Faworytem byli Czarni. Ostatnio byli na fali wznoszącej, notując serię czterech zwycięstw z rzędu. W bramce gości stanął doskonale znany w Jelczu-Laskowicach Łukasz Malotka. Popularny „Kot" bronił barw Czarnych, ale wiosną przegrał rywalizację z Marcinem Mazurem i powrócił do macierzystego klubu. Powrotowi Malotki na stadion przy Świętochowskiego przyglądał się z ławki Mazur, który czeka na operację barku, a jego miejsce między słupkami zajął Przemysław Ogorzelski. Okazało się, że obaj bramkarze byli kluczowymi postaciami tego dramatycznego pojedynku. Pierwsze minuty to przewaga miejscowych. Świteź praktycznie nie przekraczała linii środkowej boiska, a dwie dogodne sytuację podopiecznych Sebastiana Sobczaka zmarnowali Dawid Lipiński i Stanisław Zakliński. W 22 minucie czujność Ogorzelskiego sprawdził Tomasz Łach. Widząc zbyt daleko wysuniętego bramkarza Czarnych, huknął z 40 metrów, a piłka wpadła Ogorzelskiemu za „kołnierz”. Jelczanie szybko próbowali odpowiedzieć, ale przegrywali pojedynki z Malotką. W 28 minucie po indywidualnej akcji Pawła Lisa w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się ponownie Zakliński, ale uderzył prosto w bramkarza. W 35 minucie Świteź po raz drugi zawędrowała pod bramkę rywala tym razem wykonując rzut wolny. Stałe fragmenty gry to w tym sezonie zmora jelczan, bo tracą z nich sporo bramek. Nie inaczej było i tym razem. Jelczańska obrona zostawiła niepilnowanego Zbigniewa Kokorudza, a ten z 5 metrów główką podwyższył na 2:0. Jelczanie rzucili się do odrabiania strat. Pod bramką Malotki mnożyły się rzuty różne, ale niewiele z nich wynikało. - Stefan Majewski byłby dumny - żartowali kibice, na trybunach wspominając niedawnego szkoleniowca reprezentacji Polski i jego nieszczęsne podsumowanie katastrofy w Pradze. W 43 minucie Lis wyłożył kolejną idealną piłkę Kasprzyckiemu, który huknął potężnie, ale wprost w Malotkę. Po przerwie Czarni ruszyli do frontalnego ataku. Wiązowianie bronili się rozpaczliwie, wybijając piłki na oślep. Pod bramką Malotki, co chwilę kotłowało się, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. Widząc nieporadność strzelecką pomocników i napastników wziął sprawy w swoje ręce (a raczej nogi) obrońca Damian Kiełbasa. Wychowanek SMS Łódź przedarł się lewym skrzydłem i strzałem po ziemi zdobył kontaktowego gola. Jego koledzy zwietrzyli szansę i natarli z jeszcze większą furią. - To był nasz najlepszy moment w drugiej połowie, rywale nie wiedzieli, co się dzieje - komentował później trener Sebastian Sobczak. Potwierdzeniem tych słów był gol zdobyty przez Macieja Siwińskiego. „Siwy" wrócił do gry po sześciomeczowej karze dyskwalifikacji i płaskim strzałem po ziemi wprawił trybuny w euforię. Wydawało się, że wiązowanie już się nie podniosą, ale znów w głównej roli wystąpił bramkarz Czarnych. Sposób straty bramki był ten sam, co w kilku innych meczach. Rzut wolny, interwencja bramkarza, który staranował swoich obrońców i piłka w siatce. Czarni jeszcze raz poderwali się do walki, ale tłukli głową w mur. Dość powiedzieć, że w całym meczu wykonali ponad 20 rzutów rożnych, ale żaden nie przyniósł im powodzenia. Kolejne doskonałe okazje marnowali Telatyński, Kasprzycki, Lipiński i Zakliński. Kiedy wydawało się, że piłka wpadnie do siatki, to Świteź dwukrotnie ratowała poprzeczka. Gościom należą się brawa za heroiczną i pełną poświęcenia grę w defensywie, bo w ostatnich minutach całą drużyną bronili się na polu karnym. W końcówce puściły nerwy piłkarzom obu drużyn. Po kolejnych przepychankach pod bramką Świtezi drugie żółte kartki zobaczyli Dawid Lipiński i Łukasz Malotka. Na szczęście dla Świtezi, zastępujący Malotkę nierozgrzany Marcin Krawiec nie musiał interweniować, bo Czarni uparli się żeby wjechać z piłką do bramki. Chwilę później zabrzmiał końcowy gwizdek i goście mogli rozpocząć taniec zwycięstwa. - Nie ma co zwalać wszystkiego na bramkarza. Jak można, mając tyle sytuacji i taką przewagę, strzelić tylko dwie bramki - kręcili głową jelczańscy kibice.
Reklama
Wiązowianie oddali cztery strzały na bramkę Przemysława Ogorzelskiego, ale to wystarczyło do odniesienia niespodziewanego zwycięstwa, bo golkiper Czarnych, mówiąc delikatnie, nie był w najlepszej formie. - Nie wiem, czy nasze zwycięstwo było szczęśliwe, mamy po prostu dobrego bramkarza - oceniał na gorąco szczęśliwy trener Świtezi Bartłomiej Mikoda. Po dramatycznym meczu wiązowianie wywieźli 3 punkty z Jelcza-Laskowic
Czarni Jelcz-Laskowice - Świteź Wiązów 2:3
0:1 - Tomasz Łach (22)
0:2 - Zbigniew Kokorudz (35)
1:2 - Damian Kiełbasa (52)
2:2 - Maciej Siwiński (57)
2:3 - Wojciech Budny (64)
Jelcz-Laskowice. Widzów około 300. Sędziował: Marcin Tomalski jako główny oraz Radosław Przystarz i Mieczysław Krawczyk - asystenci liniowi.
Żółte kartki: Mateusz Kasprzycki i Zbigniew Kokorudz.
Czerwone kartki: Dawid Lipiński i Łukasz Malotka - obaj po dwóch żółtych.
Czarni: Mazur - Borucki (80 Grzech), Żelasko, Pisarski, Kiełbasa - Kasprzycki, Lis, Zakliński, Telatyński - Lipiński, Kotliński (46 Siwiński).
Świteź: Malotka - Augustyn, Kokorudz, W.Budny, Kornaga - Kabała (70 Mikoda), Łach, Dziębowski, Stadnik - M.Budny (90 Krawiec), Idczak.
Łukasz Dudkowski
Fot.: Piotr Walęciak
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze