Jelcz-Laskowice
Było niebezpiecznie
Pożar wybuchł we wtorek 8 marca, na terenie między osiedlem a jelczańskim stawem. Ogień, wzniecany silnymi podmuchami wiatru, szybko się rozprzestrzeniał. Dotarł do obrzeży ulicy Oławskiej, a gęsty dym sparaliżował ruch na drodze. Strachu najedli się mieszkańcy domów jednorodzinnych, w sąsiedztwie płonącego ugoru. Dzięki interwencji strażaków udało się uniknąć tragedii. Ogień dotarł do płotu jednej z posesji i zatrzymano go kilka kroków od drugiej.
Nie wiadomo czy trawę podpalono celowo, czy było to nieumyślne zaprószenie ognia. - Do takich pożarów w okresie wiosennym dochodzi często, nawet o kilka razy w tym samym miejscu - mówi brygadier Jan Ciętak, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Oławie. - Na tym terenie w Jelczu-Laskowicach paliło się dwa dni wcześniej i też trzeba było interweniować.
Podczas pożaru w Jelczu-Laskowicach płonęły trawy jeszcze w kilku innych miejscach powiatu. Łącznie w tym samym czasie do pożarów zaangażowanych było 16 jednostek straży pożarnej, w tym 4 w Jelczu-Laskowicach. Jak powiedział nam komendant Ciętak, udział w takiej akcji jednej jednostki, to koszt około tysiąca złotych za godzinę. Akcja w Jelczu-Laskowicach kosztowała około 4 tysięcy złotych.
- Nie ma przepisów nakazujących koszenie ugorów, nie można więc tego wymagać i za to karać, jeżeli dochodzi do pożarów - tłumaczy Jan Ciętak. - W takich sytuacjach trudno też wskazać winnych - chyba, że złapiemy winowajcę na gorącym uczynku. W tej sytuacji pozostaje liczyć na ludzką świadomość i odpowiedzialność. Z częstych interwencji strażaków trudno jednak na to liczyć...
Tekst i fot.: Wioletta Kamińska
Napisz komentarz
Komentarze