Wrocław/Oława
Wyrok w procesie piłkarzy
Proces w sprawie korupcji w dolnośląskim futbolu, z udziałem dwóch oławskich piłkarzy - Jacka S. i Marka G. - toczy się we wrocławskim Sądzie Okręgowym od stycznia 2006. W kilku odrębnych wątkach. W jednym, dotyczącym drugoligowego pojedynku Polaru Wrocław z Tłokami Gorzyce, rozegranego w kwietniu 2004, zapadły już prawomocne wyroki. W czerwcu 2008 dwaj piłkarze Polaru Tomasz R. i Jacek S., za próbę sprzedania tego meczu zostali skazani na karę po cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata. W listopadzie 2008 wrocławski Sąd Apelacyjny uwzględnił odwołanie prokuratury i podwyższył karę obu skazanym do roku więzienia, zawieszając warunkowo wykonanie na okres pięciu lat.
Niewinni i zatrzymani
Wspólnie z Tomaszem R. i Jackiem S. na ławie oskarżonych zasiadali wtedy także dwaj inni piłkarze - były gracz Śląska Wrocław Marek G. oraz były zawodnik lubińskiego Zagłębia Zbigniew M. Oławianinowi prokuratura zarzucała korupcyjne pośrednictwo, m.in. poprzez namawianie zawodników innych klubów do „nieuczciwych zachowań na boisku”. Zbigniewa M. oskarżono o „organizowanie” pieniędzy na łapówki. Sąd pierwszej instancji uniewinnił G. i M., ale apelacyjny uchylił ten wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Nowy proces rozpoczął się we wrocławskim Sądzie Okręgowym na początku ubiegłego roku. Na ławie oskarżonych zasiadła ta sama czwórka zawodników, ale tym razem niektórzy z nieco innymi zarzutami. Jackowi S., jako graczowi Polaru, zarzucono przyjęcie łapówki nie mniejszej niż 25 tys. zł w zamian za odpuszczenie meczu z walczącym o awans do I ligi (dziś „ekstraklasy”) Zagłębiem Lubin. Spotkanie rozegrano na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu 7 maja 2004. Zagłębie pokonało wtedy Polar 4:0. Markowi G., wówczas zawodnikowi Śląska Wrocław, zarzucono namawianie zawodników Polaru, przede wszystkim bramkarza Marcina F., do odpuszczenia spotkania z Cracovią, które wrocławianie przegrali 0:2, oraz z Pogonią Szczecin, zakończonego porażką klubu z wrocławskiego Zakrzowa 0:3. We wrześniu 2009 wrocławscy policjanci ponownie zatrzymali Marka G. i Jacka S. Prokuratura postawiła im kolejne zarzuty udziału w przestępstwie, nazywanym „korupcją w sporcie”, ujętym w polskim kodeksie karnym dopiero od lipca 2003. Wobec zatrzymanych prokurator zastosował środek zapobiegawczy w postaci odpowiednio - 10 tys. i 5 tys. zł poręczenia, a w wypadku Jacka S. - także dozór policyjny.
Potoka znowu oskarża
Proces dotyczący meczu „Polar kontra Zagłębie” oraz podżegań korupcyjnych Marka G., zakończył się 9 lutego 2010. Kilka dni wcześniej końcową mowę oskarżycielską wygłosił prokurator Tadeusz Potoka z wrocławskiej Prokuratury Okręgowej, który jesienią 2004, właśnie od sprawy drugoligowych meczów Polaru, jako pierwszy w kraju rozpoczął żmudne śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu. Działania prokuratora Potoki wstrząsnęły polską piłką nożną. W ciągu kilku lat zarzuty korupcyjne usłyszało ponad 300 piłkarzy, trenerów, działaczy i sędziów. Liczna grupa została już prawomocnie skazana. Nadal trwa wiele związanych z tym śledztw i procesów sądowych w różnych częściach Polski. Wobec Tomasza R. i Jacka S. prokurator Potoka zażądał kary półtora roku więzienia, w zawieszeniu na pięć lat, grzywny w wysokości 10 tys. zł oraz przepadku równowartości przyjętych łapówek. Dla Zbigniewa M. zaproponował także karę półtora roku więzienia oraz dodatkowo 20 tys. zł grzywny. Najsurowszego wymiaru kary zażądał dla Marka G. - dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz grzywny w wysokości 10 tys. zł. Prokurator Tadeusz Potoka przypomniał w mowie końcowej, że w trakcie jednej z poprzednich rozpraw, na początku 2009 roku, obrońcy Tomasza R., Jacka S. i Zbigniewa M. złożyli w imieniu swoich klientów wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Mimo iż później zostały wycofane, to według prokuratora de facto stanowiły przyznanie się do zarzucanych czynów. Nigdy nie uczynił tego Marek G., ale według Potoki wszystkie zebrane w śledztwie oraz w czasie procesu materiały dowiodły, że z ustawiania meczów ten piłkarz zrobił sobie źródło stałego dochodu.
Obrona i skazujący wyrok
Broniący Marka G. mecenas Mirosław Gadziński skrytykował działania policji i prokuratury. W niektórych sytuacjach, zdaniem obrońcy, „przypominały postępowanie w sprawie zabójstw Krzysztofa Olewnika i generała Papały”. Próbował też podważyć stronę prawną stawianych swojemu klientowi zarzutów. Jego zdaniem obowiązujące w Polsce przepisy nie pozwalają jednoznacznie określić, czym są profesjonalne zawody sportowe, jak zdefiniować uczestników i organizatorów takich zawodów, ani na czym polega nieuczciwe zachowanie w sporcie. Reprezentujący Tomasza R. i Jacka S. adwokat Krzysztof Bonar zaapelował do sądu o nadzwyczajne złagodzenie kary w stosunku do swoich klientów, którzy w czasie procesu „wyrazili skruchę i w zasadzie dobrowolnie przyznali się do winy”. Sąd nie uwzględnił wniosków obrony. Uznał Tomasza R. i Jacka S. za winnych sprzedania meczu Zagłębiu Lubin za łapówkę nie mniejszą niż 25 tys. zł. Pierwszego skazał na półtora roku więzienia, a drugiego na rok i trzy miesiące, zawieszając warunkowo wykonanie kary na okres pięciu lat. Skazani muszą także zapłacić po 5 tys. zł grzywny oraz zwrócić przyjętą korzyść majątkową. Zbigniew M. został uznany za winnego udziału w zbiórce pieniędzy na łapówkę dla piłkarzy Polaru. Sąd skazał go za to na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat. M. musi też zapłacić 2 tys. zł grzywny. Zdaniem sądu winny jest także Marek G. i dlatego został skazany na rok i osiem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, oraz grzywnę w wysokości 5 tys. zł. G. musi też zwrócić 20 tys. łapówki, otrzymanej od piłkarzy Pogoni Szczecin w celu kupienia meczu z Polarem. - Marek G. to był taki menedżer korupcji - mówił sędzia Tomasz Kaszyca. - Grając w Śląsku, dzwonił po piłkarzach z innych klubów i oferował im załatwienie meczów. Nieuczciwe działania takich ludzi jak Marek G. uderzały w tych, którzy nie chcieli uczestniczyć w procederze: innych graczy, sponsorów, właścicieli klubów. W tym do cna skorumpowanym środowisku nie było żadnej etyki. Nawet członkowie grupy sprzedającej mecz byli nieuczciwi wobec siebie - zawodnik, który otrzymywał łapówkę, często nie mówił kolegom, ile pieniędzy naprawdę dostał...
Szczyt bagna
Na koniec rozprawy sędzia odczytał wyjaśnienia Jacka S.: - W piłkę grałem przez wiele lat. To zawsze było bagno, ale sezon 2003/04 to był szczyt bagna. Wtedy zaczynały się rozwijać zakłady bukmacherskie i większość piłkarzy obstawiała wyniki. Jak jechaliśmy na wyjazdowy mecz, w autokarze rozdzwaniały się telefony i zawodnicy zaczynali się wymieniać informacjami, na jakie wyniki postawić u bukmachera…
Wyrok nie jest prawomocny i m.in. z tego powodu sędzia nie zezwolił na ujawnienie nazwisk skazanych. Adwokaci reprezentujący oskarżonych nie byli pewni, czy złożą apelację. - Na pewno wystąpimy o pisemne uzasadnienie wyroku i gdy się z nim na spokojnie zapoznamy, wtedy dopiero podejmiemy określoną decyzję - wyjaśnił jeden z mecenasów.
Wyjaśnienia Marka G.
Jesienią 2004, gdy wybuchała afera korupcyjna z udziałem oławskich futbolistów, poprosiliśmy Marka G. o skomentowanie zaistniałej sytuacji. Powiedział nam wtedy, że jest niewinny. Według niego całą aferę nakręcili działacze Polaru, którzy przejęli klub we władanie na początku 2004 roku - Bogdan Ludkowski i Tomasz Szypuła. Wrocławski klub miał spore zaległości finansowe wobec licznej grupy zawodników, w tym także Marka G. - Ci działacze znaleźli więc prosty sposób na odcięcie się od pępowiny długów, babrając zawodników w aferę korupcyjną, głównie właśnie tych, o których było wiadomo, że już od dawna nie grają lub od nowego sezonu nie zagrają w Polarze - mówił Marek G. Dodał, że do realizacji swoich celów prezes Ludkowski wykorzystał dziennikarzy “Gazety Wyborczej”, o których wielokrotnie mówił, że „ma z nimi dobre układy”. Oławianin nie zaprzeczał, że kilka razy dzwonił do Marcina F. Tłumaczył, że brał udział w zakładach bukmacherskich i chciał mieć pewność, czy jakieś mecze Polaru nie są z góry ustawione, bo np. piłkarze będą grali przeciwko trenerowi. Pytał też F. o tzw. „podpórki”, czyli o pozasportowe włączanie się w rywalizację dwóch drużyn kogoś trzeciego, zainteresowanego konkretnym wynikiem meczu tych dwóch zespołów. Marek G. wyjaśnił nam także, że w zakładach bukmacherskich nigdy nie obstawiał spotkań z udziałem swojej drużyny, a co najwyżej informował proszących o radę kolegów lub znajomych, jaki przewiduje wynik tego czy innego meczu…
Krzysztof Andrzej Trybulski
Fot.: Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze