Oława
Pączkowy full wypas
Najnowszy numer "Gazety Powiatowej" ukazuje się dokładnie w tłusty czwartek. Cukiernie przeżywają oblężenie. Wśród nich najstarsza w Oławie, rodziny Krawczyńskich, na ulicy Brzeskiej. Uznana marka procentuje przez lata. Niektórzy klienci reagują z nostalgią. - Mają przepyszne napoleonki, przychodziłam po nie już jako mała dziewczynka - mówi Magda. - Pamiętam, jak prowadzał mnie tam mój tato, a teraz sam zabieram dzieci - zwierza się Jurek. Dla innych nie liczą się emocje czy przyzwyczajenia, ale jakość wypieków: - To są najlepsze pączki w mieście, smak nie do podrobienia, kiedyś kolejki ustawiały się tu przez całą Brzeską - zachwala Wanda Rychel. - Teraz ludzie rzucili się do tych sklepów-molochów, ale to co tam sprzedają, to nie jest pączek, to imitacja jakaś! Są i tacy, dla których Krawczyńscy są melodią przeszłości.
- Mam wspomnienia z czasów, kiedy to była jedyna cukiernia w mieście - przyznaje Stanisław Szuwart. - Gdy robiliśmy różne imprezy w liceum, kupowaliśmy u Krawczyńskiego całą blachę ciastek tortowych i on udzielał nam rabatu. Potem sprzedawaliśmy je po dwa złote i jeszcze nam zostawało parę groszy na szkolne cele. Ale teraz już rzadko tam kupuję. Konkurencja ma bardzo dobre wyroby, na przykład "Hert", Krzemiński, albo "Społem". A Krawczyńskim trzeba przyznać, że jako jedyni produkują takie napoleonki, jak za komuny.
Właściciele cukierni są świadomi swojej renomy. - To prawda, że klienci chwalą nasze pączki - przyznaje Leokadia Krawczyńska. - Nieraz obiło mi się o uszy, że są niespotykane, jedyne w swoim rodzaju... A to wszystko dlatego, że robimy je według przedwojennej receptury, którą do Oławy przywiózł z Warszawy mój teść Stefan. Oczywiście, żeby pączek był udany, musi też być dobra marmolada. Ta, którą sprowadzamy, jest z górnej półki. Sprawdzony dostawca, współpracujemy z nim 30 lat. Owszem, jest droga, ale za to możemy być pewni jakości.
Krawczyńska opowiada, jak doszło do otwarcia zakładu. Zaraz po wojnie jej teść pracował w Urzędzie Miejskim. Pewnego dnia przyjechał ktoś ważny z Wrocławia. Stefan, który miał za sobą termin w cukierni wujka, upiekł tort. - Ma pan złote ręce, powinien pan otworzyć cukiernię - usłyszał od dygnitarza. Dostał lokal na Brzeskiej 14, porzucił biuro i wziął się za rzemiosło. Z sukcesem. - Kupowała u niego oławska elita, wypiekał torty na największe imprezy w mieście - wspomina Leokadia.
Szuwart uzupełnia tę historię wersją nielukrowaną: - Nie upaństwowili mu tego zakładu, bo był w PZPR i miał znajomości!
Tak czy inaczej, Krawczyńscy sprzedają swoje znakomite makowce, jabłeczniki, napoleonki i pączki. I jak co roku w tłusty czwartek, biją rekordy sprzedaży. Już od 64 lat.
Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze