pan czas na odpoczynek?
- Patrząc z boku, wszystko, co robię, jest zabawą. Niektórzy mogą mi tylko zazdrościć, że moje życie w jakiejś części polega na zabawie, która równocześnie jest moją pracą. Oprócz tego mam, oczywiście, życie całkowicie prywatne i całkowicie niezwiązane z kabaretem. Potrafię rozgraniczyć życie zawodowe od życia prywatnego. To, co tutaj robię, to nie jest całe moje życie, ale nie ukrywam, że to duża jego część.
- Wracając do występów, czy woli pan, gdy scenariusz jest spójny i określony, czy stawia na improwizację? Mam tu na myśli np. telewizyjny program "Spadkobiercy"...
- "Spadkobiercy" to pełna improwizacja i nie mamy żadnego pojęcia, co się wydarzy za moment. Na solowych występach nie mogę sobie na to pozwolić, aczkolwiek pozostawiam duży margines improwizacji. Gdy widzę, że publiczność ciągnie mnie w jakąś inną stronę, to niektóre wątki rozwijam, a niektóre skracam. Mogę również modyfikować w trakcie programu to, co sobie wymyśliłem. Improwizacja zawsze pojawia się w moich występach, ale jednak pod kontrolą.
- Jak ocenia pan obecne poczucie humoru Polaków?
- Oceniam je bardzo dobrze. Ludzie, których spotykam na występach, bawią się, śmieją, reagują na to, co im proponuję. Gdy prowadzę kabaretony, gdzie jestem konferansjerem, występującym ze swoim programem, zauważam, że przychodzi tam mnóstwo ludzi, którzy chcą się po prostu pobawić. Mam więc bardzo dobre zdanie na temat poczucia humoru naszego społeczeństwa. Być może, że osoba, która obraca się w innym środowisku, odczuwa to inaczej, lecz osobiście chciałbym, żeby ta publiczność, która przychodzi na moje występy, była prywatnie moimi znajomymi.
- A jaką złotą myśl ma pan dziś dla mieszkańców powiatu oławskiego?
- Teraz to chyba po prostu "Wesołych Świąt!". To najzłotsza myśl, jaka mi w tej chwili wpadła do głowy!
Każdy z występów Artur Andrus okrasza rymowankami, nawiązującymi do napisów z miejscowych ulic czy do tytułów z lokalnych gazet. Tak też było i tym razem. Artysta zwrócił uwagę na napis, który witał go u bram miasta. Jaki to napis, przeczytajcie sami:
Przechodzę katusze,
jak papuga w klatce.
Jedno z dwojga uszu
mam chyba po matce.
Pod oczami cienie,
choć naskórek gładki.
Skóra - mam wrażenie,
po kuzynie matki.
W barach jestem szerszy
niż rycerz w orężu.
Nos po mamy mężu pierwszym,
stopy zaś po drugim mężu.
Po strażaku jedno ramię,
na policzku myszka taka.
Takie samo znamię
ma pan Janusz z warzywniaka.
Co do palca serdecznego,
jakiś on potwornie brzydki.
Taki palec ma pan Grzegorz,
który kiedyś kładł nam płytki.
Komu mam więc mówić tato,
skąd ja się naprawdę wziąłem.
Mama odpowiada na to:
- Oława, miasto "Społem"!
Rozmawiał Paweł Kulig
Reklama
Rozmowa z Arturem Andrusem, który wystąpił w Oławie na osiemnastych urodzinach zespołu "Bez Nas Wy?"
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze