Nie wierzę w przypadki. Nie wierzę w ludzką śmierć pozbawioną sensu, cierpienie człowieka, który poświęca najwyższą ofiarę złożoną z życia. W tragedii prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem wyraża się niesamowita symbolika dziejów Polski. Pokoleń, które walczyły i cierpiały za wolność i prawdę.
Czy może tak, jak napisał Juliusz Słowacki, po raz kolejny Polska staje się “Winkelriedem narodów”? Niczym mityczne antemurale christianitatis bierzemy na siebie szczególną odpowiedzialność i dajemy świadectwo mesjanizmu współczesnej i zlaicyzowanej Europie? Czy, może parafrazując słowa Jana Pawła II, żyjemy w ziemi “szczególnego świadectwa”? Jak doszukać się sensu tego, co się stało?
Nasz wspólny dramat
Śmierć pary prezydenckiej i osób towarzyszących jest dramatem ludzkim, politycznym i społecznym, indywidualnym każdego z nas i Narodu. Wydarzenie to ma charakter wielowymiarowy i wielopłaszczyznowy. Nie sposób oddać tego, co się stało słowami, tak wielka jest skala przeżyć i dramatu. Ale tragedia w Katyniu zawiera głęboką symbolikę z czysto ludzkiego punktu widzenia. W sensie historycznym Prezydent wypełnił swoje posłannictwo, któremu był wierny przez całe swoje życie, utrwalił pamięć o Katyniu i polskich ofiarach II wojny światowej wobec całego świata. Cena, którą zapłacił była jednak najwyższa. W tym dramacie zawiera się jakaś niesamowita analogia historii.
Kiedy piszę te słowa, przypominam sobie hetmana Jana Sobieskiego, który latem 1672 roku wyprawił pułkownika Jerzego Michała Wołodyjowskiego do Kamieńca Podolskiego, by ten objął nad nim komendę w wojnie z Turcją. Wybitny wódz i polityk wiedział, że twierdza się nie utrzyma, lecz świadomie poświęcił życie swego najlepszego żołnierza - “Pierwszego żołnierza Rzeczypospolitej”, “Hektora kamienieckiego”. Ale wiedział również, że w tym kraju, w którym jest tyle swawoli i nieprawości trzeba poruszyć serca i obudzić sumienia. Pieśnią przewodnią i mottem przyszłej kampanii prezydenckiej Lecha Aleksandra Kaczyńskiego miała być ballada kresowa z telewizyjnego serialu pt. “Przygody Pana Michała”, wykonana w sposób niezapomniany przez Leszka Herdegena…
Pamięć i prawda
Jakąś ironią dziejów Rosja i jej przywódcy, którzy przez tak wiele lat starali się zatrzeć prawdę o Katyniu, dziś rozpoczynają rozliczenie się z własną historią, jakże bolesną i trudną. I jakże paradoksalnie Bóg pokierował wydarzeniami, gdy premier Rosji Władimir Putin dwukrotnie w ciągu tygodnia przybywa na miejsce tragedii, gdzie 70 lat temu zamordowano polskich oficerów tylko dlatego, że byli… Polakami.
Kiedy w sobotę dowiedziałem się o katastrofie i śmierci uczestników polskiej delegacji do Katynia, jak chyba większości Polaków początkowo towarzyszyło mi uczucie niedowierzania. Po chwili straszne uczucie targnęło sercem, co teraz? Prezydent Lech Aleksander Kaczyński był moim kandydatem w wyborach 2005 roku. Wiedziałem, wyczuwałem w debatach przedwyborczych, jakim będzie prezydentem. Przewidywałem, jakie będą priorytety tej prezydentury, intuicyjnie wyczuwałem cechy charakteru tego człowieka, wysoką kulturę osobistą i oryginalny sposób wypowiedzi. I pamiętam jedną z dyskusji przedwyborczych, gdy polemizował z konkurentem do fotela prezydenckiego. Widziałem w nim profesora uniwersytetu, intelektualistę, człowieka, który wyniósł z rodzinnego domu ogromny potencjał intelektualny i kulturalny. W sposób rzeczowy, ale niezmiernie ujmujący i delikatny, zadawał pytania rywalowi, nie przypuszczając ataków personalnych.
Dbał o interesy Polski i Polaków. I za to Go wyśmiewano, opluwano, szydzono z Jego “przestarzałych”, konserwatywnych poglądów. I król Łokietek zapewne nie był wyższy, a przecież
A przecież był to człowiek, który w osobistych stosunkach odznaczał się ogromnym ciepłem i serdecznością. Należał do odchodzącego już pokolenia przedwojennej tradycji inteligenckiej, wyrosłej na fundamencie wartości uniwersalnych. Ze strony matki, Jadwigi z Jasiewiczów, był spadkobiercą znakomitych rodów szlacheckich Olszowskich, Kurozwęckich, Biskupskich. Nieco nieporadny przed kamerami, potrafił zachować dystans do samego siebie, odznaczał się wysokim poczuciem humoru. Znakomicie rozumiał politykę wschodnią i zagrożenia Polski, w tym rolę bezpieczeństwa energetycznego.
In memoriam
Śmierć Prezydenta i jego małżonki wywołała nastroje żalu i przygnębienia wśród najważniejszych osobistości świata polityki, kultury i nauki. Ceremonia przewiezienia zwłok do Pałacu Namiestnikowskiego przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie miała w sobie coś z monarszego majestatu. W ten sposób żegnano polskich królów, wybitnych mężów stanu i szczególnie zasłużonych Polaków. Gdy emitowano w TVP relację z wydarzeń z Okęcia i ulic Warszawy, jak w wizji ujrzałem płaczący naród po śmierci Kazimierza III Wielkiego, Zygmunta I Starego, Zygmunta II Augusta, Jana III Sobieskiego.
I jeszcze jedna refleksja. Kiedy kilka miesięcy temu w publicznej debacie poruszano kwestię zasadności wieszania krzyży w miejscach publicznych, człowiek buńczucznie stawał się, sam sobie miarą rzeczy, dziś wpatrzeni w krzyż szukamy w nim wiary i nadziei, obserwujemy dokonującą się przemianę w sercach.
Zastanawiam się nad Bożym planem istnienia, chciałbym zapytać Pana Boga, dlaczego…?
Ale są takie pytania, których i Panu Bogu zadawać nie należy.
Będzie nam Pana brakowało, Panie Prezydencie…
Tomasz Gałwiaczek
* Mors omnia aequat (łac.) - “Śmierć wszystko równa” albo “Wszyscy są równi wobec śmierci” - napis umieszczony na kracie wiodącej do kaplicy Wazów na Wawelu
****
DRODZY CZYTELNICY JEŻELI MACIE archiwalne ZDJĘCIA Z OSOBAMI, KTÓRE ZGINĘŁY POD SMOLEŃSKIEM, JEŻELI CHCIELIBYŚCIE PODZIELIĆ SIĘ Z INNYMI SWOIMI WSPOMNIENIAMI - NAPISZCIE na adres [email protected]. OPUBLIKUJEMY WASZE WSPOMNIENIA NA PORTALU
Napisz komentarz
Komentarze