Oława
Katastrofa w Smoleńsku
Ksiądz Gorczyca dowiedział się o tragedii w sobotę rano z mediów. Właśnie kończył wizytę w Warszawie i przygotowywał się do powrotu do domu. Domyślał się tylko, że na pokładzie samolotu mógł być prezydent Kaczorowski, ale nie wiedział, że był tam również ksiądz Gostomski.
Emigracyjna przyjaźń
Proboszcz oławskiej parafii ŚŚ. Ap. Piotra i Pawła poznał ostatniego prezydenta na uchodźstwie, kiedy był redaktorem „Gościa Niedzielnego”. Prezydent miał swoje ulubione miejsca. Kiedy przyjeżdżał na Dolny Śląsk, zawsze chętnie odwiedzał Wrocław. - Jedna z takich wizyt stała się pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Kaczorowskim - mówi ksiądz Gorczyca. - Od tego momentu zawiązała się nasza znajomość, która przemieniła się w przyjaźń.
Nastąpiło to, kiedy zakończył pracę dziennikarską i wyjechał do pracy w Londynie. - Pan prezydent Kaczorowski pokazał mi ogrom wspaniałego człowieczeństwa i patriotyzmu - wspomina. - Był człowiekiem, dla którego tryptyk „Bóg - Honor - Ojczyzna” wyznaczył kierunek i styl życia, zarówno w wymiarze społecznym, jak i rodzinnym. Temu tryptykowi był wierny, te wartości zaszczepił swej rodzinie. Z dumą pokazywał mi muzea, pamiątki po żołnierzach, po Polakach, którzy tułali się po świecie, aby przez Irak i Afrykę dotrzeć wraz z generałem Andersem do Anglii. Ryszard Kaczorowski żył Polską, był przeszyty polskością na wskroś...
Prezydent Kaczorowski uczestniczył wraz z żoną Karoliną w pierwszej rocznicy parafii, założonej przez księdza Janusza Gorczycę w zachodnim Londynie. - Stanęliśmy blisko siebie - mówi.
- Podczas moich początków w Wielkiej Brytanii pan prezydent bardzo mi pomagał. Czuł się w obowiązku pokazać mi najchlubniejsze karty polskiego uchodźstwa.
Ksiądz Gorczyca był częstym gościem w domu Ryszarda i Karoliny Kaczorowskich, przy Anson Road 32. Dobrze poznał ich rodzinę. Wspomina, że z każdego obrazu, z każdej pamiątki, zawieszonej na ścianie lub ustawionej na kredensie, emanowała miłość do Ojczyzny.
- Każdorazowa wizyta w tym domu była jak odwiedzenie najpiękniejszego muzeum polskości - opowiada z sentymentem oławski proboszcz. Po powrocie do kraju i do Oławy ksiądz Janusz był kilka razy w Londynie. Zawsze znajdował czas, by złożyć wizytę prezydenckiej parze.
Serce przy ojczyźnie
Ksiądz prałat Bronisław Gostomski także należał do przyjaciół państwa Kaczorowskich. Mieszkał w Anglii od 30 lat, z czego niemal połowę spędził w Londynie, w jednym z najsłynniejszym polskich kościołów, pw. św. Andrzeja Boboli, przy Leysfield Road, niedaleko Shepherd’s Bush. To tutaj organizacje powojennej emigracji od lat najchętniej składają swoje sztandary, zawieszają tablice pamiątkowe.
- Ksiądz Gostomski był wspaniałym człowiekiem, swoje serce oddał Kościołowi i rodakom na emigracji - wspomina ksiądz Gorczyca. - To głównie od niego uczyłem się specyfiki pracy duszpasterskiej w Wielkiej Brytanii. Stał na czele polskiego dekanatu w Londynie, do którego należała także moja parafia.
Nie będzie honorowym oławianinem
Z prezydentem Kaczorowskim ksiądz Janusz widział się ostatni raz w Londynie, w listopadzie ubiegłego roku, na jego dziewięćdziesiątych urodzinach. Uroczystość w Polskim Centrum Społeczno-Kulturalnym była wzruszająca, zgromadziła całą elitę emigracyjną. Nie spodziewał się, że to będzie ostatnie spotkanie, tym bardziej, że miał plany związane z Oławą i prezydentem Kaczorowskim. - Jeszcze w ubiegłym roku rozmawialiśmy z burmistrzem Franciszkiem Październikiem o możliwości nadania prezydentowi Kaczorowskiemu tytułu honorowego obywatela Oławy - mówi. - Wiadomość o tym pomyśle przyjął pan prezydent z ogromną życzliwością. Rozmowy trwały i myślę, że skończyłyby się owocnie. Niestety nie zdążyliśmy… - urywa nagle ksiądz Janusz.
Lawina pytań
Wieść o tragedii pod Smoleńskiem zastała księdza Gorczycę w Warszawie, przygotowywał się do powrotu do Oławy. Ręce mu zadrżały, głos się załamał, nie wstydzi się przyznać, że i łzy poleciały. Siedział oszołomiony w gościnnym pokoju u ojców sercanów, a przez głowę przeleciała lawina pytań: - Jak to się mogło stać? Dlaczego? Tylu cennych ludzi odeszło…
Na początku chciał wierzyć, że się przesłyszał, że to nieprawda, że jego przyjaciel, ojciec Zdzisław Świniarski, pozwolił sobie na kiepski żart. Jednak po kilku minutach informacje w mediach pozbawiły go wszelkich złudzeń. W pośpiechu pożegnał zakonników i już po chwili, jadąc samochodem, telefonicznie ustalał szczegóły wieczornej mszy za ofiary katastrofy, w kościele Piotra i Pawła, z udziałem lokalnych władz.
Oławski proboszcz przyznaje, że mógł się domyślać, że na pokładzie samolotu będzie Ryszard Kaczorowski, ale śmierć księdza Gostomskiego była dla niego kompletnym zaskoczeniem. - To wielka strata dla polskiej emigracji - mówi. - Straciłem dwóch przyjaciół - ludzi, którzy większość swojego życia spędzili poza granicami ojczyzny, żyjąc tęsknotą za krajem, celebrując swoją polskość. To właśnie oni, tam na obczyźnie pokazali mi, jak powinniśmy kochać Polskę.
Stajemy w osłupieniu
Na pytanie, czy ludziom wierzącym, księżom, łatwiej znaleźć sens takiej tragedii, ksiądz Janusz Gorczyca mówi z pokorą, że wcale nie jest lekko: - Nawet my, duchowni, stajemy w osłupieniu, totalnie bezradni. Nam też ciśnie się na usta pytanie: - Dlaczego? Kiedy giną ludzie, największe autorytety, nie tylko politycy, ale także duchowni, wojskowi, społecznicy… Nie mam mądrej odpowiedzi, nie wiem… Uchwyciłem się myśli jednego z polityków - na tej tragedii musi wyrosnąć jakieś ogromne dobro dla Polski. I tylko tą nadzieją żyję i w nią wierzę…
Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze