KOMENTARZ
Boję się kłaść spać, bo jak pójdzie mokry jak gąbka wał w lesie, to zaleje bardzo wiele domów. Jeżeli zalałoby oczyszczalnię ścieków, dotyczyłoby to wszystkich, także tych, którzy teraz mówią, że Zaodrze ich nie interesuje…
Cieszę się, że mieszkam na Zaodrzu, ze względu na ludzi, którzy są solidarni. Solidarnością polegającą nie tylko na paleniu zniczy pod zdjęciami polityków, ale solidarnością ludzką, która nie waha się ciężko pracować przez pięć dni i nocy. Ktoś powie - bronią swoich domów. To tylko część prawdy, bo wielu z nich to osobiście nie dotyczyło, ale potrafili spojrzeć dalej. Byłam pod ogromnym wrażeniem, gdy widziałam ludzi z innych części Oławy, z osiedla Sobieskiego, chorą na padaczkę bohaterkę mojego reportażu. Było wielu wrocławian, którzy usłyszeli komunikaty w radio i pomagali, przywozili wodę dla pracujących. Byli tacy, którzy nie szczędzili pieniędzy, kupowali jedzenie, udostępniali prąd, użyczali ciągników i samochodów. Wszystkim zaimponowali młodzi ludzie z naszego osiedla, ale nie tylko. Ich ofiarność i zapał przeszły najśmielsze oczekiwania. Wielki szacunek.
Gdy woda wreszcie opadnie, ojców „sukcesu” nie zabraknie. Fakt, wał w Oławie został wzmocniony i podniesiony, nie tak jak w Jelczu-Laskowicach. Władze były na miejscu, pomagały, ale działały doraźnie, starały się załatwiać bieżące potrzeby. Chwilami brakowało worków. Okazało się, że w Oławie nie ma wypracowanego systemu działania w sytuacjach kryzysowych. Nie ma osoby, która we właściwy sposób pokieruje akcją i powie nam, laikom, jak i gdzie układać worki, ile sypać piasku. Nie ma specjalistów, którzy wiedzą, jak zachowywać się w tak trudnych sytuacjach oraz kogoś, kto znałby najświeższe informacje i powiedziałby ludziom, co mają robić. Jeżeli są, to gdzie byli? Nie było wcześniej ustalonego planu działania. Ludzie sami badali sytuację, pilnowali wałów w dzień i w nocy, ustalali dyżury. Pojawił się człowiek ze „sztabu kryzysowego”, ale żeby napisać, co mówią o jego działaniach, trzeba użyć słów ogólnie uznanych za obraźliwe. Dość powiedzieć, że spytał, kto jest taki głupi, żeby budować domy na Zaodrzu?
Chaos informacyjny wyprowadzał nas z równowagi - dziennikarzy i mieszkańców. Pojawiła się panika i coraz bardziej absurdalne plotki. Szczególnie na początku, gdy każdy mówił co innego o zamknięciu mostu na Odrze - policja, miasto, sztab kryzysowy. Potem było już lepiej, bo na oficjalnej stronie Urzędu Miejskiego zaczęły się ukazywać bieżące informacje i komunikaty, gdzie potrzebna jest pomoc. To się chwali. „Turyści powodziowi” wyprowadzali z równowagi pracujących przy wzmacnianiu wałów. Wystrojeni, spacerowali, przyjeżdżali rowerami i komentowali, często przeszkadzali.
Jeszcze za wcześnie na podsumowywanie tego, co się stało, bo wciąż jeszcze walczą Siedlce, Kotowice i my, na Zaodrzu. Żal mi zalanych mieszkańców Jelcza-Laskowic i nie tylko. Jeszcze emocje są zbyt duże. Czytelnik spytał mnie, czy władze nazwą to powodzią, czy podtopieniem? Nie wiem, ale wiem, co widziałam. Walkę z wodą.
Monika Gałuszka-Sucharska
Fot. Piotr Walęciakl
Napisz komentarz
Komentarze