LISTY, POLEMIKI, OPINIE*
Szkoła specjalna należy do powiatu, a mieści się w budynku miasta. Burmistrz chce odzyskać swoją przestrzeń, zwłaszcza, że jest mu potrzebna. Nie robi tego ani podstępem, ani znienacka. Zapowiadał to starostwu w poprzedniej kadencji i od początku obecnej. Podarował nawet działkę pod budowę nowej szkoły, czym zasugerował rozwiązanie. Niestety najgorsze, bo niewykonalne. Powiatu zwyczajnie na taką budowę nie stać i to jest druga niepodważalna prawda. Jakie jest więc wyjście?
Pomysł przeniesienia szkoły z miasta do budynku po wiejskim gimnazjum uważam za niegodny. Sugeruje, że dzieci niepełnosprawne są jakieś gorsze, a potrzeby ich i udręczonych rodziców - mniej ważne. Oława daje dobre warunki komunikacyjne. Łatwo tu dojechać z każdej wioski w powiecie. Pozwala dzieciom z deficytami uczestniczyć w jakiejś namiastce życia miejskiego - ze wszystkim, co się z tym dobrze kojarzy, a jest tak ważne dla ich rozwoju. Wystawienie ich za rogatki, do budynku, który trzeba kupić (jest własnością oławskiej gminy wiejskiej), wyremontować, zorganizować dojazd (poprzednio dzieci zwożone były gimbusem z jednej gminy, a nie z trzech), będzie kosztować pewnie tyle, co budowa nowej szkoły.
Adaptacja części internatu przy ulicy Kutrowskiego? A znajdzie się tam miejsce na prowadzenie terapii zajęciowej itp.? Nie wiem. Wiem natomiast, że jest w centrum Oławy piękna czterokondygnacyjna kamienica po kapitalnym remoncie. Mieszkało tam swego czasu sześćdziesięcioro dzieci, dziś połowa z tego. Należy do powiatu, nie wymaga inwestycji. Ma po sąsiedzku poradnię pedagogiczno-psychologiczną i bardzo blisko dworzec PKS. Miejsca w niej dużo, bo co innego mieszkać (łóżka, szafy), a co innego uczyć się. Właśnie weszła w życie ustawa, która takiemu rozwiązaniu sprzyja. Oławski Dom Dziecka powinien być wygaszany (stopniowo likwidowany). Dzieci mają trafić do rodzin zastępczych. Te, którym żadna rodzina już nie jest w stanie pomóc, mają się znaleźć w ośrodkach socjoterapii. Taki już zresztą w Oławie jest. Pani dyrektor DD wyznaje w wywiadzie: "dążymy do tego, żeby zamiast Domu Dziecka powstała instytucja, która pełniłaby funkcję placówki interwencyjnej i socjalizacyjnej (...) dla 14 wychowanków (...) Ustawodawca dał czas do 2020 roku". Tymczasem jeszcze w grudniu 2011 DD przyjął troje dzieci z jednej z wiejskich podstawówek. Czyżby nie było nowych rodzin zastępczych, przygotowanych "pod ustawę"?
W DD nie powinno być dzieci młodszych niż 10-letnie. Ustawa dopuszcza taką sytuację tylko w przypadku licznych rodzeństw. Dopuszcza, ale nie nakazuje. Rodzeństwa we wszystkich powiatach bywają rozdzielane, ale w taki sposób, żeby miały ze sobą kontakt. Co więc robi 5-letnia dziewczynka w tym DD, wśród nastolatków, o których sama pani dyrektor mówi: "często poważnie zaburzeni, zdemoralizowani"?
Uchwała oławskiej Rady Powiatu powierzyła organizowanie rodzinnej pieczy zastępczej Domowi Dziecka. Dlaczego? Przecież publiczna placówka i forma rodzinna to oczywista sprzeczność (w tym interesów). Pani dyrektor zapewnia, że już "powołano Zespół Rodzinnej Pieczy Zastępczej, przydzielono kierownika, zatrudniono koordynatorów". Nie słyszałam o konkursie na te stanowiska ani o naborze na nie. Jakoś cicho się to odbyło.
Wystarczy odrobina przyzwoitości, serca i rozsądku, żeby wszystko naprawić. Młodsze dzieci do rodzin zastępczych, młodzież do nowej siedziby. Np. do budynku po wiejskim gimnazjum. W końcu do szkoły będą dojeżdżać z jednego punktu do jednego miasta, są prawie dorośli i pełnosprawni. Albo taniej i wygodniej - przenieść ich do internatu przy Kutrowskiego. Przecież docelowo wystarczy 14 łóżek i małe zaplecze, czyli 3-4 pokojowe mieszkanie.
I tak w połowie pusta kamienica przy placu Zamkowym może się stać całkiem pusta i będzie gdzie, po wakacjach, przeprowadzić szkołę specjalną. Tymczasem słyszę, że wygaszany DD zostaje, gdzie był, a do tej samej kamienicy ma się przeprowadzić część starostwa, czyli urzędnicy i ich biurka. Szkoda. Chociaż może to plotka? Pytam, bo nie wiem. Z ostatniego numeru "GP-WO" dowiaduję się, że na ten rok "powiat musi zabezpieczyć środki finansowe w wysokości 300.400 zł na funkcjonowanie organizatora pieczy zastępczej" (nie na dzieci), czyli ponad 25.000 zł miesięcznie.
A teraz odpowiem tym, którzy pomyślą, że moje pobudki nie są czyste, że są egoistyczne i polityczne. Otóż nie! Nigdy nie szukałam pracy w Oławie. Nigdy też nie podejrzewałam, że stracę całą ogromną osobistą sympatię do starosty oławskiego. Nawet fakt, że związałam się z "Solidarną Polską", a on pozostał w PiS, uważałam za pozytywny. Kiedyś przecież ta mała i ta duża partia prawicowa będą musiały współpracować, zawrzeć koalicję. Lepiej mieć wtedy przyjaciół, niż wrogów po drugiej stronie. Dlatego sposób, w jaki starosta traktuje sprawy najmłodszych, najsłabszych i najbardziej poszkodowanych mieszkańców powiatu, tak bardzo mnie zabolał. Jest moim osobistym rozczarowaniem także fakt, że wielu radnych, których znam i cenię, mimo że politycznie bardzo się różnimy, podniosło ręce w tej sprawie, kompletnie bez refleksji. Ale może jeszcze jest na nią czas? Pytam, bo nie wiem!
Jolanta Krysowata
* Opinie prezentowane w tej rubryce nie zawsze są zgodne z poglądami redakcji.
Napisz komentarz
Komentarze