Powiat
Pisarska pasja
Swój twórczy azyl Morawiecki znalazł przed laty w poddomaniowskich Gęsicach. To stamtąd wyrusza w głąb Syberii, na kilkumiesięczne podróże badawcze, i tam po powrocie przetwarza literacko swoje doświadczenia i przeżycia. Jędrzej Morawiecki opowiada dziś czytelnikom „Gazety Powiatowej” o nagrodzonej książce, pasji pisania i nowym spojrzeniu na Rosję.
Nagroda
Nie nastawiałem się na wygraną, w zeszłym roku była nominowana moja inna książka - „Łuskanie światła” - i to już było bardzo dużo. Sądziłem, że tym razem również na tym się skończy, że do nagrody trzeba jeszcze poczekać, jeszcze trochę podrosnąć. Okazało się, że jest inaczej i po rozdaniu skakaliśmy do góry przez kolejne dni. Do tej pory chyba skaczemy. A teraz trzeba się brać dalej do roboty. Zresztą - tak czy inaczej - trzeba by było.
Pisarstwo
Pisanie jest moją religią. To dla mnie rzecz, której podporządkowałem całe życie. Pisanie jest dla mnie ważniejsze niż przynależność instytucjonalna - do Kościoła czy uniwersytetu. Jest dla mnie przestrzenią, w której możliwe jest doświadczenie nadprzyrodzone. I tak było od kilkunastu lat. Pisałem reportaże, przede wszystkim dla „Tygodnika Powszechnego”, także dla innych tytułów, funkcjonowałem jako wolny strzelec. Wtedy jednak nikt nie zapraszał mnie na spotkania autorskie, panele dyskusyjne, nikt nie chciał wiedzieć, co sądzę o Rosji. W 2010 wydałem swoją pierwszą książkę „Łuskanie światła” i nagle stałem się pisarzem. Zaczęto interesować się moimi opiniami, zapraszać do udziału w dyskusjach. Ogromna różnica statusu, a przecież przez lata robiłem to samo.
Książka
„Łuskanie światła” i „Głubinka” to były składanki gotowych reportaży, do których ciągle coś dopisywałem. „Krasnojarsk zero” od początku pomyślany był jako książka. Wcześniej bałem się takich dużych form, myślałem, że nie jestem do nich gotów. I nagle okazało się, że mogę zaplanować sobie bardzo intensywny wyjazd, bo nigdy nie pracowałem tak intensywnie, jak przy tej książce. Mieliśmy bardzo mało czasu, przez trzy tygodnie musiałem zebrać cały materiał. Przywiozłem 50 godzin nagrań, dla mnie oznaczało to rok pisania.
Tandem
Lubię pracować w duecie. Film „Syberyjski przewodnik” zrealizowałem z Maćkiem Migasem. Kiedy jeździłem po Polsce pisać reportaże, pracowaliśmy wspólnie z fotoreporterami. Byli moimi uszami i oczami. Na Polesiu kolega wychodził przed świtem, bo wtedy robił najlepsze zdjęcia. Wracał i opowiadał, co widział. Ja to nagrywałem na dyktafonie, a potem umieszczałem w reportażu.
Tym razem miałem współpracować z osobą, która też pisze. Doszliśmy do wniosku z Bartkiem Jastrzębskim, że możemy sobie coś dać. On ma większą erudycję, wiedzę historyczną, jest filozofem. Ja mam większe doświadczenie w warsztacie reporterskim. On jest agnostykiem, ja wierzę, ale dla nas obydwu ważna jest duchowość.
Bardzo dużo rzeczy przegadaliśmy razem, zastanawialiśmy się, do kogo teraz pójść, o czym rozmawiać. Również podczas wywiadów przydaje się ta druga osoba. Można nawet bawić się w tego dobrego i złego rozmówcę. Wymieniać spostrzeżenia, szczegóły. Bartek pisał części eseistyczne, historyczne i impresyjne. Ja potem w Tomsku dopisałem tę książkę, dokleiłem fragmenty reportażowe i zamknąłem ją. To, co napisałem, wysyłałem od razu Bartkowi. Przez tydzień on pracował nad książką i odsyłał mi materiał, następny tydzień ja. Są takie miejsca w tekście, że już nie wiem, który z nas to napisał.
Krasnojarsk
Bartek napisał o Krasnojarsku, że jest to miasto-nic, miasto-zero. To znalazło się w tytule i tak funkcjonuje w mediach. Swoją drogą przekonuję się, jak ważne jest to, co napiszesz na okładce. To potem jest bez końca powtarzane. Krasnojarsk nie urzeka estetycznie, to raczej ogromne postindustrialne blokowisko. Znałem już to miejsce, było jakoś obecne w moim życiu, choć nie powiem, że kluczowe. Mieliśmy z Bartkiem najrozmaitsze pomysły, gdzie pojechać. To mogła być Syberia, mogła być Ukraina, ale w końcu wybraliśmy Krasnojarsk. Nie bez znaczenia było to, że ja już pisałem reportaże o miastach, które stanowią mikrokosmosy. Ja się w tym dobrze czuję i właśnie na taki mikrokosmos się zdecydowaliśmy.
Rosja odczarowana
Po ciężkim dniu pracy siedzieliśmy z Bartkiem w hotelu robotniczym - bo na tyle pozwalał nasz budżet - i on do mnie mówi: - Ty się chyba panicznie boisz, że Rosja mi się nie spodoba. Wtedy zdałem sobie sprawę, że coś w tym jest. Moją wizję Rosji budowałem w opozycji do mrocznego obrazu Rosji gangsterskiej, kreowanego przez dziennikarzy telewizyjnych czy Jacka Hugo-Badera. Mnie zafascynowała Rosja duchowa, mistyczna. Zazdrośnie strzegłem tego obrazu i chciałem, żeby inni tak samo czytali ten kraj. Tamtego wieczoru, w rozmowie z Bartkiem, poczułem, że nie mam ochoty tego kontynuować, że rozpieprzę tę wizję. A jeśli jest w niej coś prawdziwego, to to się obroni.
Już wcześniej kruszyło się we mnie przekonanie, że Rosja jest taka uduchowiona, mniej konsumpcyjna. To nieprawda, Rosja jest cholernie konsumpcyjna, już nie jest tak, jak w latach 90. Teraz oni są bardzo zapracowani, marzą o kupnie nowego samochodu, spłacie kredytu na mieszkanie i wczasach za granicą. Oprócz tego bywają bardziej nacjonalistyczni, szowinistyczni i mają nieprzerobioną lekcję imperializmu.
Bohaterowie
Wiedziałem, że moją ścieżką opisywania tego kraju jest duchowość, więc zaczęliśmy tego szukać. Ale nie, jak kiedyś, w sekcie wissarionowców, którzy w tajdze budują Królestwo Boże, tylko w salkach katechetycznych parafii katolickiej. To są takie rzeczy, które marketingowo w ogóle się nie sprzedają. Zastanawiałem się, czy uda nam się wydać tę książkę? Rozmawialiśmy z wieloma duchownymi - prawosławnymi, zielonoświątkowcami, ale osią, wokół której to się kręciło, była właśnie parafia katolicka. Okazało się, że tam jest centrum dialogu międzyreligijnego.
Starałem się patrzeć na Kościół od kuchni, przełamywać tabu, przysłuchiwałem się temu, jak rozmawiają ze sobą ojcowie klaretyni, jak żartują z biskupa i siebie nawzajem.
Ukoronowaniem tego była rozmowa z Maksymem - Rosjaninem, który stał się księdzem katolickim. To rzadki przypadek. Opowiedział mi o swoich zmaganiach z Bogiem, trudnościach, które przechodził. O odrzuceniu przez rodziców, traktowaniu katolicyzmu jako sekty albo zdrady narodowej. - Służysz Watykanowi? Co zrobisz, kiedy wybuchnie wojna? - pytali. Maksym po raz kolejny obraził się na Pana Boga, kiedy się dowiedział, że jest chory na stwardnienie rozsiane. Opowiedział mi o tym bez upiększania, bo ja szukam właśnie zwątpień, mroku, a dopiero potem chcę mówić o jego przezwyciężaniu. Nie interesuje mnie pobożna opowieść o wierze ku pokrzepieniu serc. To była historia o wierze księdza, ale ludzkiej wierze, o życiu łącznie z fizjologią. Potem, przed wydaniem książki, pojechałem do niego, żeby mu to przeczytać. Mieliśmy tylko jeden wieczór. On zapytał, czy uważam, za potrzebne, żeby te najbardziej intymne momenty znalazły się w książce. Odpowiedziałem, że tak, a on zgodził się na to. Jestem za to ogromnie wdzięczny, takie rozmowy to - jakby to wzniośle nie brzmiało - dar.
Reakcje
Bardzo czekaliśmy na recenzje, bo to był totalny eksperyment, sami nie wiedzieliśmy, cośmy napisali i jak to będzie przyjęte. Cieszyło mnie to, że książka miała naprawdę żywy oddźwięk, mimo że trafiła na okres wakacji. Recenzenci dostrzegali jej wieloznaczność, wolność od założeń ideologicznych, równy dystans od afirmacji i stygmatyzacji Rosji. Pisali o tym, że udało nam się wykroczyć poza ramy gatunkowe, zaproponować dokument, który nie jest ani reportażem, ani esejem. Na tym bardzo nam zależało i chyba rzeczywiście udało się to osiągnąć.
Dzięki temu, że obaj pracujemy na uczelni, mamy stosunkowo komfortową sytuację. Nie musimy się puszyć, robić z siebie gwiazdorów na spotkaniach autorskich, podkręcać rzeczywistości. Wierzę, że dzięki tej perspektywie możemy zaproponować nowe spojrzenie na Rosję, polemiczne do tego, jak zwykle się ją przedstawia w Polsce.
Nasza współpraca z Bartkiem układa się bardzo dobrze. Mamy już zebrany materiał do kolejnej książki - o syberyjskich szamanach miejskich. Gdybyśmy mogli poświęcić się tylko temu, książka ukazałaby się za kilka miesięcy. Ale musimy pisać habilitacje, więc kiedy wyjdzie - tak naprawdę jeszcze tego nie wiemy.
Wysłuchał:
Xawery Piśniak
[email protected]
Fot. Asia Morawiecka
Napisz komentarz
Komentarze