OŁAWA/OLEŚNICA MAŁA
Moim zdaniem
Typowe recenzowanie spektaklu „Wspomnienie dla jutra”, prezentowanego przez Teatr Formy przy wsparciu berlińskiego teatru „Di Etage” (i rewelacyjnego muzycznie Sambora Dudzińskiego), mija się z celem. Skoro tak mało osób (około stu) zechciało skorzystać z tej formy obcowania ze sztuką, recenzję przeczytałoby zapewne jeszcze mniej. Zresztą któż miałby ją napisać? Dlatego zamiast szukania recenzenta wolałbym zadać parę pytań.
Co się dzieje, że jedynie garstka z siedemdziesięciotysięcznej rzeszy mieszkańców powiatu widzi sens dotarcia do Oleśnicy na spektakl? Gdzie podziali się lokalni animatorzy kultury, dla których darmowe przedstawienie, usadowione tematem w ciekawej lokalnej historii, powinno być darem niebios, a tym mogliby budować zainteresowanie sztuką? Czy od dobrej historii można chcieć więcej niż opowieść o niemieckich opozycjonistach z Kręgu Krzyżowej, opowiedziana polskimi aktorami z Drzemlikowic i niemieckimi z Berlina (po niemiecku, ale z tłumaczeniem) w autentycznym miejscu związanym z losami głównych bohaterów? Tu, gdzie z okna wychyla się aktor, a widzę prawdziwego Petera Yorcka, który przecież właśnie w tym pałacu żył zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Gdzie w sztuce skrzypią prawdziwe drzwi, którymi zapewne wchodził Helmut von Moltke - przywódca spisku z Krzyżowej, przyjaciel Petera. Gdzie grają prawdziwe kraty, pamiętające stukot hitlerowskich butów na pałacowym bruku. To musi działać na odbiór sztuki - i działa. Zwłaszcza tu i teraz, gdzie splątana polsko-niemiecka historia ma jeszcze tyle do opowiedzenia.
Dlaczego nie chcą skorzystać z tej lekcji nauczyciele języka polskiego, tłumaczący często, że ich oraz ich uczniów nie stać na teatralne bilety?
Dlaczego nie chcą skorzystać z tej lekcji nauczyciele historii, którzy dzięki paru godzinom daliby uczniom potężną dawkę wiedzy o najbliższym otoczeniu, o wojnie, o losach Europy? A co z kółkami teatralnymi, z ruchem amatorskim?
A germaniści? Czy naprawdę nie można współpracować w ramach jednego powiatu? Skoro administracyjnie można ściągnąć setki uczniów na koguci korowód, dlaczego nie zrobić tego na potrzeby czegoś znacznie bardziej wartościowego? Czy naprawdę nie stać nas na parę autobusów, żeby młodym ludziom przybliżyć jakieś wartości? Zapewniam, że zapamiętaliby taki spektakl na długo.
Czy Ania Ślipko z gminnego centrum kultury, animatorka oleśnickiego przedsięwzięcia, musi pozostać sama na placu boju? A Oława, a Jelcz-Laskowice, a Starostwo Powiatowe? A te wszystkie centra i ośrodki kultury, a te wydziały promocji. Czy kultura sięga granic gminy i nie może ich przekroczyć?
Tekst i fot.: Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze