Oława
Ciąg dalszy
Aneta Danyliszyn, matka Oskara, pojechała dwukrotnie do oławskiego szpitala. Dziecko miało biegunkę. Lekarze przepisali leki i kazali wrócić do domu. - Doktor na nocnym dyżurze zbadał syna, osłuchał go i kilka razy dotknął brzucha. Zalecił kolejną dawkę nifuroksazydu i nurofen - lek przeciwbólowy. Powiedział, że po godzinie ból brzucha ustąpi i Oscar zaśnie - mówiła Aneta.
Stan dziecka nie poprawiał się, zmarło w domu, prawdopodobnie po godzinie piątej rano. Godzinę wcześniej ojciec przebudził się i wtedy chłopiec jeszcze żył. Aneta Danyliszyn przypuszcza, że do śmierci dziecka przyczynił się lekarz, który dyżurował tej nocy. - Powinien go zostawić na oddziale - mówi. - Uwierzyłam mu i wróciłam do domu.
Ciało skierowano na sekcję zwłok. Po trzech miesiącach przyszedł wynik. - Przyczyną zgonu było uogólnione zakażenie organizmu, z powikłaniem w postaci zachłyśnięcia treścią pokarmową - mówi Małgorzata Rosińska z oławskiej prokuratury. - Kolejny etap postępowania to powołanie biegłych, którzy zbadają, w jakich okolicznościach zmarło dziecko i czy ktoś się do tego przyczynił. Specjaliści z różnych dziedzin szczegółowo zbadają tę sprawę.
Opinia biegłych może być gotowa dopiero za pół roku, jej wydaniem zajmą się osoby z innej części kraju, nie powiązani z Oławą. Wtedy dowiemy się, czy ktokolwiek przyczynił się do śmierci Oskarka.
Artykuł "Oskarek nie żyje. Czy ktoś zawinił?" z lutowego wydania "Gazety Powiatowej-Wiadomości Oławskie:
(AH)
Fot. Agnieszka Herba
Napisz komentarz
Komentarze