Sprawa Klaudii
Oława:
Janina, babcia Klaudii, od początku obawiała się, że skarga na szkołę, którą złożyła w oławskim Urzędzie Miejskim, może mieć problemy z trafieniem do adresata. Dlatego jeszcze raz wysłała skargę do Wrocławia listem poleconym. I skarga doszła. Ta druga, z 6 kwietnia, bo pierwsza - zgodnie z przewidywaniami babci - utknęła na miesiąc w oławskim Urzędzie Miejskim.
Długa droga do kuratorium
Do pobicia Klaudii doszło 16 marca. Pięć dni później, 21 marca, babcia dziewczynki złożyła w Urzędzie Miejskim skargę na działalność Gimnazjum nr 2, w związku z pobiciem wnuczki. Sprawą zajęła się policja, zawiadomiona przez babcię, nagłośniły ją media. Skargę z 6 kwietnia badali wizytatorzy z Dolnośląskiego Kuratorium Oświaty. Przeprowadzili kontrolę w gimnazjum. O wynikach badania skargi, kuratorium poinformowało dziadków w piśmie z 29 kwietnia. Dzień później - a więc gdy wizytatorzy już kończyli badać sprawę Klaudii - urzędnicy wysłali do dziadków pismo, że ich skargę przekazują do kuratorium.
Sprawa pod dywan?
Dlaczego miejscy urzędnicy trzymali skargę ponad miesiąc? Jerzy Hadryś, zastępca burmistrza Oławy mówi, że skarga została skierowana do urzędu przez przypadek: - Została tutaj złożona przez pomyłkę. Tak się złożyło, że nikt się tym od razu nie zajął. Jesteśmy dalecy od zamiatania sprawy pod dywan, ale nie możemy działać pochopnie.
Urzędnicy przetrzymywali skargę ponad miesiąc, mimo że art. 231 kodeksu postępowania administracyjnego, na który się sami powołują w piśmie do kuratorium, określa termin jasno - skargę należy przekazać niezwłocznie do właściwego organu, w terminie nie dłuższym niż 7 dni.
Wygodna prawda
Nieoficjalnie urzędnicy magistratu nie mogą się nachwalić dyrektora gimnazjum - że taki kulturalny, zawsze grzeczny. Dlatego początkowo skłaniano się do sugerowanej przez szkołę wersji, że dziewczynka została pobita po lekcjach. Co innego ustalili policjanci oraz wizytatorzy z kuratorium.
Babcia Klaudii obawia się, że w tym przypadku dobro dziecka nie jest stawiane na pierwszym miejscu. - Dyrekcja szkoły broni głównie siebie, a miasto dyrektora - uważa. - Miasto w niczym mi nie pomogło, nie interesuje ich los mojej wnuczki. Byłam w Wydziale Oświaty. Poradzono mi, abym przeniosła wnuczkę do szkoły we Wrocławiu. Dowiedziałam się, że Klaudia jest "inna", a najbardziej szkoda dyrektora, bo to taki "dobry człowiek".
Dyrektor nie podjął działań
Kuratorium uznało za uzasadniony zarzut opiekunów Klaudii o jej pobiciu w szkole, zresztą sprawczynie się przyznały, o czym pisaliśmy tydzień temu. Zdarzenie miało miejsce przed lekcją wychowania fizycznego, a nauczycielka nie potrafiła zapewnić dziewczynce bezpieczeństwa, w czasie, gdy była ona pod jej opieką. Nie zbagatelizowała jednak sytuacji i powiadomiła kogo trzeba. Z ustaleń wizytatorów wynika, że dyrektor gimnazjum powiadomił policję jednak dopiero w następnym dniu po zdarzeniu, co tłumaczył potrzebą czasu na zbadanie sprawy. Nie wezwał pogotowia, bo pielęgniarka szkolna nie sugerowała takiej potrzeby. Dyrektor, usłyszawszy, że uczennice chcą się policzyć z Klaudią po szkole, polecił jej udać się do wychowawczyni i poprosić ją, aby zatelefonowała do babci. Wizytatorzy uznali, że scedowanie przez dyrektora na uczennicę czynności, które powinien niezwłocznie sam wykonać lub zlecić nauczycielowi, "należy uznać za brak należytego wypełniania obowiązków służbowych". Dyrektor powinien porozmawiać z uczennicą, która groziła Klaudii, a nie zrobił tego. Nie podjął też żadnych działań, aby poinformować babcię dziewczynki o zaistniałym zdarzeniu.
Kuratorium skierowało sprawę pobicia uczennicy do Rzecznika Dyscyplinarnego dla nauczycieli, przy Wojewodzie Dolnośląskim. Szkołę czeka kolejna kontrola.
Szkoła próbowała
Za częściowo uzasadnione uznano zarzuty o zaniedbaniach pracowników szkoły. Ze szkolnej dokumentacji wynika, że jej pracownicy - dyrektor, wicedyrektor, pedagog, psycholog i wychowawca klasy - wielokrotnie reagowali w sytuacjach konfliktowych z udziałem Klaudii. Podejmowane działania przynosiły pozytywny, ale doraźny skutek, bo agresja słowna i fizyczna wobec uczennicy nadal trwała. Pracownicy szkoły nie pozostali bierni, ale ich działania czasem były mało skuteczne. Postępowanie wyjaśniające ukazało, jak duża jest skala problemów wychowawczych w Gimnazjum nr 2. Dyrektor i nauczyciele podejmują wiele działań dla poprawy bezpieczeństwa, ale nie zawsze osiągają zamierzone cele.
Jak najciszej
Urzędnicy, którzy znają wnioski z wizytacji w gimnazjum i wytyczne, jakie otrzymała dyrekcja szkoły, dystansują się od wyników kontroli. Jerzy Hadryś twierdzi, że to jedynie ustalenia kuratoryjne, niewiążące dla miasta: - Nie chcemy podchodzić do sprawy emocjonalnie, nie chcemy potęgować zamieszania w szkole, która musi przecież normalnie pracować.
Zastępca burmistrza twierdzi, że pochopne oceny mogą tylko zaszkodzić. Urzędnicy nie chcą wyrokować na wyrost, zwłaszcza że zdarzały się przypadki pochopnych ocen dyrekcji, a za jakiś czas okazywało się, że było całkiem inaczej.
- Czekamy na wyniki postępowania odpowiednich organów, pozostając w kontakcie ze szkołą - mówi Hadryś.
Nie powiem, bo będzie gorzej
Wbrew temu, co mówi dyrekcja szkoły, wygląda na to, że problem Klaudii nie jest jednostkowy. Napisała do niej koleżanka, której te same dziewczyny także groziły. Oto zapis fragmentów tej rozmowy w jednym z komunikatorów (pisownia oryginalna):
- ciebie pobiły K... i J...
- tak, a co?
- one to są idiotki, bo mnie kiedyś szarpały i biły
- a, to powiedz komuś to
- nie, bo będzie jeszcze gorzej
- aaaaaaaaaaa
- K... mi ostatnio groziła
- a czemu ci groziła?
- nie wiem, poprostu mi napisała na nktalku, że mam w pierdol
- a, to nie wiem czemu :(
- a co J... i K... ci coś jeszcze robiły?
- nie, tylko mnie wyzywają i biją, kradną i niszczą żeczy
- a to tak jak mnie
- no
- :(
Monika Gałuszka-Sucharska
@gazeta.olawa.pl
Napisz komentarz
Komentarze