Powiat. Dunaj o przewodniczącym
- Biało-czerwony krawat jeszcze pan ma?
- Gdzieś jest w szafie.
- Nie wisi na honorowym miejscu?
- Mam wiele innych pamiątek. Zdjęcia z wizyt Andrzeja w Oławie, z naszych zjazdów, książkę "Lista Leppera" z jego autografem, plakat wyborczy z 2001, kiedy wygrałem ze wszystkimi w gminie Domaniów, a wasza gazeta nazwała mnie czarnym koniem wyborów.
- Z ośmiu kandydatów miał pan trzeci wynik, lepszy od Waldemara Wiązowskiego i Przemysława Pawłowicza. A jak to się wszystko zaczęło? Co sprawiło, że wstąpił pan do "Samoobrony"?
- W 1998 postanowiliśmy z kolegą, Tomkiem Gancarzem, że zorganizujemy strajk. Zboże taniało, rolnikom żyło się coraz gorzej. W ramach protestu zablokowaliśmy drogę w Gaju Oławskim. Jeszcze wtedy nie byłem w "Samoobronie". Ale po blokadach w Ząbkowicach Śląskich przyjechali do mnie działacze związku i namawiali, żebym wstąpił. Zgodziłem się.
- Co przesądziło o tej decyzji?
- Podobał mi się ich sposób działania. Nie można było inaczej. Trzeba było wyjść na drogi, pokazać ludzką biedę, walczyć o poprawę warunków życia.
- Wielu komentatorów ocenia, że "Samoobrona" zepsuła obyczaje polityczne w Polsce, pan zapewne inaczej ocenia ten dorobek...
- Andrzej powstrzymał biedę. Interesował się nie tylko losem rolników, ale także rencistów i innych pokrzywdzonych grup. Chciał, żeby w Polsce coś produkowano, żeby ludzie mieli pracę, a nie wyjeżdżali za granicę. Mówił, że niczego nie możemy wyprodukować, nawet igły musimy sprowadzać.
- Poznał pan Leppera osobiście. Jak go pan zapamiętał?
- To był naprawdę dobry człowiek, wszystkimi się interesował. Byliśmy razem na strajku pielęgniarek we Wrocławiu, walczył o prawa górników. Miał niespożyte siły, nie wiem skąd czerpał tę energię.
- Taki był dobry, że kazał wybatożyć komornika i bezpardonowo atakował innych polityków.
- To, że politycy ostro się krytykują, to żadna nowość. On się nie oszczędzał, tyle z siebie dawał, że mogło go czasem ponieść.
- Z kolei seksafera pokazała, jak traktował kobiety.
- Ja w tej sprawie nie będę zabierał głosu, bo nie wiem. Mnie to nie interesuje.
- Dość szybko się pan z "Samoobrony" wycofał. Co było powodem rezygnacji?
- Podobał mi się pierwszy okres działalności. Potem Leppera otoczyli nowi ludzie. Kiedy był drugi raz w Oławie, to nawet mnie do niego nie dopuścili, nie mogłem z nim normalnie porozmawiać. Andrzej bardzo ufał ludziom, na wiele pozwalał współpracownikom, to mu zaszkodziło. W pewnym momencie potrzebował pieniędzy, pojawiali się biznesmeni, którzy pomagali partii, to też mogło mieć negatywne konsekwencje. A moje wyjście z partii? Na zjeździe wojewódzkim zagłosowaliśmy wbrew centrali, a za tydzień dowiedziałem się, że nie jestem już przewodniczącym "Samoobrony" w Oławie. Odszedłem i wyleczyłem się z tego, obyło się bez zbędnych stresów.
- Jak przyjął pan wiadomość o śmierci Leppera?
- Byłem tym zaskoczony. Miał twardy charakter. Pamiętam go ze wspólnych akcji. Jechaliśmy na spotkanie do Świdnicy, potem do Wiązowa, wszędzie zarażał swoją energią. Ludzie pytają mnie teraz, co się stało? Czy wierzyć w samobójstwo, czy może ktoś go wykończył? Odpowiadam, że pewne jest tylko jedno - Andrzej Lepper nie żyje. To jedyna prawda, niczego więcej się nie dowiemy.
Rozmawiał: Xawery Piśniak
Reklama
Lepper to był dobry człowiek
O dobrym przywódcy i złych doradcach opowiada Bronisław Dunaj, były szef "Samoobrony" w powiecie oławskim
- 31.08.2011 11:55 (aktualizacja 30.07.2023 16:01)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze