Powiat/Wrocław
„Oławski FOZZ” na wokandzie (4)
Przypomnijmy, że Wydział VI do spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu jesienią 2001 wszczął śledztwo, dotyczące nadużyć w oławskim oddziale Banku Zachodniego, a w marcu 2002 powiązał je z działalnością grupy kapitałowej, w skład której wchodziły spółki: „Agropol” Polwica, Gospodarstwo Rolne w Bukowicach, Przedsiębiorstwo Handlowo-Produkcyjne „Optima II” i Zakłady Przetwórstwa Mięsnego Polwica. W czerwcu 2006 do sprawy dołączono materiały ze śledztwa przeciwko Markowi B. i innym podejrzanym o oszustwa i wyłudzenia, a powiązanym ze spółką „Eko-Agro” Piekary. Ta firma, podobnie jak „Agropol”, swoje gospodarcze źródła też wywodziła z państwowego gospodarstwa rolnego SHR Polwica. Postępowanie, a potem śledztwo przeciwko kierownictwu spółki z Piekar, wszczęto we wrześniu 2002 w Komisariacie Policji w Jelczu Laskowicach, na skutek złożonego tam zawiadomienia lokalnego biznesmena. Marek B. - prezes „Eko-Agro” - przez kilka miesięcy 2001 roku pobierał z firmy tego przedsiębiorcy nawozy w postaci mocznika i fosforanu amonu, o łącznej wartości 151.911 zł, za które nie zapłacił. W dalszej fazie śledztwa prokuratura ustaliła, że Marek B., współdziałając z innymi członkami władz spółki oraz z rolnikami Tomaszem K. i Stanisławem Ż., a także z kilkoma pracownikami oławskiego oddziału Banku Zachodniego, poprzez mechanizm wykupu wierzytelności (factoring) za pośrednictwem podrobionych lub fałszywych dokumentów, wyłudził z tego banku znaczne kwoty. W wyniku fatalnego zarządzania doprowadził swoją firmę do bankructwa. Według prokuratorów w dużym stopniu zrobił to świadomie.
W toku postępowania prokuratorskiego ujawniono, że znaczna część dokumentacji księgowej spółki „Eko-Agro” Piekary potwierdzała transakcje pozorne i nieodzwierciedlające faktycznych zdarzeń gospodarczych. Na postawie takich fałszywych dokumentów wykreowano np. dług wobec firmy „Skład Ogólnorolny” z Gorzesławia, należącej do Krzysztofa A., w wysokości ok. 1,15 mln zł. Stworzenie tego fikcyjnego długu pozwoliło na nieodpłatne przekazywanie jego firmie kukurydzy oraz przejęcie sprzętu rolniczego spółki, w ramach rzekomej kompensaty należności. - Był to prosty mechanizm wyprowadzenia pieniędzy ze spółki - napisał w akcie oskarżenia prokurator Piotr Dutkowski. On także ustalił, że Marek B. zawierał w imieniu spółki inne bardzo niekorzystne transakcje. Polecił też podległym pracownikom prowadzenie rozliczeń z wybranymi rolnikami, poza ewidencją księgową.
Częściowo winny
W śledztwie prezes B. częściowo przyznał się do popełnienia zarzuconych mu czynów. Potwierdził, że ewidencja księgowa w zakresie kontaktów handlowych z Krzysztofem A. nie odpowiadała rzeczywistym zdarzeniom gospodarczym. Na prośbę tego przedsiębiorcy wystawiono faktury, dokumentujące fikcyjną sprzedaż około 900 ton kukurydzy oraz sporządzono umowę poświadczającą nieprawdę o przechowaniu kukurydzy w ilości około 800 ton. W złożonych wyjaśnieniach Marek B. potwierdził, że będące podstawą wykupów faktury, wystawiane przez Tomasza K., dokumentowały fikcyjne zdarzenia gospodarcze. K. godził się na powyższą sytuację, będąc przekonany, że „Eko-Agro” spłaci w terminie zobowiązania z tytułu zawartych umów. W pewnym momencie obciążenie Tomasza K. z tytułu wykupów wynosiło około 1,5 mln zł. Wtedy szef banku Zbigniew P. i naczelnik wydziału kredytów Rafał Cz. mieli mu zasugerować wykup wierzytelności. Kupującym rzekome wierzytelności wobec Tomasza K. został Stanisław Ż., który - jak mówił w śledztwie - zdecydował się udzielić w ten sposób pomocy Markowi B.
Grosiki, kaucja i bydło
Stanisław Ż. to rolnik z małej miejscowości w gminie Jelcz-Laskowice. W śledztwie nie przyznał się do zarzucanych czynów. Wyjaśnił, że nieświadomie podpisywał wiele dokumentów przedkładanych przez Marka B. lub Ewę Ć., bo miał zaufanie do całego zarządu spółki i nic złego nie podejrzewał. Wyjaśnił, że na prośbę Marka B. potwierdził zaistnienie fikcyjnej transakcji kupna 500 ton kukurydzy od Tomasza K., bo prezes Marek B. przekonał go, że odkupi od niego tę kukurydzę kredytem, uzyskanym w tym celu z banku.
Wyjaśnienia przed sądem Stanisław Ż. składał na rozprawie 26 stycznia 2010. Na wstępie powiedział, że przyznaje się do zarzucanych przestępstw, ale “niecałkowicie”. - Zostałem w tę sprawę wmanipulowany przez spółkę „Eko-Agro” i częściowo przez panów B. i K. - mówił. - Nie składałem żadnego wniosku o kredyt. Nie wziąłem nawet grosika z banku! Faktury, które tam spływały na moje nazwisko, były fikcyjne. O tym, że podpisałem faktury na 2 tony kukurydzy, dowiedziałem się w samochodzie od pana Marka B., gdy wracałem z nim do domu po jednej z rozpraw w sądzie. To nie był kilogram, nie mogłem tego zmieścić w kieszeni!
Stanisław Ż. relacjonował także rozmowę „przy piwie” z pracownikiem banku, w której uczestniczył prezes B. Gdy Ż. powiedział bankowcowi, że zastawy pod zasiew to fikcja, ten miał się zaśmiać pod nosem. - Ja też się wtedy zaśmiałem pod nosem, bo prezes B. mnie przekonywał, że to tylko na krótką chwilę i że pieniądze wpłyną. Nikt nie będzie mnie ruszał czy się czepiał, i że ja będę czysty. Uwierzyłem w tę bajeczkę, chociaż byłem zakłopotany, że w to wlazłem.
Dalej Ż. tłumaczył, że miał także inne powiązania ze spółką „Eko-Agro” - był w niej zatrudniony „na umowę ustną” jako pracownik polowy. Wykonywał swoim sprzętem usługi przy żniwach, sianokosach, prasowaniu siana i przy wykopkach. Zapłatę pobierał w naturze i wtedy właśnie podpisywał różne faktury. - Zawsze wierzyłem, że „Eko-Agro” to poważna firma - zeznawał. - Oni mieli piękne plony na polach, zasiewy były wspaniałe, że aż się chciało patrzeć. Uwierzyłem, że są solidni!
Pod koniec wyjaśnień przed sądem mówił o kulisach zatrzymania przez policję na 48 godzin. Odwieziono go wtedy do Sądu Rejonowego w Oławie, który w zamian za tymczasowe aresztowanie wyznaczył kaucję: - Żona musiała sprzedać 5 sztuk bydła, żeby to zapłacić!
cdn.
Krzysztof A. Trybulski
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze