Gmina Oława Dyskusja wokół polderu.
Mieszkańcy mają tego dość. Niejasna sytuacja działa na ich niekorzyść. Jeśli to nie jest polder, to zalewanie miejscowości było nieprawne. Droga do występowania o odszkodowania jest otwarta. Jeśli z mocy prawa ten teren jest polderem - też coś się im należy. Począwszy od zwolnienia z podatku rolnego, aż po żądania przesiedlenia przez państwo. Przecież polder to zbiornik wód powodziowych, a nie teren mieszkalny. Najgorsze jest zawieszenie. Ludzie zdają sobie z tego sprawę i zaczynają oskarżać instytucje o złą wolę. Bo jeśli by przyjęto którąś z tych możliwości, byłoby to podstawą dochodzenia praw przez mieszkańców.
Wojewoda obiecywał
Ta sprawa powinna być już dawno załatwiona. Przecież na spotkaniu w Starym Górniku, w październiku 2010, ówczesny wojewoda zapowiadał, że jego prawnicy przygotują ekspertyzę, rozstrzygającą status spornego terenu. Potem jednak były wybory samorządowe, Jurkowlańca zastąpił Marek Skorupa, a podczas wizyty w Oławie, w lutym 2011, nie było już mowy o rozstrzygnięciu sporu prawnego. Co więcej, Skorupa zdystansował się od zapowiedzi poprzedniego wojewody, że będzie wspierał proces przesiedlenia i oświadczył, że tą sprawą powinna się zająć gmina.
Mieszkańcy nie byli w tym czasie bezczynni. Powołali stowarzyszenie poszkodowanych w powodzi 2010, a jedną z pierwszych decyzji nowej organizacji było zgłoszenie bezprawnego zalania ich domostw i pól w maju 2010. Zwrócili się do prokuratury, bo chcą, żeby ktoś rozstrzygnął wreszcie prawny galimatias.
Niewiele przyniosło w tym kontekście spotkanie, zorganizowane w gminie 3 października. Okazją było wyłożenie do publicznego wglądu planu zagospodarowania przestrzennego części gminy, leżącej za Odrą. Stowarzyszenie chciało się dowiedzieć, jakie zabezpieczenia przed powodzią zostały zapisane w planie i jakie ograniczenia dla mieszkańców wynikają z faktu, że w dokumencie nazwano teren polderem. Na spotkanie zaproszono również dyrektor Dolnośląskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych Joannę Gustowską, z którą stowarzyszenie jest w sporze, gdyż to jej podpis widnieje pod decyzją o otworzeniu śluzy w Lipkach, w maju 2010.
Uciekła przed mieszkańcami
Zaczęło się od potwierdzenia, że status prawny polderu jest niewyjaśniony. Krzysztof Figura z Urzędu Gminy przyznał wprawdzie, że w planie zagospodarowania przestrzennego jest mowa o polderze, ale zastrzegł natychmiast, że to tylko zapis informacyjny, a szczegółowych ustaleń brakuje. Dyrektor Gustowska podchwyciła ten wątek, stwierdzając, że dopóki w planie nie będzie oficjalnego zapisu o polderze, to de facto go nie ma. Próbowała pokierować spotkaniem w ten sposób, aby mieszkańcy wspólnie z wójtem zastanowili się nad rodzajem zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Ale pytań nie uniknęła. Członkowie stowarzyszenia chcieli wiedzieć, dlaczego wciąż nie przyjęto operatu wodno-prawnego, a jest to ważny krok do oficjalnego uznania polderu. Pytali też, jaki charakter miało ubiegłoroczne zalanie i dlaczego podjęto tę bezprawną decyzję. Gustowska reagowała nerwowo. Oświadczyła, że czuje się atakowana i zagroziła, że opuści salę. Dodała, że do tej pory robiła co mogła w sprawie "Polderu Lipki-Oława", ale zarząd melioracji nie przeznaczy pieniędzy na zabezpieczenia przeciwpowodziowe, bo byłoby to niezgodne z przeznaczeniem unijnych dotacji, które otrzymują.
Członkowie stowarzyszenia domagali się od wójta, aby wykreślił z planu zagospodarowania termin polder, skoro nie przyjęto operatu wodno-prawnego. Dyrektor Gustowska nie wytrzymała kolejnych pytań i po 30 minutach, wyraźnie zdenerwowana, opuściła salę.
Przypomną o sobie blokadą?
Mieszkańcy pytali wójta Jana Kownackiego czy ma pomysł na pozyskanie dodatkowych pieniędzy na ochronę przeciwpowodziową. Rozważali kwestię przesiedlenia. Zbigniew Kuriata twierdził, że można objąć nim wszystkich mieszkańców, ponieważ prawo pozwala obecnie na przymusowe przesiedlenie. Martwiono się o to, że jeśli we Wrocławiu i Jelczu-Laskowicach będą podniesione wały, polder będzie przyjmował przy kolejnej powodzi jeszcze więcej wody niż do tej pory. Mieszkańcy wskazywali także na niebezpieczeństwo odmowy ubezpieczyciela przy zawierania umów, jeśli sporne tereny uznano by za prawny polder. Członkowie stowarzyszenia domagali się od wójta, aby porozumiał się z samorządem Jelcza-Laskowic, miasta Oławy i ze starostwem. Wspólnie samorządowcy powinni wystąpić do wojewody i marszałka o rozstrzygnięcie statusu prawnego i o podjęcie decyzji o przesiedleniu lub budowie wałów. Wójt potwierdził, że wstępnie taka umowę zawarto.
Zdaniem Kownackiego sedno sprawy nie kryje się w tym, czy polder ma uregulowaną sytuację prawną, a w jego nieprawidłowym wykorzystywaniu. - Gdyby pozwolono na naturalne przelewanie się wód przez śluzę w Lipkach, domy nie byłyby zalewane - argumentował wójt. - A tak, ktoś przyjechał, otworzył na całą szerokość śluzę i fala bardzo szybko dotarła do Starego Górnika i Starego Otoku. Teraz ktoś powinien się do tego przyznać.
Dyskusja zakończyła się ustaleniem, że mieszkańcy wniosą zapisy do planu zagospodarowania przestrzennego, dotyczące sposobu ochrony przed powodzią. Członkowie stowarzyszenia zapowiadali, że z determinacją będą walczyć o swoje prawa. Zastanawiają się nad nagłośnieniem problemu przez zorganizowanie ulicznej blokady.
Tekst i fot.: Xawery Piśniak
Reklama
Utrzymuje się niejasna sytuacja prawna wokół terenów nazywanych "Polderem Lipki - Oława". Po 16 miesiącach od powodzi w 2010 roku wojewoda dolnośląski, Urząd Marszałkowski oraz instytucje zajmujące się gospodarką wodną dalej nie potrafią jasno określić, czy tereny wokół Starego Górnika i Starego Otoku według prawa są polderem
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze