- Podczas niedawnej debaty w Sali Rycerskiej na temat przyszłości oławskiego futbolu zarzucano panu częstą zmianę szkoleniowców. Kończy się niedługo trzeci rok pana działalności w klubie, a w tym czasie drużynę seniorów prowadziło już bodajże ośmiu czy dziewięciu trenerów, czyli średnio co najmniej trzech w jednym roku. O karuzeli szkoleniowców w grupach młodzieżowych już nie wspomnę. Specjalnie się pan jednak tym nie przejął, bo tuż przed świętami Bożego Narodzenia zarząd klubu podziękował Andrzejowi Leszczyńskiemu za współpracę. Czy to miał być dla niego prezent pod choinkę? Jeśli tak, to przyzna pan, że raczej mało sympatyczny…
Reklama
Z Jerzym Woźniakiem, prezesem MKS SCA Oława - rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski
- Wyjaśniałem to już w czasie wspomnianej debaty, ale jeśli trzeba to powtórzę to raz jeszcze. Otóż nie wszystkie zmiany na stanowisku trenera pierwszego zespołu seniorów były wynikiem decyzji zarządu czy mojej. Było kilka sytuacji, w których to sami szkoleniowcy rezygnowali z dalszej pracy - jak choćby całkiem niedawno Łukasz Becella czy Wiesław Wojno. Ci dwaj trenerzy otrzymali propozycje z klubów w wyższych ligach i po prostu odeszli. W styczniu tego roku Zbigniew Mandziejewicz zrezygnował, bo otrzymał propozycję lepszej pracy w Warszawie. Tak naprawdę, to odwołanie z funkcji w trakcie obowiązującej umowy dotyczyło tylko dwóch szkoleniowców - Dariusza Michaliszyna i Wiesława Urycza. Myślę, że nie tylko moim zdaniem, w obu przypadkach były to słuszne decyzje. Teraz wróćmy do sprawy Andrzeja Leszczyńskiego, bo jest najświeższa, niemal gorąca i dlatego wywołuje pewne dodatkowe emocje. Otóż po pierwsze, nie zakończyliśmy całkowicie współpracy z tym trenerem, chociaż nie ukrywam, że nie jesteśmy w pełni zadowoleni z jego dokonań w rundzie jesiennej. Andrzej Leszczyński zostaje w klubie i będzie asystentem trenera Krzysztofa Pawlaka. Ten nasz kolejny, być może dla niektórych zaskakujący ruch kadrowy, jest dowodem na to, że cały czas bardzo poważnie traktujemy naszą działalność w MKS SCA i chcemy dla tego klubu jak najlepiej. Zatrudniliśmy kolejnego trenera o znanym nazwisku, bo chcemy, by klub się rozwijał a grający w nim piłkarze, zwłaszcza młodzi, podnosili swoje umiejętności. Mamy tu szczególnie na uwadze takich młodych graczy, jak bracia Krzysztof, Waldemar i Mateusz Gancarczykowie, jak Dawid Pożarycki czy Dominik Wejerowski. Oni wszyscy są teraz na takim etapie rozwoju, że mogą zostać wybitnymi zawodnikami, nawet z szansami gry w kadrze narodowej na „Euro 2012”, albo mogą rozmienić się na drobne i zacząć wkrótce kopać piłkę w Czarnych Jelcz-Laskowice, Foto-Higienie Gać czy w Świtezi Wiązów…
- Być może w tych dwóch pierwszych klubach nie byłoby z tym jeszcze tak całkiem źle, bo tam pracują młodzi i ambitni szkoleniowcy…
- No tak, ale trudno mówić o profesjonalnym uprawianiu piłki nożnej w klubie występującym w klasie okręgowej. I do Czarnych i do Foto-Higieny oddaliśmy po kilku graczy, ale głównie dlatego, że nie radzili sobie w trzeciej, a wcześniej w czwartej lidze lub też po prostu nie chcieli u nas trenować i grać. Jak to się dla niektórych kończy, świadczy przykład Mateusza Szponara. To był bardzo utalentowany i chociaż stosunkowo młody, to już podstawowy zawodnik w naszej drużynie czwartoligowej. Gdy awansowaliśmy do III ligi, nie podjął wyzwania i poszedł do Foto-Higieny. Niedawno przeczytałem na łamach waszej gazety, że Mateusz gra obecnie w Lotosie Gaj Oławski, występującym w klasie „B”…
- Trener Leszczyński miał zamiar namówić kilku byłych graczy MKS do powrotu do Oławy…
- To prawda, ale nie wiem, czy w każdym przypadku to się uda. Wiem, że rozmawiał m.in. z Dawidem Lipińskim i że widział go w swoim zespole. Ja do tej sugestii podchodziłem dość sceptycznie, bo z tego co wiem, żaden z trenerów nie dyskredytował Dawida, gdy u nas występował. On sam odpadał z rywalizacji, bo najpierw dość poważnie chorował, a potem zagrał kilka minut w jednym z wiosennych spotkań i od razu złapał kontuzję. Czasami odnosiłem też wrażenie, że sam nie wiedział, czego chce. Jeśli jednak Lipiński zechce wrócić do naszego klubu, na pewno nie będę się temu sprzeciwiał, bo to wciąż młody i rozwojowy piłkarz…
- Tuż przed końcem jesiennego sezonu podziękował pan za współpracę dwóm innym „młodym i rozwojowym” piłkarzom i w efekcie w ostatnim meczu w Słubicach przeciwko Ilance na ławce rezerwowych MKS było pusto…
- Ma pan zapewne na myśli Jakuba Kuleja i Grzesia Lwa… I dobrze, że pan o tym wspomina, bo wokół ich odejścia z klubu też zaczęły narastać jakieś legendy. Propozycja rozwiązania kontraktów z tymi zawodnikami wyszła od trenera Leszczyńskiego - jeśli nawet nie wprost, to pośrednio. Po fatalnym meczu w Oławie z Pogonią Świebodzin i po serii kartek i kontuzji, skutkujących przymusową pauzą kilku podstawowych graczy, wydawało się, że Kulej i Lew wskoczą do składu na wyjazdowy pojedynek z Łucznikiem. Tymczasem trener Leszczyński nie widział ich nawet w szerokiej kadrze meczowej. To mnie specjalnie nie zdziwiło, bo ci gracze wystąpili w końcowych minutach spotkania ze świebodzińską Pogonią i trzeba to otwarcie powiedzieć, w dużym stopniu przyczynili się do naszej porażki. Oni sami mieli chyba tego świadomość, bo gdy wypadli ze składu na wyjazd do Strzelec Krajeńskich, przyszli do mnie z pytaniem o swój dalszy status w klubie. Po konsultacji z trenerem postanowiliśmy się z nimi rozstać, bo nie było sensu trzymać i opłacać przez kolejne martwe miesiące zawodników, którzy zdaniem szkoleniowca nie rokowali szans na dalszy rozwój…
- Ale nie wszystkich traktuje pan jednakowo, bo podobny problem jest z Markiem Bihunem…
- To jest trochę inna sytuacja. Sam grałem kiedyś na pozycji bramkarza i wiem, że tu o dyspozycji zawodnika w danym dniu decydują zupełnie inne względy. Trochę też rozumiem Marka i jego problemy, bo wiem, co to znaczy długotrwała rozłąka z bliskimi - byłem kiedyś w podobnej sytuacji. Moim zdaniem Marek Bihun bardzo profesjonalnie podchodzi do swoich obowiązków, bo chce żyć z uprawiania futbolu. Jest jeszcze bardzo młodym, ale jednocześnie bardzo utalentowanym graczem. To że zawalił nam kilka spotkań, to raczej efekt słabej psychiki, nad którą trzeba będzie z nim mocno popracować. On szaleje na treningach, broniąc najbardziej niesamowite strzały. Przychodzi jednak do meczu i jest kłębkiem nerwów. Gdy to się wyeliminuje, Marek Bihun będzie najlepszym bramkarzem w naszej grupie III ligi…
- ...o ile nie odejdzie z klubu, bo słyszałem, że był niedawno na testach w Polonii Bytom, którą w jesiennej rundzie zaliczano do prawdziwych rewelacji w rozgrywkach ekstraklasy…
- To prawda, Bihun był w Bytomiu na testach, ale przynajmniej na razie tam nie pójdzie. Nie wykluczam jednak, że zgłoszą się po niego także inne kluby z wyższych lig, bo to chłopak po dobrej szkole szamotulskiej, wychowanek Andrzeja Dawidziuka, który przecież całkiem niedawno szkolił bramkarzy reprezentacji Polski i wypuścił spod swoich skrzydeł Boruca i Fabiańskiego…
- Wspominając o bramkarzu, zaczęliśmy w pewnym sensie oceniać poszczególne formacje w oławskiej drużynie, która jesienią po raz drugi z kolei walczyła w rozgrywkach dolnośląsko-lubuskiej III ligi. Która w tych formacji pana zdaniem najlepiej funkcjonowała?
- Myślę, że żadnej nie możemy ocenić na piątkę. W każdej coś szwankowało. Mamy pretensje do Bihuna za mecze z Chrobrym i Celulozą, a przecież i Sebastian Mordal i Radek Florczyk, który od pewnego czasu stał się naszym podstawowym bramkarzem, też mieli słabsze chwile. Mordal zawinił przynajmniej dwa gole w meczu z Piastem Iłowa, a Florczyk trochę zaspał w bramce w pojedynku z Ilanką i w efekcie straciliśmy wtedy dwa wydawało się pewne punkty.
Obrona zaczęła nieźle grać dopiero w piątym meczu z Pogonią Oleśnica i co ciekawe, od momentu, gdy pojawili się w niej na bokach dwaj nasi młodzi i już wyżej wspomniani zawodnicy - Dominik Wejerowski Dawid Pożarycki. Całkowicie rozczarował natomiast Dariusz Zalewski, który przecież nie tak dawno, bo wiosną, grał rewelacyjnie…
- Mimo słabej formy Zalewskiego, nie chce go pan puścić z klubu i potrzebny jest arbitraż DZPN…
- Rzeczywiście pojawiły się między nami pewne napięcia czy zgrzyty, ale jestem gotów oddzielić przeszłość grubą kreską. Zalewski jest wciąż naszym zawodnikiem i myślę, że przy trenerze Pawlaku miałby szansę powrotu do podstawowego składu, mógłby się więc u nas dalej rozwijać piłkarsko. Musi tylko chcieć…
- A kto się pana zdaniem wyróżniał lub zawiódł spośród zawodników występujących w drugiej linii oraz w ataku?
- Tu ogólnie zgadzam się z trenerem Leszczyńskim, który niedawno na łamach gazety podsumowywał jesienny sezon. Duży postęp w grze widać u Waldka Gancarczyka, niezły poziom reprezentował też jego starszy brat Krzysztof. Więcej, a nawet znacznie więcej można było wymagać od Mateusza Milkowskiego i Łukasza Ochmańskiego. Na pewno mieliśmy też większe oczekiwania w stosunku do doświadczonych graczy - Tomka Kosztowniaka i Marcina Wielgusa, ale obaj mieli kłopoty zdrowotne i to ich częściowo tłumaczy…
- Ograniczone ramy gazetowe nie pozwalają nam dalej kontynuować wymiany zdań, ale wrócimy do niej za tydzień, kiedy to porozmawiamy przede wszystkim o planach na nowy rok…
- Bardzo chętnie, ale jeśli pan redaktor pozwoli, to na koniec chciałbym jeszcze złożyć serdeczne życzenia świąteczne wszystkim naszym przyjaciołom i darczyńcom, a także piłkarzom, działaczom klubowym i kibicom…
(Cdn.)
Tekst i fot.:
Krzysztof Andrzej Trybulski
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze