Jelcz-Laskowice/Wrocław
Tadeusz Szymków nie chciał, aby na jego cześć odprawiano akademię, więc akademii nie było. Jednak obserwując wszystko z góry, mógłby być zadowolony. 11 stycznia na scenie kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu przedstawiono spektakl "Antygona w Nowym Jorku”, jeden z ostatnich projektów, nad którym pracował aktor z Chwałowic
W rok po śmierci Tadeusza Szymkowa, na wrocławską premierę „Antygony w Nowym Jorku” przyszły tłumy do Teatru Polskiego, w ramach cyklu „Czynne poniedziałki”. Widownia sceny przy Świdnickiej pękała w szwach, nikt nie spodziewał się aż takiej frekwencji. Wielu widzów stało przez całe przedstawienie.
Marzenia rodzą się z pasji
W wystawieniu spektaklu we wrocławskim teatrze pomógł Edwin Petrykat, pełnomocnik marszałka województwa dolnośląskiego do spraw kultury. Powiedział, że Tadeusz Szymków, wielki aktor Teatru Polskiego nie chciał, aby na jego cześć odprawiano akademię, dlatego ten wieczór akademią nie będzie. Jednak jest przekonany, że Tadeusz zasługiwał na wielką akademię. Mówił, że wszyscy znali go ze świetnych ról filmowych i teatralnych, ale mało kto wiedział, że jego pasją i misją było wspieranie utalentowanych, młodych twórców oraz upowszechnianie kultury tam, gdzie dostęp do niej był utrudniony. I właśnie z tej pasji zrodził się projekt wystawienia dramatu Janusza Głowackiego w parku w Jelczu-Laskowicach, gdzie sceną miał być zrujnowany amfiteatr. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie postawa jelczańskich władz, to m.in. dzięki nim możliwa była realizacja projektu.
Cezary Harasimowicz, scenarzysta i przyjaciel Szymkowa, dzięki połączeniu telefonicznemu z Warszawy, ze wzruszeniem w głosie opowiadał o tym, jak zapamiętał swojego przyjaciela i jakim świetnym był Tadeusz człowiekiem i aktorem. Harasimowicz powiedział, że Tadeusz jest ciągle wśród nich, jest o tym przekonany i na każdym kroku ma tego dowody.
Mistrz życia
Tadeusz Szymków odszedł nagle, pokonany przez chorobę nowotworową. Miał 50 lat i mnóstwo pomysłów, nie wszystkie zdążył zrealizować. Mieszkał w Chwałowicach i zawsze cenił to, co lokalne, brał udział w wielu inicjatywach. Uwielbiał ludzi i rozmowy z nimi. Młodzi adepci aktorstwa nazywali Szymkowa swoim mentorem, mówili, że nie tylko uczył ich aktorstwa i gry, ale przede wszystkim życia. Swoim entuzjazmem zarażał innych. Jego jednym z ostatnich projektów była właśnie „Antygona w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego. Zdążył obsadzić główne role dramatu. Po jego śmierci dzieła dokończył przyjaciel, wrocławski aktor Robert Gonera. W czerwcu ubiegłego roku mówił, że Tadeusz gdzieś tam w zaświatach kieruje jego pracą. - Wydaje mi się momentami, że tak jest, i myślę, że byłby zadowolony z tego, co robimy - twierdził Gonera. - To jest przede wszystkim chęć dokończenia tego, co on zaczął, i uczynienia z tego pewnego zjawiska...
Grać, grać i grać
Występ na deskach wrocławskiego teatru był kolejnym wyzwaniem dla aktorów-amatorów, po wrześniowej premierze w laskowickim parku. Tym bardziej, że warunki i forma pracy różniły się od tej w plenerze. Na scenie zaprezentowali się: Anna Zaborska (Anita), Artur Zaborski (policjant), Ryszard Herba (Sasza), Piotr Zubowski (Pchełka) i Juliusz Rozdziewicz (John). Asystentem reżysera był Stanisław Wolski, a nad scenografią ponownie czuwała Elżbieta Wernio. Robert Gonera zadbał, aby w przedstawieniu pojawiły się nowe elementy. Spektakl uatrakcyjniała także muzyka na żywo w wykonaniu Joao Teixeira de Sousa i jego zespołu. Aktorzy zagrali najlepiej jak umieli, z sercem i zaangażowaniem, tak jak chciałby tego Tadeusz. Efekty było widać na końcu, kiedy aktorzy dostali owacje na stojąco. Przedstawieniu towarzyszyła wystawa zdjęć, dokumentujących prace nad realizacją „Antygony”, wśród nich znalazły się fotografie reporterów naszej gazety. Łukasz Dudkowski uważa, że tłumy ludzi, jakie przyszły obejrzeć spektakl, to najlepsza ocena. - Cieszę się, że przedstawienie jest popularne - mówi dyrektor jelczańsko-laskowickiego Miejsko-Gminnego Centrum Kultury. - Dopinguje nas to do jeszcze większej pracy i nowych pomysłów. Na pewno będziemy dalej starali się pokazywać przedstawienie, promując nim naszą gminę. W lutym jedziemy z „Antygoną…” do Włoch, do Livorno. Jakby powiedział to Tadeusz: „Trzeba to grać, grać i grać…”.
Tekst i fot.:
Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze