Oława Rozmowa z dyrektorem
- Akordeon to pana wielka miłość?
- Trochę z przypadku. Rozpocząłem naukę gry na fortepianie. Moja nauczycielka jednak stwierdziła, że mam za małą rękę, nie mogłem przeskoczyć technicznych trudności. Wszyscy wybrali flet prosty jako drugi instrument. Ojciec namówił mnie na akordeon, sam zresztą grał na tym instrumencie. Zrobiłem w semestrze wielki postęp. Mój nauczyciel zaproponował, żebym zmienił główny przedmiot i tak rozpoczęła się moja przygoda z akordeonem.
- Czym dla pana jest muzyka?
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że to jest lekkie skrzywienie. Z tym czymś trzeba się urodzić, trzeba mieć w sobie jakąś iskierkę oraz wielki zapał i charakter, żeby to pielęgnować. Muzyka to swoisty rodzaj wypowiedzi, który pomaga w każdym momencie, zmienia świat na lepsze, ułatwia życie.
- To dlaczego pan postanowił sobie sam utrudnić, startując w konkursie na stanowisko dyrektora szkoły muzycznej?
- Byłem nauczycielem 20 lat. Miałem sukcesy w pracy dydaktycznej. W pewnym momencie pomyślałem, że warto zrobić coś innego. Chciałem się rozwinąć, pójść trochę w innym kierunku. Teraz z perspektywy tych prawie pięciu lat, które minęły, myślę, że to był dobry pomysł. Kiedy wybierałem się na studia podyplomowe w zakresie zarządzania oświatą, nie myślałem nawet, że zostanę kiedyś dyrektorem szkoły. Wszystko jednak w życiu się układa bardzo różnie. Wiedziałem, że nie chcę rządzić we Wrocławiu. Tam są duże placówki, które wymagają pewnego doświadczenia i umiejętności. Oławska szkoła jest małą, działającą popołudniami, więc postanowiłem spróbować swoich sił, wierząc, że tu sobie poradzę i nabiorę doświadczenia.
- Ciężkie miał pan zadanie, biorąc uwagę, że pana poprzedniczka, Ewa Leszczak, to znana osoba w powiecie, o wielkiej charyzmie i silnym charakterze. Przez wiele lat dyrektorowania tej szkole, wpisała się do jej historii.
- Nigdy nie podchodziłem do tego w ten sposób, że muszę komuś dorównać lub być lepszym. Byłem osobą z zewnątrz. To była moja pierwsza instytucja, w której zostałem dyrektorem. Nie miałem żadnych kompleksów, a za to otwarty umysł i wiele nowych pomysłów. Przychodziłem tutaj z pozytywnym nastawieniem.
- Zmieniło się ono z czasem, coś pana zaskoczyło?
- Na pewno wielkim pozytywnym zaskoczeniem były "Konfrontacje Instrumentów Dętych", które zorganizowała ówczesna dyrektor Ewa Leszczak. Uważam, że wykonała ogromną pracę. Konkurs jest znany w całej Polsce, a jego ranga jest bardzo wysoka. W placówce było również dobrze wyposażone instrumentarium. Z drugiej strony były duże zaległości, jeżeli chodzi o bazę lokalową. Mało się działo w sprawach remontów. Po rozmowie z władzami miasta udało nam się włączyć budynek szkoły do programu rewitalizacji Rynku. Dzięki temu mamy nowy dach i elewację. Sami byśmy tego nie wykonali. Zdradzę także, że jestem po wstępnej rozmowie z burmistrzem i są plany, aby budynek szkoły przekazać na skarb państwa, wtedy podlegałby ministerstwu. Dzięki temu znalazłoby się więcej pieniędzy na różne inicjatywy i remonty, które są ciągle potrzebne, np. na modernizację centralnego ogrzewania. Chciałbym także zagospodarować piwnice, może na jakiś klub lub salę koncertową, która służyłaby mieszkańcom Oławy.
- Podczas tych prawie pięciu lat nie miał pan takich momentów, żeby stuknąć się w głowę i pomyśleć: - Po co mi to było? Muzyk, zamiast grać, musi myśleć o cieknącym dachu i o ogrzewaniu.
- Owszem, różne rzeczy nie były proste, ale to jest doskonała nauka rzeczywistości. Trzeba czasami przestawić swoje myślenie i zejść w świat realny. To świetna szkoła życia. Teraz sprawy choćby remontowe, nie są mi obce. Chciałbym, żeby ten budynek był w Oławie taką jej perełką architektoniczną.
- Oprócz remontów udało się zrobić coś jeszcze?
- Oczywiście, możemy się pochwalić osi6ągnięciami naszych uczniów na konkursach. Trzeba pamiętać, że oławska szkoła muzyczna jest nieobowiązkowa. Nauka w niej odbywa się po południu, kosztem wolnego czasu młodzieży. Ciężko tutaj wymagać takich efektów, jak w szkołach, gdzie siatka lekcji oświatowych jest łączona z przedmiotami muzycznymi. Tamten rok był przełomowy. Przykładem może być już znana szerszej publiczności nasza skrzypaczka Paulina Skorodziej, która zdobyła nagrodę w konkursie ogólnopolskim Teraz otrzymała stypendium, ufundowane przez Centrum Edukacji Artystycznej, które doceniło również jej nauczycielkę Anetę Olszewską. Mamy świetny zespół muzyki dawnej i różne sekcje.
- Czyli z muzykalnością mieszkańców powiatu nie jest tak źle?
- Tutaj jest bardzo utalentowana i muzykalna młodzież, która chce się prezentować innym. Cieszy mnie również frekwencja na egzaminach wstępnych. Przez ostatnie dwa lata na około 40 miejsc mieliśmy 70 chętnych. Jest w czym wybierać. Mamy możliwość wyłowienia tych najlepszych talentów.
- No to kiedy w końcu nasz uczeń wygra KID?
- Instrumenty dęte są specyficzną grupą. Kiedyś uczono gry na nich dopiero w szkołach drugiego stopnia. Teraz są pewne kłopoty, bo np. jak 6-latkowi lub 7-latkowi wypadną dwie jedynki, to nie będzie już mógł grać na klarnecie. Dwa lata temu dostaliśmy małą trąbkę, specjalnie dla najmłodszych. Musimy trochę poczekać, aż wykształcimy kolejne roczniki i wierzę, że wtedy możemy się spodziewać dobrych wyników na KID-zie. Trzeba także pamiętać, że konkurencja na tym konkursie jest bardzo duża. Ciężko rywalizować z mocnymi ośrodkami muzycznymi z Górnego Śląska. Tam granie na instrumentach dętych to tradycja, prawie w każdej rodzinie znajdzie się taka osoba.
- Jakby pan chciał, żeby za kilka lat postrzegano oławską szkołę?
- Na pewno jako placówkę, która kształci bardzo dobrych, a może nawet wybitnych muzyków. Największym rozgłosem i uznaniem jest kształcenie takich osób, które będą kontynuować edukację muzyczną. Potem ich nazwiska będą się pojawiać w świecie, a my będziemy czytać, że zaczynali w szkole muzycznej w Oławie. Możemy pochwalić się takimi osobami, które grają w Filharmonii Narodowej lub są sławnymi kompozytorami. To daje renomę szkole. Druga sprawa, to laureaci konkursów. Jeżeli będzie ich więcej, to rozejdzie się informacja, że tutaj kształci się profesjonalnych muzyków. Chcemy również być miejscem, które skupia miłośników muzyki. Mam plany związane z działalnością zespołów kameralnych. Tu widzę drogę. Grupy będą się pokazywać na zewnątrz i prezentować różne gatunki muzyki.
- Szkoła obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia, a ciągle nie doczekała się fortepianu z prawdziwego zdarzenia...
- Składaliśmy wniosek do ministerstwa o dofinansowanie nowego instrumentu, jednak uzyskaliśmy za mało punktów. Fortepian był kilkakrotnie remontowany, jednak jest słabym instrumentem. Powiat oławski nie dysponuje żadnym koncertowym instrumentem, nowy kosztuje około 80 tysięcy złotych. Na razie nie stać nas na zakup takiego fortepianu, ale mamy nadzieję, że w końcu doczekamy się instrumentu z prawdziwego zdarzenia, który będzie służył innym.
Jacek Gąsior
Jest absolwentem Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Od 1989 jest zatrudniony na etacie nauczyciela akordeonu w OSM I i II st. we Wrocławiu. W 2007 roku objął stanowisko dyrektora Państwowej Szkoły Muzycznej w Oławie. W swojej pracy pedagogicznej wykształcił laureatów akordeonowych konkursów regionalnych, ogólnopolskich, i międzynarodowych. Uczestniczył w międzynarodowych kursach muzyki akordeonowej. W 2006 odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. W sferze jego zainteresowań znajduje się również kompozycja.
W swoim dorobku ma również kilka wydawnictw. Koncertował m.in. w Oławie, Salzburgu, Świdnicy, Görlitz i we Wrocławiu.
Rozmawiała
Malwina Gadawa [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze