Oława Po naszej publikacji
Ten lek jest w Polsce refundowany pacjentom od 16. roku życia. A Sabina ma dopiero 15 lat. Jej historię opisywaliśmy dwukrotnie. Po ubiegłorocznym artykule znalazło się wielu, którzy chcieli pomóc. W oławskim Gimnazjum nr 2 zorganizowano zbiórkę na rzecz chorej uczennicy. Na świątecznym kiermaszu zebrano pieniądze na jedną dawkę leku. Artykuł przeczytał Mieczysław Koprowski, pracujący wówczas w biurze poselskim Romana Kaczora. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby pomóc w tej nierównej walce z chorobą i pieniądzem. Roman Kaczor pojechał do minister zdrowia Ewy Kopacz i dostarczył jej całą dokumentację choroby. Niestety, niewiele dało się zrobić, bo resort dopiero rozpoczął pracę nad zmianą zasad refundacji leku. 31 marca Ewa Kopacz zaakceptowała dwa programy terapeutyczne, które mają ułatwić życie chorym na SM. Jeden z nich to obniżenie granicy wieku przy refundacji - z 16 na 12 lat. Jeszcze nie wiadomo, kiedy te nowe programy leczenia będą wdrożone, bo najpierw muszą zbadać sprawę specjaliści z Agencji Oceny Technologii Medycznej.
Sabina Stec będzie miała 16 lat w listopadzie, do tego czasu musiałaby płacić po 5 tysięcy złotych miesięcznie. Już nie musi. Nie musi też czekać na nową decyzję w sprawie refundacji. Dzięki zaangażowaniu Mieczysława Koprowskiego znalazł się darczyńca, który rozgonił czarne chmury. Koprowski już od stycznia nie pracuje w biurze poselskim Romana Kaczora. Sprawą Sabiny zajął się prywatnie. - Kiedy zakończyłem pracę u posła, nie mogłem zapomnieć o problemie, z jakim się boryka rodzina Steców - mówi. - Zwyczajnie chciałem pomóc. Od początku zajmowałem się tą sprawą i postanowiłem doprowadzić ją do końca. Cieszę się, że mam w tym swój skromny udział.
Koprowski kontaktował się z kobietą z Warszawy, która pracuje w ministerstwie zdrowia. Od grudnia telefonował, mailował po kilka razy w tygodniu. Po dwóch miesiącach zapaliło się światełko nadziei. - Usłyszałem w słuchawce, żeby być cierpliwym, bo jest szansa - wspomina Koprowski. - Pod koniec marca zdarzył się cud. Znalazł się darczyńca z Warszawy, który ufundował leczenie od kwietnia do listopada. Kiedy to usłyszałem, ciarki przeszły mi po całym ciele. Tego nie da się opisać.
Darczyńca, który podarował Sabinie lek o wartości 40 tysięcy złotych, chce pozostać anonimowy. Podobnie kobieta, która doprowadziła całą sprawę do końca. - To zupełnie nie ma znaczenia, kim są ci ludzie, ważne, że bezinteresownie pomogli obcej osobie - mówi Koprowski. - To przecież nie jest nasz sukces, to tak naprawdę sukces Sabiny. Dzięki tym lekom jej życie będzie lepsze. Tutaj nie trzeba nic więcej tłumaczyć, wystarczą słowa Jana Pawła II: "Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi".
40 tys. zł kosztuje 8 dawek leku dla Sabiny Tekst i fot. Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze