Oława. W Ośrodku Kultury
Stanisław Cebrat zajmuje się analizą genomów i ich strukturą w aspekcie ewolucyjnym oraz dynamiką populacji. Jego dorobkiem naukowym jest ponad 170 prac. Były publikowane w renomowanych czasopismach naukowych, takich jak: "Microbial&Comparative Genimics", "Nucleic Acid Research", "Genome Research" czy "International Journal of Modern Physics".
Prowadzący spotkanie Jolanta Krysowata i Tomasz Wróbel stwierdzili na wstępie, że projekt rządowy, dotyczący in vitro, zakłada rozwiązania "niebezpieczne moralnie i etycznie". Ich zdaniem, w mediach głównego nurtu przedstawia się kłamstwa na ten temat, a za kłamstwem czai się sekret.
Profesor określił swoje stanowisko jasno - metoda in vitro powinna być zakazana, bo jest niebezpieczna. Podczas procesu dochodzi bowiem do mutacji genów, co może być powodem niektórych chorób, a w dalszej perspektywie - wpływać na jakość populacji ludzkiej. Nie chce być utożsamiany z żadną partią ani religią, interesują go wyłącznie argumenty naukowe. - W dyskusji o in vitro najczęściej są używane argumenty etyczne i religijne, nie wychodzi się poza ten zakres - mówił profesor Cebrat.
Jego zdaniem, ciąża z in vitro jest bardziej ryzykowna niż ciąża z naturalnego zapłodnienia. Są też inne problematyczne zagadnienia: selekcja par, wpływ terapii hormonalnej na zdrowie matki, status zdrowotny i genetyczny dzieci (których nie można w żaden sposób dyskryminować), możliwość wprowadzenia metod eugenicznych (badanie zarodków i sposób ich wykorzystywania). Potencjalnym zagrożeniem jest możliwość klonowania człowieka.
Niebezpieczeństwo tej metody wynika także z tego, że wskazaniem do sztucznego zapłodnienia jest niepłodność kobiety i mężczyzny, związana z niedoborem nabytym lub genetycznym, a także z nosicielstwem tych samych defektów genetycznych. To powoduje możliwość występowania defektów u potomstwa. Jeżeli dopuszcza się zapłodnienie in vitro, może dojść do spełniania wymogów rodziców co do płci dziecka, można zamrozić zarodki i odłożyć ciążę na później, czy scedować ciążę na inną kobietę.
Profesor uważa, że powinno się mówić o zagrożeniach, jakie niesie stosowanie tej metody. Są to m.in. wrodzone defekty genetyczne, większe ryzyko wystąpienia mucowiscydozy i aberracji chromosomowych (zmiana liczby chromosomów). Stosowanie in vitro jest coraz powszechniejsze, dlatego niezbędne są dalsze badania kliniczne nad tą metodą (na myszach). Mówił o wpływie tej metody na urodzone dzięki niej dzieci. Częściej niż inne potrzebują pomocy medycznej, mają niską wagę urodzeniową i są wcześniakami. Prawie czterokrotnie częściej występują u nich opóźnienia rozwojowe oraz wady serca, porażenie mózgowe, rozszczepienie wargi. - Niektórzy twierdzą, że wady serca nie są częstsze, ale zgadzają się, że częściej rodzą się dzieci z niedowagą, zwłaszcza bliźniaki, bowiem częściej występują ciąże mnogie - mówił profesor Cebrat.
Jego zdaniem najważniejszym argumentem biologicznym (genetycznym) przeciw in vitro jest to, że podczas zabiegu istnieje ryzyko przegrupowań genów, co w efekcie może prowadzić do wrodzonych wad genetycznych i mukowiscydozy. Nie wiadomo, na jakim etapie procesu to się dzieje, ale występuje o wiele częściej niż w naturze: - Takie przypadki nie są ujmowane w raportach, więc nie wiemy, jak rozwijają się dzieci poczęte dzięki in vitro.
Na pytanie, dlaczego z jego wiedzy nie korzystają politycy, profesor Cebrat stwierdził, że patrząc na to, co się dzieje wokół tego tematu, ogarnia go pesymizm. Publikuje się prace, w których niewygodne dane nie są ujawniane. W ogóle nie ma dyskusji merytorycznej o tej metodzie, uprawia się jedynie politykę.
Pytano, co się dzieje z niewykorzystanymi zarodkami. Profesor odpowiedział, że w Polsce są niszczone. W Anglii można je wykorzystać do celów naukowych. Pytano, ile zarodków ginie. Odpowiedział, że na 10 używanych w zapłodnieniu 3 są adaptowane do macicy. Około 40% zabiegów in vitro kończy się urodzeniem dziecka. Podobnie jest jednak podczas naturalnego zapłodnienia - ok. 60% zarodków umiera.
Wykład profesora przedstawiał także in vitro z szerszej, naukowej perspektywy. Masowe stosowanie tej metody może doprowadzić do większej ilości groźnych mutacji w ludzkiej populacji. Nie dziś, nie jutro, ale długofalowe zagrożenie istnieje. Pojawi się więcej defektów genetycznych.
Uczestnicy spotkania pytali o plusy tej metody. - Z naukowego punktu widzenia - występuje więcej mutacji - odpowiadał gość "Areopagu". - Ale wiadomo - jest jeden, największy plus - rodzą się dzieci, są kochane i dają szczęście rodzicom. To ważny argument i zwolennicy tej metody będą z niego korzystali. Pokazywanie w telewizji zdrowych, pięknych, dziś dorosłych ludzi, urodzonych dzięki tej metodzie, to bardzo mocny argument emocjonalny. Są sukcesy i są pokazywane. Nie pokazuje się zaś dzieci z defektami genetycznymi, które też się rodzą.
Na koniec spotkania dyskutanci poruszyli kwestie etyczne. Pytano, jak daleko można się posunąć w ingerencji w organizm ludzki, w procesy narodzin i śmierci. Profesor mówił, że to bardzo trudne problemy, tak jak kwestia - co jest leczeniem, a co już nim nie jest? Medycyna zaszła daleko - kiedyś była ogromna umieralność dzieci, zwłaszcza tych z defektami genetycznymi. Teraz dożywają wielu lat, w lepszej kondycji. Czy to źle? Istotą człowieczeństwa jest także ulga w cierpieniu. Nieetyczne są różnego rodzaju fanaberie - wybieranie płci czy koloru oczu dziecka, poczętego metodą in vitro. Niebezpieczne są wszelkie systemy eugeniczne, mające na celu tworzenie doskonałego człowieka.
Monika Gałuszka-Sucharska
Napisz komentarz
Komentarze