Powiat/Wrocław
„Oławski FOZZ” na wokandzie (1)
W kilku ubiegłorocznych publikacjach, pod wspólnym tytułem „Okradali banki i rolników”, przedstawiliśmy niemal całą historię agropolowo-bankowej afery, określanej mianem „Oławski FOZZ”, a także jej głównych bohaterów. Prawie po ośmiu latach żmudne prokuratorsko-policyjne śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia, który trafił do wrocławskiego Sądu Okręgowego pod koniec 2008 roku i objął 23 osoby. Z tego grona dziewięcioro oskarżonych osądzono w trybie bezprocesowym.
Dotyczyło to tych, którzy popełnili przestępstwa zakwalifikowane jako występki, czyli nie były zagrożone karą większą niż 10 lat pozbawienia wolności. W okresie od 4 marca do 3 września 2009 Sąd Okręgowy we Wrocławiu prawomocnie skazał na kary grzywny oraz kilku- lub kilkunastomiesięcznego pozbawienia wolności
(w zawieszeniu): Bożenę B., Bożenę H., Marzenę H. i Marię P. - byłe pracownice działu księgowości w grupie kapitałowej „Agropol”; Teresę G. - kadrową i sekretarkę w „Agropolu”; Zbigniewa B. i Czesława J. - członków zarządu spółki „Eko-Agro” Piekary, a także Ewę Ć. - pracownicę administracyjną w tej spółce oraz Tomasza K. - rolnika z gminy Jelcz-Laskowice.
Czternaścioro oskarżonych odpowiada przed sądem w trybie procesowym. Wśród nich są m.in.: Zbigniew P. - były wieloletni prezes oławskiego oddziału Banku Zachodniego, Rafał Cz. - były naczelnik wydziału kredytów w tym banku, Józef K. i Mirosław B. - eksszefowie agropolowego holdingu, Teresa S. - była główna księgowa w „Agropolu” i w zależnych spółkach, Jan K. - były szef spółki GR Bukowice, Jerzy G. - eksprezes należącej do „Agropolu” spółki „Optima II” i Marek B. - były szef spółki „Eko-Agro” Piekary. Na ławę oskarżonych trafili także Andrzej W. - były dyrektor Rolniczego Zakładu Doświadczalnego Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Jelczu-Laskowicach oraz Stanisław Ż. - rolnik z małej wsi w gminie Jelcz-Laskowice. Tym ostatnim prokuratura zarzuca ścisłą współpracę z głównymi oskarżonymi w wyłudzaniu pieniędzy z banku.
Trudne sądu początki
Pierwsza rozprawa, zaplanowana przez sąd na 3 lipca 2009, nie odbyła się. Głównym powodem była nieobecność kilku ważnych oskarżonych. Jeden z nich, Józef K., poprosił sąd o usprawiedliwienie, bo dużo wcześniej właśnie na pierwszy tydzień lipca wykupił sobie wczasy w Kołobrzegu. Sąd spojrzał na ten wniosek przychylnym okiem, bo i tak nie mógł zacząć procesu - nie miał bowiem pewności, czy wszyscy oskarżeni zostali prawidłowo zawiadomieni o terminie rozprawy (tylko niektóre zwrotki pocztowe dotarły na czas do sekretariatu sądowego).
Takich problemów - poza jednym wyjątkiem - nie było na następnej rozprawie, którą wyznaczono na 7 września 2009. Tym razem ława oskarżonych w sali nr 115 wrocławskiego Sądu Okręgowego pękała w szwach. Zasiedli w niej niemal w komplecie wszyscy wezwani - zabrakło jedynie wspomnianego rolnika Stanisława Ż. Sędzia Mariusz Wiązek zarządził krótką przerwę, by wyjaśnić powód nieobecności tego oskarżonego. Skontaktowano się z nim telefonicznie i okazało się, że pomyliły mu się daty. Sędzia postanowił nałożyć na Stanisława Ż. dwumiesięczny areszt tymczasowy, w celu przymusowego doprowadzenia na następną rozprawę. Nie było to jednak konieczne, bo Ż. dostarczył do sądu zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, że akurat w dniu 7 września mocno się rozchorował. Obiecał też sądowi, że będzie się stawiał na wszystkie kolejne posiedzenia.
Wrześniowa rozprawa nie trwał, zbyt długo, bo zaraz na początku broniący Zbigniewa P. mecenas Janusz Śliwa przedłożył sądowi zaświadczenia lekarskie, dokumentujące bardzo zły stan zdrowia swojego klienta. Zawnioskował także o zbadanie byłego wieloletniego szefa oławskiego BZ przez biegłych lekarzy, w celu oceny, czy będzie on mógł być w ogóle sądzony. Sąd przychylił się do tego wniosku i zarządził przerwę w procesie do 14 października, by dać czas biegłym na zbadanie Zbigniewa P.
Prokurator „powieść” czytał
W tym dniu na ławie oskarżonych był komplet. Tym razem sędzia Wiązek mógł więc wreszcie bez przeszkód rozpocząć procedurę procesową. Poinformował obecnych, że na podstawie przedłożonej przez obrońcę Zbigniewa P. dokumentacji medycznej oraz osobistego badania oskarżonego, biegły lekarz stwierdził, że były dyrektor banku może bez większych przeszkód uczestniczyć w rozprawach, pod warunkiem, że nie będą trwały więcej niż kilka godzin.
Po załatwieniu przez sąd innych formalności procesowych, do działania przystąpił prokurator Piotr Dutkowski, naczelnik VI Wydziału do spraw Przestępstw Gospodarczych Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Punktualnie o godzinie 9.15 rozpoczął odczytywanie aktu oskarżenia, liczącego 430 stron. O godzinie 10.45 sędzia i inni obecni na sali rozpraw poczuli spore znużenie, więc zarządzono piętnastominutową przerwę. Po zakończeniu okazało się, że zarówno obrońcy jak i oskarżeni nie mają ochoty dłużej słuchać tego, co czyta prokurator. Na podstawie odpowiednich przepisów kodeksu postępowania karnego sędzia postanowił więc prowadzić dalej rozprawę pod nieobecność oskarżonych.
Tak było również na kolejnej rozprawie, dwa dni później, 16 października. Tym razem prokurator Dutkowski czytał akt oskarżenia od godziny 9.20 do 13.45. Nie skończył. Do tego potrzebne były jeszcze trzy następne rozprawy - 3 i 10 listopada oraz 7 grudnia 2009, ale w końcu się udało.
Dyrektor rozumie, odmawia i… krytykuje
Pierwszym oskarżonym, wyznaczonym przez sąd do przesłuchania, był Zbigniew P. Odbywało się to na rozprawie w dniu 8 grudnia 2009. Były dyrektor banku nie był jednak zbyt rozmowny. N początku poprosił sąd o możliwość nagrywania rozprawy na dyktafon i uzyskał na to zgodę. Chwilę później poinformował, że obecnie pracuje w prywatnej firmie na stanowisku biurowym i zarabia miesięcznie na poziomie najniższego wynagrodzenia. Przyznał się też, że wcześniej był karany przez sąd grodzki za prowadzenie pojazdu mechanicznego pod wpływem alkoholu. Następnie oświadczył, że zrozumiał akt oskarżenia i stwierdził, że nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Na koniec dodał, że odmawia składania wyjaśnień przed sądem i odpowiadania na pytania, także na zadawane przez obrońcę.
W tej sytuacji sąd postanowił odczytać wyjaśnienia, składane przez Zbigniewa P. w postępowaniu przygotowawczym. Ujawnił też pismo, złożone w sądzie przez byłego szefa oławskiego oddziału BZ w styczniu 2009, w którym ustosunkował się do aktu oskarżenia. Zbigniew P. przyznał tam, że kierowany przez niego bank w okresie od 10 marca 1996 do 28 grudnia 2000 wielokrotnie udzielał spółce „Agropol” lub powiązanej z nią firmom kredytów preferencyjnych. Niespłacenie wielu z nich P. nazwał „normalnym ryzykiem bankowym”. Nie zgodził się z zarzutami prokuratury, że udzielając tych kredytów lub wykupując wierzytelności „Agropolu” i współdziałających z nim firm czy przedsiębiorstw, działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowych oraz wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami. Zauważył, że występujące zobowiązania wobec banku w dużej części zostały spłacone, a o tym, że niektóre z wierzytelności, zgłaszane do wykupu, w rzeczywistości nie występowały, po prostu nie wiedział. Zbigniew P. nie zgodził się też z zarzutem powołanego przez prokuraturę biegłego, jakoby wprowadził w banku uproszczone procedury kredytowe. - Wręcz przeciwnie! - pisał Zbigniew P. - Stosowałem partnerski styl zarządzania oddziałem. Nie było w nim systemu kar, ani zwalniania z pracy. W dalszej części pisma stwierdził, że informacje podawane przez niektórych pracowników banku w czasie przesłuchań, jakoby miał wywierać presję na łamanie procedur kredytowych, były efektem „strachu i obawy o miejsce pracy”.
Zdaniem Zbigniewa P. presję wywierała centrala banku, domagając się poprawy wyniku finansowego. By to osiągnąć, za zgodą przełożonych często dokonywano w oławskim banku „rolowania zobowiązań”. - Taki mechanizm przewidywały założenia polityki kredytowej Banku Zachodniego - bronił się Zbigniew P. Wyjaśniał także, że jako szef oddziału miał bardzo utrudnione techniczne możliwości analizy wszystkich dokumentów, dotyczących prawnego zabezpieczenia należności wobec banku. - Natłok setek bieżących czynności, wielka liczba klientów oraz problemy z nadzorowaniem 90 pracowników powodowały, że mogłem nie kojarzyć ze sobą niektórych faktów i zdarzeń - pisał do sądu Zbigniew P., ustosunkowując się do aktu oskarżenia. - Prezesi „Agropolu” także w innych bankach oszukali pracowników z wieloletnim stażem. Byłem przekonany, że za wszystkimi wykupami faktur stoją rzeczywiste operacje gospodarcze - dopiero pismo zarządu „Agropolu” z 20 kwietnia 2001 ujawniło, że były to oszustwa!
Na koniec swoich wyjaśnień Zbigniew P. dodał, że w okresie jego kadencji na stanowisku dyrektora wyniki oddziału bardzo się poprawiły, a jego pozycja w grupie była „wysoka i mocna”: - Byłem pewien, że cały czas działam na korzyść banku, dlatego czuję się pokrzywdzony aktem oskarżenia…
cdn.
Krzysztof A. Trybulski
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze