Jelcz-Laskowice
Wybory najładniejszego
- To pierwsza taka impreza na tym terenie - mówi Rafał Kwiecień, art director firmy „Acana Polska”, organizator konkursu. - Zastanawialiśmy się, czy w ogóle ktoś się zgłosi. Frekwencja przeszła nasze oczekiwania. Dowodzi to, że wielu mieszkańców naszego regionu ma psy, którymi chce się pochwalić. Duże znaczenie miała też formuła konkursu - zbliżona do profesjonalnych pokazów - w której każdy właściciel, niezależnie od tego, czy pies był rasowy, czy nie, mógł pokazać swojego ukochanego czworonoga. Mam nadzieję, że nie będzie to ostatni konkurs tego typu podczas obchodów Dni Jelcza-Laskowic.
Uczestników konkursu oceniano w trzech kategoriach: „S” - psy małe do 30 cm, „M” - psy średnie od 31do 45 cm, i „L” - psy duże od 46 cm.
Pierwszym krokiem była prezentacja grupowa. Następnie właściciel pojedynczo przechadzał się ze swoim czworonogiem przed komisją. Wybór był bardzo trudny. Na placu wystawowym pojawiły się psiaki przeróżnych ras. Krótko- i długowłose. Jedne w apaszkach, inne z kolorowymi spinkami, w bucikach, z zabawnymi kucykami. Jeden z właścicieli zdradził nam, że kupił specjalny szampon, aby sierść jego kochanej suni była bardziej lśniąca i puszysta. Niestety, do półfinału w każdej kategorii przechodziło tylko pięć najlepiej ocenionych psów. Z tej grupy wyłaniono zwycięzcę i laureatów dwóch kolejnych miejsc.
- Liczy się wrażenie ogólne, sposób prezentacji, ruch i charakter psa - mówi Iwona Pałka, przewodnicząca jury. - Osoba, która zna się trochę na psach, umie to ocenić na podstawie wyrazu pyska i cech charakterystycznych danej rasy. Na przykład husky się wyrywał i ciągnął, bo taki ma charakter, to pies zaprzęgowy z ikrą. Prawdziwy owczarek jest kłusakiem, który powinien przebiec przed nami lekkim krokiem. W tym konkursie nie obowiązują jednak rygorystyczne zasady. To zabawa i mam nadzieję, że startujący tak to traktują. Dla każdego właściciela jego pies jest najładniejszy, najukochańszy i nie ma sobie równych.
Tytuł najładniejszego psa w kategorii „S” otrzymał Pinat, w kategorii „M” - Papi, a w kategorii „L” - Luna.
Konkurs uatrakcyjniły pokazy mistrzostwa sportowego frisbee. Jest to zabawa, podczas której człowiek rzuca plastikowe talerzyki, a pies je chwyta, wykonując przy tym ciekawe sztuczki. Licznie zebrani mieli okazję zobaczyć popisy owczarka australijskiego - Leksusa, którego prowadził pan Wiesław, i border collie Nico, z trenerem Michałem Cyranem.
- To pierwszy konkurs, w którym Pinat wziął udział, i pierwszy sukces - powiedziała pani Monika z Oławy, właścicielka szitsu. - Ma trzy lata. Czy weźmie udział w kolejnych tego typu imprezach? Nie wiem, zobaczymy. Jestem zaskoczona tym werdyktem. Dzieci bardzo chciały mieć psa i to miał być piesek dla nich. Wyszło tak, że teraz jestem jego panią i głównie ja się nim zajmuję. Wymaga poświęcenia i czasu. Kąpię go regularnie raz w tygodniu. Mimo częstych wizyt u fryzjera, codziennie muszę go czesać. Szczególnej dbałości wymagają uszy i oczy, ale sprawia mi to przyjemność. Traktuję go jak dziecko, zwłaszcza że jest niesamowitym pieszczochem i bardzo lubi się przytulać.
- Luna ma 4 lata - zdradza pani Marta z Jeszkowic w gminie Czernica. - Kilkakrotnie brała udział w wystawach Związku Kynologicznego. Ma tytuł championa Polski rasy wyżeł weimarski. To pies z pasją, lubi pole, las i polowania. Wymaga czasu. Co najmniej dwa razy dziennie musi wychodzić na długie spacery, podczas których może rozwijać swoje instynkty. Wymaga cierpliwości w ułożeniu. Jest wspaniałym opiekunem małych dzieci. Gdy synek był malutki, pies pilnował by nie wyszedł na schody nie podchodził do kominka. Mąż zawsze powtarza, że za to, co robi dla dziecka, ma zapewnioną miskę do końca życia. To naprawdę wspaniałe zwierzę i nie wymaga specjalnej dbałości o higienę - od czasu do czasu kąpiel i czesanie raz w tygodniu
- Papi jest rocznym pitbullkiem - mówi z uśmiechem i czułością Małgosia z Czernicy, właścicielka czworonoga. - To nasza pierwsza wystawa. Nie spodziewałam się, że może zwyciężyć. Zwłaszcza że na początku mieliśmy z nim problem. Krzywo rosły mu łapki i musiał przejść dwie operacje, ale już wszystko jest w porządku. To bardzo wesoły piesek. Dopóki nie miałam tej rasy, nie wiedziałam, że te psy są takie łagodne. Mówi się o nich „mordercy”. To nieprawda. Papi jest tego najlepszym przykładem. To bardzo spokojny pies. Oczywiście ekscytuje się, jest uparty, ale jeżeli od początku wytyczy mu się granice i postępuje konsekwentnie, nie sprawia żadnych problemów. Jak każdy pies, wymaga dobrego ułożenia. Korzystamy z pomocy zawodowego tresera. Papi jest niesamowitym pieszczochem, uwielbia się bawić. Nie zamieniłabym go na żadnego innego, chociaż stałam się jego właścicielką przez przypadek. Kocham zwierzęta. Półtora roku temu zdechła moja ukochana suczka. Nie chciałam żadnego innego psa, dopóki nie zobaczyłam tej małej łaciatej kuleczki. Kolega musiał go oddać. Powiedział, że jestem jedyną osobą, która może się nim zając i zrobi to dobrze. Nie zaprzeczyłam. To naprawdę wyjątkowe zwierzę.
Wioletta Kamińska
[email protected]
Fot. Wioletta Kamińska i nasz czytelnik z Jelcza-Laskowic - Kornel Milak
Napisz komentarz
Komentarze