Przenikliwe zimno z opadami najbardziej dokuczyło 3 maja. Uroczyste obchody Święta Konstytucji rzęsiście obsypywał bajeczny śnieg z deszczem, torpedując plenerowe imprezy, w tym oławski festyn kresowy. A potem była najgorsza noc. Siedmiostopniowy mróz w naszym powiecie ciężko pokaleczył piękną i cenną przyrodę, szczególnie to, co kwitło. Nie tylko na ogródkach i w sadach zapowiada się wielka klęska. Nawet w działkowych namiotach i inspektach padło wiele roślin. Można je posiać lub posadzić od nowa, ale liczne drzewa i krzewy będą w tym roku tylko z nazwy owocowe. Owoców może być jak na lekarstwo. W tej sytuacji mniej straszą trzej "zimni ogrodnicy" i w następnym dniu taka sama Zośka, wieńcząca połowę maja. Już niewiele zostało do zmrożenia.
Niestety, na pogodę wpływu nie mamy. Trzeba więc przyjąć z pokorą to, czym nas pokarała aura w pierwszych dniach maja. Nic nie pomoże i niczego nie zmieni modne ostatnio jałowe szukanie winnych - wszędzie i za wszystko. To wcale nie znaczy, że należy przymykać oczy na to, co złe i dotkliwe, a może się zmienić na lepsze. Jedną z takich spraw jest porządek na miejskich podwórkach. Alarmowali nas czytelnicy, że przy blokach mieszkalnych są zasypane śmieciami wielkie i małe kontenery na odpadki. Redakcyjny "przegląd" kilkunastu punktów nie potwierdził, że tak jest w całym mieście, ale to zależy od samych mieszkańców. Zadziwia jednak lekceważenie pozornie drobnej sprawy. Połowa lub nawet więcej wyrzucanych odpadów to plastikowe butelki, pudełka, kartony itp. Przeważnie w pełnej krasie, bo zgniecenie ich lub złożenie najwyraźniej przekracza poziom i możliwości wielu wynoszących na śmietnik. Nic więc dziwnego, że kontenery i pojemniki szybko się zapełniają. Wtedy następni wyrzucają obok, a potem psioczą na taki stan rzeczy, nazywając go klęską.
Z tym wiąże się sprawa, o której niedawno pisaliśmy. Władze miejskie podjęły dramatyczną decyzję, wycofując zbiorniki na selektywną zbiórkę odpadów. Bo mieszkańcy wyrzucali tam po staremu - wszystko razem do jednego. Czy trzeba się cofnąć o kilkadziesiąt lat? Bo dość licznym mieszkańcom trudno dostosować się do czegoś nowego i pożytecznego. Nawet w tak prostej czynności, jak wrzucanie plastikowych butelek do stosownego pojemnika. Na nim są rysunki jak dla analfabetów, że należy zgnieść przed wyrzuceniem. Sprawdziliśmy to w kilkunastu miejscach. Średnio tylko co dwudziesta butelka zgnieciona, czyli około pięciu procent. Na śmieciowy bałagan narzekają nie tylko mieszkańcy, również odpowiedzialni za porządek. Im jakoś trudno zrozumieć, że w sąsiednich krajach organizuje się, np. raz w miesiącu, wywózkę wyrzucanych mebli itp. A u nas nie można?
To też swoista klęska, a do tego wstyd i hańba...
Edward Bykowski
Napisz komentarz
Komentarze