Jelcz-Laskowice
Zakrwawiony pies
- Mam działkę przy torach - opowiada Mirecki. - Zobaczyłem 8 kwietnia, jak pies przebiegał przez tory i wpadł pod nadjeżdżający pociąg. Widok był porażający. Pies stracił dwie tylne łapy i jedną przednią. Leżał na trawie i wykrwawiał się. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Zadzwoniłem na telefon alarmowy i połączyłem się z oficerem dyżurnym Komendy Powiatowej Policji w Oławie.
Andrzej Mirecki spodziewał się szybkiej reakcji policjanta, jednak funkcjonariusz chyba nie był zainteresowany tematem i mówił, że ta sprawa nie leży w gestii policji. - Po dłuższej rozmowie dyżurny powiedział, że zawiadomi lekarza weterynarii - mówi Mirecki. - Za jakiś czas zadzwonił do mnie weterynarz Łukasz Kotapski, jednak tylko po to, aby poinformować mnie, że nie może do mnie przyjechać. Po kolejnym telefonie do dyżurnego usłyszałem, że powinienem sam pójść do Urzędu Gminy i tę sprawę załatwić. Pies nie był mój, nie leżał na mojej posesji, więc w sumie nie musiałem podejmować żadnych kroków, nie miałem czasu na chodzenie po urzędach czy wydzwanianie, chciałem tylko pomóc zwierzęciu, ponieważ się wykrwawiało.
Przez przypadek
O sprawie dowiedział się przez przypadek prezes oławskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Stefan Bodnar. Zadzwonił do niego dyżurny, myląc jego telefon z telefonem Łukasza Kotapskiego. Bodnar podał właściwy numer. Sprawa nie była kierowana do niego, więc myślał, że jest załatwiona. Dopiero po paru godzinach Bodnar otrzymał telefon w tej samej sprawie od wolontariusza z wrocławskiej Straży dla Zwierząt, który był w pracy do godziny 22.00 i nie mógł także więcej zdziałać, więc poprosił o pomoc prezesa TOnZ. - Wtedy wsiadłem w samochód i pojechałem do Jelcza-Laskowic - wyjaśnia Bodnar. - Spotkałem się z panem Mireckim, który zaprowadził mnie na miejsce zdarzenia, jednak psa już tam nie było, zostały tylko ślady krwi. Nie wiem, co się z nim stało. Przypuszczam, że może ktoś, widząc cierpienie zwierzęcia, postanowił na własną rękę skrócić mu życie, które i tak nie było do uratowania. Jednak według prawa uśpić psa może tylko weterynarz, inne praktyki są nielegalne, więc być może ktoś zrobił to po cichu.
Informować służby
Podinspektor Wojciech Skibiński - naczelnik Wydziału Prewencji KPP w Oławie, nie znał szczegółów rozmowy, ale zapewnił, że funkcjonariusz, który pełnił wtedy dyżur, zadziałał w tej sprawie tyle, ile mógł. Podstawowym obowiązkiem policji jest zapobieganie przestępstwom i wykroczeniom, ściganie sprawców tych czynów oraz reagowanie tam, gdzie jest zagrożone życie i zdrowie człowieka. Dopiero potem, w miarę możliwości, policjanci mogą zajmować się innymi czynnościami. Naczelnik wydziału dodaje, że bezdomnymi psami w pierwszej kolejności powinna się zająć gmina.
Stefan Bodnar apeluje do osób, które znajdą się w podobnej sytuacji jak Andrzej Mirecki, aby mimo wszystko monitować policję, straż miejską lub gminną. Te jednostki powinny zawiadomić lekarza weterynarii - jeżeli będzie taka potrzeba - uśpi psa.
Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze