- Kończąc naszą przedświąteczną rozmowę, opublikowaną w poprzednim wydaniu „GP-WO”, zapowiadaliśmy, że przedstawi pan plany zarządu Miejskiego Klubu Sportowego SCA Oława na nadchodzący rok. Zanim to nastąpi, chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do tego, co się działo w stowarzyszeniu w kończącym się roku 2009. Podczas niedawnej debaty w Sali Rycerskiej na temat przyszłości oławskiego futbolu zaskoczył pan jej uczestników informacją o klubowym budżecie, który na koniec grudnia ma się zamknąć kwotą znacznie ponad 700 tys. złotych…
Reklama
Z Jerzym Woźniakiem, prezesem MKS SCA Oława - rozmawia Krzysztof Andrzej Trybulski
- Podałem wtedy tę sumę szacunkowo. Dziś już mam bardziej precyzyjne dane i wiem, że zamkniemy rok po stronie przychodów i wydatków kwotą około 600 tysięcy zł…
- Pamiętam lutowe walne zebranie członków klubu, na którym ówczesny wiceprezes Jan Kownacki czytał sprawozdanie finansowe za rok 2008. Wynikało z niego, że pozyskano wówczas 220 tysięcy zł od władz miasta i 60 tysięcy zł od pozostałych sponsorów. Razem niespełna 300 tysięcy. Tegoroczna dotacja z budżetu miasta wzrosła tylko o 20 tysięcy zł, skąd więc tak duży przyrost klubowych dochodów w roku 2009?
- To rzeczywiście na pierwszy rzut oka może wyglądać mało wiarygodnie, ale proszę sobie policzyć. Od miasta dostaniemy 240 tys. zł na działalność całego klubu, przede wszystkim na utrzymanie grup młodzieżowych a jest ich u nas obecnie siedem. Nasz drugi główny sponsor SCA Hygiene Products zastrzegł sobie nieujawnianie publicznie wysokości dotacji, jaką przekazuje do klubu, ale pan redaktor wie, jaka to mniej więcej jest kwota. Wiosną na zlecenie Śląska Wrocław zorganizowaliśmy w Oławie kilka spotkań Młodej Ekstraklasy i zarobiliśmy na tym trochę pieniędzy. Jest też kilku mniejszych sponsorów, których bardzo szanujemy, bo przekazują systematycznie raz większe, a raz mniejsze pieniądze na rzecz klubu. Są też określone kwoty za transfery zawodników, w tym za Konrada Forenca od Zagłębia Lubin 20 tysięcy złotych. Proszę to sobie teraz zsumować i będzie pan miał kwotę wymienioną podczas debaty - oczywiście z tą drobną korektą, o której wspomniałem na początku tej wypowiedzi.
- Jeśli już jesteśmy przy pieniądzach, to powiedzmy o nich jeszcze parę zdań, bo wywołują chyba największe emocje, zwłaszcza wśród osób, które bardzo krytycznie oceniają pańską działalność w klubie. Na początku swojego szefowania w MKS pan i Jan Kownacki żaliliście się na poprzedników, że zostawili was z długami. Tymczasem wy sami takie długi wciąż generujecie.
- Proszę wskazać gdzie i jakie?
- No, a choćby spory sądowe czy wewnątrzstowarzyszeniowe z trenerami Dariuszem Michaliszynem, Wiesławem Uryczem i Józefem Szczepaniakiem oraz z kilkoma byłymi piłkarzami.
- Dobrze to pan określił: „spory”. To jeszcze nie znaczy, że „długi”. Jeśli chodzi o trenerów, których pan tu wymienił, to większość z tych spraw wyjaśniałem już wcześniej na łamach gazety, ale jeśli trzeba, to przypomnę chociażby problem trenera Michaliszyna. On jak rzadko który wcześniejszy szkoleniowiec MKS miał idealne warunki, by właściwie przygotować drużynę do rozgrywek wiosennych. Pojechał na obóz zimowy do Czech i co z nią zrobił? Po prostu ją zajechał. Gdy rozpoczął się sezon, przegrywała mecz za meczem, i to w bardzo kiepskim stylu. Zarówno piłkarze, jak i kibice mieli dość Michaliszna, więc postanowiliśmy się rozstać. On miał wtedy wszystko wypłacone, ale gdy po nieudanych barażach, w wyniku naszych - nazwijmy to „dyplomatycznych zabiegów” - drużyna wywalczyła awans do III ligi, już wtedy były trener nagle upomniał się o premię z tego tytułu, bo miał ją zapisaną w kontrakcie. Tuż przed rozgrywkami trzecioligowymi, wykorzystując swoje układy w DZPN, przystawił nam pistolet do głowy i musieliśmy mu natychmiast wypłacić 5 tys. zł, bo zagrożono nam cofnięciem licencji. Czy pana zdaniem taka premia należała się panu Michaliszynowi?
- Moralnie pewnie nie, ale skoro była zapisana w kontrakcie…
- Przyznam, że to było jedno z wielu moich gorzkich doświadczeń, jakich doznałem w klubie w czasie niespełna trzech lat działalności. Przekonałem się, że w tym środowisku pewne dżentelmeńskie umowy nie obowiązują, i że gdy dochodzi do kłótni o pieniądze, to nie zawsze liczą się logiczne argumenty, bo ważniejsze są określone układy personalne w DZPN.
- Czy one także zadecydują w trwających sporach finansowych z byłymi piłkarzami MKS - Michałem Pędzichem, Przemysławem Stasiakiem i Piotrem Kluzkiem?
- Tego nie wiem, ale jeśli chciałby pan znać źródła tych sporów, to powiem, że przyczyna jest zawsze ta sama. Otóż niektórzy panowie piłkarze umieją czytać w kontraktach, które podpisują, tylko te paragrafy, które są dla nich korzystne. Michał Pędzich na przykład przed sezonem bawił się w Jasia-wędrowniczka, jeżdżąc prawie po wszystkich klubach na całym Dolnym Śląsku, a gdy w końcu zawitał do nas, to trenował w kratkę. Potem z powodu kontuzji też grał niewiele, a teraz chce, by mu zapłacić wstecznie za cały sezon takie same pieniądze jak te, które dostawali chłopcy trenujący po 5 razy w tygodniu i rozgrywający mecze średnio co 3 dni. I co się dzieje? Pędzich skarży mnie w DZPN i bierze sobie na świadka zwolnionego za nieudolność pana trenera Urycza. Obaj lamentują przed grupą leśnych dziadków, a skutek tego wszyscy znamy - pan prezes Woźniak ma wypłacić Pędzichowi pieniądze. Bardzo podobnie jest ze Stasiakiem i Kluzkiem. Czy to jest pana zdaniem sprawiedliwe? Bo moim zdaniem absolutnie nie.
- To są nieporozumienia z byłymi zawodnikami, ale tuż przed świętami Bożego Narodzenia zaalarmowali nas niektórzy obecni piłkarze MKS, że obiecał pan im wypłatę zaległych wynagrodzeń i słowa nie dotrzymał…
- Po pierwsze, nie rozumiem o jakich zaległych wynagrodzeniach mówimy? System wypłat w klubie jest jasny i przejrzysty. Termin wypłat to 25 następnego miesiąca. W grudniu wypadło akurat w czasie świąt i tak się złożyło, że sponsorzy nie przelali nam na czas dotacji. Poza tym na początku roku różni przedstawiciele władz miasta, szczególnie szef komisji sportu Witold Niemirowski, obiecywali nam dodatkowe wsparcie. Ono miało nastąpić właśnie pod koniec roku, ale do dziś nie zrealizowano tych zapowiedzi. My na poczet tych deklaracji poczyniliśmy pewne działania no i nie ukrywam, że teraz mamy z tym spory problem. Prawdopodobnie wszystkie nasze grudniowe należności będziemy musieli pokrywać w styczniu 2010. Druga rzecz, to czy rzeczywiście zawsze słuszne są te nieustające żądania piłkarzy? Jeśli drużyna rozegrała w listopadzie tylko jeden mecz mistrzowski, a potem do końca miesiąca zrealizowała zaledwie 11 jednostek treningowych, bez choćby jednego sparingu, to czy według pana powinna być tak samo wynagrodzona jak za październik, kiedy było kilka spotkań ligowych i systematyczne całotygodniowe treningi? Moim zdaniem nie i to już wcześniej po kilka razy tłumaczyłem zawodnikom, ale oni mają wtedy z reguły pozatykane uszy, bo w wielu z nich pokutuje ciągle to słynne, znane z czasów PRL powiedzenie: „Czy się stoi, czy się leży, ileś tam tysięcy się należy”.
- To może trzeba to wszystko doprecyzować w kontraktach?
- Staramy się to robić, ale życie ciągle niesie jakieś nieprzewidziane sytuacje. Jedna z nich w ostatnim czasie dotyczy ważnego piłkarza, który kilka tygodni temu co nieco narozrabiał „po godzinach”. Chcemy go teraz ukarać za to regulaminowo, ale już podnosi się wrzawa ze strony różnych pseudoobrońców czy pseudodoradców, bo nawet nie wiem, jak ich się powinno dokładnie nazwać.
- To ciekawa sprawa. Chętnie do niej wrócimy po Nowym Roku, ale teraz chcę zapytać o te noworoczne plany.
- Mówiłem już, że lubię zaskakiwać i pewnie teraz też tak będzie. Kibice już wiedzą, że od stycznia drużynę MKS SCA poprowadzi nowy szkoleniowiec, kolejny z tzw. wyższej półki, Krzysztof Pawlak. Cel tej decyzji jest jasny. Drużyna ma grać wiosną o jak najwyższe miejsce w tabeli i cementować się, by już w następnym sezonie mogła skutecznie włączyć się do walki o bezpośredni awans do II ligi. Dotychczasowy szkoleniowiec Andrzej Leszczyński będzie asystentem Krzysztofa Pawlaka. Daliśmy mu jesienią szansę na samodzielne poprowadzenie zespołu, ale po analizie całej rundy wspólnie uznaliśmy, że nie do końca wypełnił postawione przed nim zadanie. Trener Leszczyński został rzucony na głęboką wodę, która chwilami okazywała się trochę za głęboka. Teraz, owszem, w pewnym sensie wykonuje krok do tyłu, ale moim zdaniem lepiej zrobić taki manewr w momencie, gdy jeszcze nie jest na to za późno. Mam nadzieję, że u boku trenera Pawlaka Andrzej podniesie swoje kwalifikacje, będzie mógł też spokojniej pracować, bez stresu związanego z bezpośrednią odpowiedzialnością za wynik. Według mnie powinien też pełnić rolę takiego konstruktywnego pasa transmisyjnego między sztabem szkoleniowym a zespołem.
- Wiem, że w klubie znany jest już dokładnie plan przygotowań do rundy wiosennej.
- To prawda. Zaczynamy treningi na obiektach OCKF 11 stycznia. Na przełomie stycznia i lutego zaplanowaliśmy kilka sparingów - m.in. z takimi drużynami jak Tur Turek, Polonia Świdnica i Miedź Legnica. 18 lutego wylatujemy z Berlina do Turcji na kilkudniowe zgrupowanie…
- Mówi pan poważnie czy żartuje? Pytam o tę wyprawę do Turcji…
- Jak najbardziej poważnie. Jedziemy na ten obóz wspólnie z Czarnymi Żagań. Po dokładnej analizie kosztów takiego zgrupowania okazało się, że one niewiele odbiegają od tego, ile musielibyśmy zapłacić za podobny obóz np. w Dzierżoniowie. Warunki w Turcji są jednak o niebo lepsze. Będziemy mieszkali w hotelu i trenowali na obiektach, na których ćwiczą w zimie takie zespoły jak Szachtar Donieck, czy kluby z polskiej ekstraklasy.
- Na tym nie koniec zimowych niespodzianek, bo ponoć szykują się dość radykalne zmiany w kadrze klubowej.
- I tak, i nie. Generalnie mamy zamiar trochę powiększyć kadrę, by pierwszy zespół seniorów liczył co najmniej 20 równorzędnych zawodników. Z grona tych piłkarzy, którzy grali u nas do końca rundy jesiennej, przynajmniej na razie nikt nie zgłosił chęci odejścia. W styczniu przyjedzie do nas na testy trzech młodych czarnoskórych piłkarzy z Senegalu. Trener Pawlak chce też sprowadzić do nas dwóch lub trzech swoich byłych podopiecznych z Arki Nowa Sól.
- Mieliśmy już w klubie czarnoskórych zawodników z Nigerii, ale z ich grania w lidze niewiele wyszło.
- Zadecydowały o tym wysokie koszty rejestracji, a potem utrzymania tych graczy. Z Senegalczykami jest łatwiej, bo oni mają paszporty francuskie. Są traktowani jak obywatele Unii Europejskiej i nie ma tak dużych reżimów przy zatrudnianiu, jakie obowiązują w przypadku Nigeryjczyków.
- Dziękuję za rozmowę i życzę zrealizowania w nowym roku wszystkich tych ambitnych planów, o których pan wspominał.
- Ja również chciałbym złożyć serdeczne życzenia noworoczne naszym przyjaciołom i darczyńcom, szczególnie władzom miasta oraz szefom firmy SCA Hygiene Products, a także piłkarzom, działaczom klubowym i kibicom.
Tekst i fot.:
Krzysztof Andrzej Trybulski
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze