Gmina Oława
Rozmowa z kandydatem
- No właśnie, po czteroletniej przymusowej pauzie, spowodowanej wyrokami sądowymi, wraca pan do gminnej polityki, a przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej brudnej rzeki…
- Tak bym tego nie nazwał. W 2006 roku nie mogłem startować w wyborach samorządowych, bo moi koledzy z urzędu, z Rady Gminy i z “Ekogoku”, nasłali na mnie prokuratorów. Zarzucano mi m.in. to, że w czasie wyborów 2002 mieszkańcy gminy byli pijani, bo ja ich wszystkich spoiłem. Jakoś dziwnym trafem nie zauważono, że np. w Bystrzycy i w Marcinkowicach, gdzie robiono kampanię mojemu konkurentowi, tydzień przed wyborami lało się piwo hektolitrami i rozdawano darmowe kiełbaski. Nie interweniowałem w tej kwestii, bo nie chciałem działać tak, jak moi przeciwnicy. Przy sprawie z “Ekogoku” kolega najpierw zgodził się, żebym złożył za niego podpis, a potem się tego wyparł. Chodziło o wyeliminowanie Kownackiego, bo skrupulatnie pilnował, żeby “Ekogok” wykonywał wszystkie zobowiązania na rzecz wsi Gać oraz jej mieszkańców. Moja praca w samorządzie została więc w pewnym momencie nienaturalnie przerwana. Gdyby nie ta celowa akcja moich “kolegów”, to prawdopodobnie do dziś byłbym wciąż wójtem gminy Oława. Dlatego swojego startu w zbliżających się wyborach samorządowych nie traktuję jako tego przysłowiowego wskakiwania czy wchodzenia po raz drugi do brudnej rzeki. Po prostu chcę kontynuować to, co zacząłem we wcześniejszych kadencjach i czego nie pozwolono mi dokończyć.
- Pewne szanse jednak na to były, bo nowy wójt Ryszard Wojciechowski zatrudnił pana jako swojego pełnomocnika.
- Nie byłem żadnym pełnomocnikiem wójta. Moim głównym zadaniem było pozyskiwanie nowych inwestorów i starałem się z tego dobrze wywiązywać. W okresie dwóch pierwszych lat mojej pracy na tym stanowisku udało się pozyskać kilku ważnych inwestorów i sprzedać im za bardzo korzystną cenę sporo gminnego gruntu. Proszę sprawdzić, co było potem. Kompletny zastój. Teraz na gwałt gmina chce sprzedać trochę gruntu w Godzikowicach wałbrzyskiej strefie ekonomicznej, bo przed wyborami chce się pochwalić jakimś spektakularnym sukcesem. Uważam to za rażącą niegospodarność, bo najprawdopodobniej strefa ma już chętnego inwestora i jak tylko kupi grunt od gminy, to go jemu sprzeda za 3 razy większą cenę.<br />
- To co, pana zdaniem, powinny zrobić władze gminy? Mają przecież nóż na gardle w postaci wielkiego zadłużenia.
- Powinno się spokojnie poczekać, przeprowadzić całą procedurę przetargową i sprzedać grunt bezpośrednio inwestorowi za przyzwoitą cenę. Tyle że na to potrzeba czasu i najwcześniej ta ziemia byłaby sprzedana w lutym przyszłego roku, więc byłaby to już pewnie zasługa nowych władz, a więc także nowego wójta. A co do zadłużenia gminy, to proszę sprawdzić, na jakim ono było poziomie, gdy ja opuszczałem urząd, a jakie jest teraz. Za mojej kadencji braliśmy tylko kredyty inwestycyjne i z umiarem. Teraz brano w dużym stopniu na inwestycje, nie pozyskując przy tym dotacji z Unii Europejskiej.
- Ale obecne władze gminy chwalą się umiejętnością pozyskiwania funduszy zewnętrznych…
- No tak, opublikowaliście ranking Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego i panowie Pryjda z Wojciechowskim od razu zaczęli wypinać pierś do orderów. Problem tylko w tym, że nie napisaliście dokładnie, iż ten ranking obejmował dłuższy okres i że zdecydowaną większość pieniędzy pozyskano w czasie, gdy ja byłem wójtem gminy Oława…
- Wójt Wojciechowski często podkreśla, że kłopoty finansowe gminy, to skutek wielu pańskich złych decyzji lub fatalnych umów.
- Główne pretensje kieruje się do mnie za sprawę dostaw energii do strefy gospodarczej w Stanowicach i umowy z siechnicką spółką ESV. Problem w tym, że za mojej kadencji i potem w okresie mojej krótkiej pracy w Urzędzie Gminy nie przegraliśmy żadnej sprawy sądowej z ESV, bo na wszystkie posiedzenia sądu jeździłem z mecenasem i wszystko na bieżąco wyjaśniałem. Potem jeździł już tylko sam pan mecenas i efekt jest, jaki jest. Sprawa zresztą nadal się toczy - niedawno występowałem w niej jako świadek. Jeśli nie będzie lekceważona, to gmina powinna ją wygrać. To skomplikowany spór, w który powinno się zaangażować biegłych z zakresu energetyki. Uważam, że oni byliby po stronie gminy. Jednym z głównych elementów sporu jest to, że firma ESV nie wykonała linii niskiego i średniego napięcia. Zrobiła to później za swoje pieniądze gmina, a ESV teraz dzierżawi tę sieć. No i dotąd w Stanowicach nie powstała fabryka AAM, która miała być olbrzymim odbiorcą energii…
- A propos AAM. Ryszard Wojciechowski twierdzi, że Amerykanie opuścili gminę także z pańskiej winy.
- No oczywiście, wszystko co złe w tej gminie, to Kownacki, a co cacy - to Pryjda i Wojciechowski. Firmę AAM sprowadziłem do Stanowic, ubiegając kilka innych gmin z całej Polski. W najbardziej prestiżowych czasopismach ekonomicznych uważano to za nasz wielki sukces. W grudniu 2008 Amerykanie zwrócili się do wójta z prośbą o pomoc w znalezieniu tymczasowych hal produkcyjnych, ponieważ zdobyli duży i ważny kontrakt, którego nie są w stanie wykonać w małej hali, jaką mieli w tym czasie w Stanowicach. Podpowiedziałem firmie AAM, że mogą wykorzystać hale po "Bahlsenie” na Nowym Górniku w Oławie, które niedawno kupił młody rolnik i przedsiębiorca z Godzikowic. Wojciechowski wolał jednak błyszczeć w telewizji i ujadać na posła PO ze Świdnicy, który ponoć podkupił Amerykanów. Potem jeszcze z drugim posłem - oławskim - pojechał do Ministerstwa Gospodarki interweniować u wiceszefa resortu pana Baniaka. Wypili tam kawę, zjedli ciastko, pan minister przyszedł i pokazał im drzwi, bo byli zupełnie nieprzygotowani do merytorycznej dyskusji. Pan wójt Wojciechowski za pośrednictwem telewizji chciał także toczyć wojnę z wałbrzyską strefą, co przypominało porywanie się z motyką na słońce. Ten wichrzycielski styl pseudonegocjacji z góry skazany był na niepowodzenie, bo sprawa wymagała spokojnej i dyskretnej dyskusji. To był okres nagłego i silnego kryzysu na rynku motoryzacyjnym i szefowie koncernu AAM, działającego w tej branży, mieli powody do tej trochę nerwowej reakcji.
- Sprawa inwestycji AAM nie jest jednak ostatecznie przesądzona…
- Tak sądzę. Firma nadal jest właścicielem ponad 38 ha gruntu w Stanowicach i jak dotąd nie zrezygnowała z planów budowy fabryki, w której docelowo ma pracować tysiąc osób.
- Drugim powodem złej kondycji gminnego budżetu mają być pańskie rozgrzebane inwestycje…
- To kolejna bzdura, którą przy wielu okazjach powtarza pan wójt Wojciechowski. Otóż pod koniec mojej kadencji zostały tylko 3 niedokończone inwestycje, które zresztą miały pełne zabezpieczenie finansowe, w dodatku ze sporym udziałem źródeł zewnętrznych. To była sala gimnastyczna w Marcinkowicach, kanalizacja w Bystrzycy oraz świetlica w Godzikowicach. Wszystkie te zadania były na ukończeniu, a np. bystrzycka inwestycja była też w pełni sfinansowana z funduszu unijnego ISPA i prowadzona przez zakład wodociągów z Brzegu. Urzędnicy z gminy tylko podpisywali papierki. Inwestycje teraz realizowane, które duszą finansowo gminę, to już decyzje panów Wojciechowskiego i Pryjdy oraz obecnej Rady Gminy. Ostrzegałem panów wójtów przed takim działaniem. To zresztą było głównym powodem zwolnienia mnie z pracy przez pana Wojciechowskiego, bo nie chciałem się zgodzić na podpisanie oświadczenia o sprzedaży gminnych gruntów za wygórowane kwoty.
- Którego z konkurentów w jesiennych wyborach uważa pan za najgroźniejszego?
- Nikogo nie lekceważę, bo każdy, kto zdecydował się startować, ma za sobą jakieś zaplecze polityczne czy organizacyjne.
- Jeden z niedoszłych kandydatów Robert Padula mówi, że zrezygnował, bo wszystko jest już z góry ustalone i po wyborach będzie pan rządził w duecie z Pryjdą…
- To są dywagacje pana Paduli. Ja z nikim nic nie ustalałem, bo nie lubię dzielić skóry na niedźwiedziu. Najpierw muszę wygrać wybory, a potem dopiero będę się martwił, kto ma być moim ewentualnym zastępcą.
- Staruje pan po raz kolejny z listy Ludowych Zespołów Sportowych. Jeden z pańskich rywali twierdzi, że tej organizacji nie powinno się włączać do gminnej polityki.
- Ja jestem w LZS od 35 lat, a ten konkurent, o którym pan wspomina, w tym czasie zaliczył bodajże sześć partii politycznych i to często z bardzo odmiennym programem. LZS, OSP i odradzające się KGW, to organizacje, które od wielu lat są na polskiej wsi i dobrze jej służą, w przeciwieństwie do partii politycznych, w których gromadzą się karierowicze i ludzie pazerni na władzę. Wielu wójtów i burmistrzów słusznie twierdzi, że nie ma gorszej zarazy w samorządach lokalnych niż partie polityczne. Ludzie zapisują się do nich tylko po to, by zdobyć pracę lub uzyskać inne profity.
- Dużo się mówi o przejrzystości władz samorządowych, czemu mają m.in. służyć oświadczenia majątkowe. To pańskie wójtowskie było bardzo skromne…
- Było tam to, co napisałem i co jest zgodne z rzeczywistością. Nie mam nieruchomości, bo dom i gospodarstwo należy do mojej mamy, a teraz jest to testamentem przepisane na córkę. Nie mam już 20 lat i nie było sensu, bym ja to od mamy przejmował, a potem prawie zaraz przepisywał na córkę i znowu ponosił koszty opłat notarialnych.
- Niemal każdy wójt gminy Oława kończył kadencję na sali sądowej, i pan także. Mieszkańcy mają chyba tego dość. Czy w tej sytuacji powinni ryzykować i ponownie pana wybrać?
- Wybór mojej osoby na wójta nie jest żadnym ryzykiem. O okolicznościach, które spowodowały moje kłopoty z prawem, już mówiłem. Mieszkańcy mnie dobrze znają i na pewno niczego w moim przypadku nie ryzykują, bo za mojej kadencji gmina prężnie się rozwijała...
- Dziękuję za rozmowę.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze