Zwiedzanie pałacu przy Kukułczej było pierwszą od wielu lat możliwością legalnego zobaczenia tego miejsca. Przyszło bardzo dużo osób, w różnym wieku. Wszystkich zainteresowała możliwość wejścia do środka.
- Bardzo dobrze oceniam inicjatywę wpuszczenia ludzi do pałacu - mówi Zdzisława Ostropolska. - Cieszę, się że cokolwiek się tu dzieje, cokolwiek robi.
Sama pani Zdzisława pamięta to miejsce nawet z lat 60., bo chodziła tu do przedszkola, które mieściło się w przypałacowym budynku, który potem zajmował ksiądz Franciszek Głód. Następnie chodziła do szkoły podstawowej w starym Jelczu - mieściła się dosłownie tuż przy pałacowej posesji.
- Kaplica pałacowa jeszcze wtedy była cała - wspomina - Były w niej przepiękne witraże. Są koleżanki, które pamiętają, że potem te witraże były rozbijane, tylko szkiełka kolorowe się zbierało. Kaplica miała przepiękne kręcone schody na wieżę. Chodziłam po tych schodach, ale wieżyczki już nie pamiętam. Wiem, że budowla była piękna. Niestety, jak weszło tu wojsko, to ją rozebrano. Mało kto wie, że naprzeciwko pałacu, w miejscu, gdzie dziś jest Polmozbyt, była poniemiecka gorzelnia, z wielkim kominem. Myślę, że miała związek z pałacem. Pamiętam, jak ten komin wyburzali. Dalej za gorzelnią, obecnie to byłoby za stacją benzynową, były stajnie, bardzo dużo, zapewne do obsługi pałacu. Była też aleja kasztanowa, piękna. Jeszcze ją widać, a biegła praktycznie aż do pałacu. Park był dla nas wtedy bardzo tajemniczy, ale przepiękny, było gdzie się bawić. W nim dwie fontanny, już wtedy bez wody, czyli nieczynne, ale w całkiem dobrym stanie, nie były zarośnięte jak teraz. Było tu dużo ciekawych miejsc, jakichś tajemniczych schodków, ale i takich miejsc, których się bałyśmy jako dzieci. Łzy mi lecą, jak wspominam te czasy. To miejsce nazywaliśmy wtedy po prostu pałacem. "Idziemy do pałacu" - mówiliśmy. Wtedy jeszcze pałac nie był tak zniszczony, ale też nie był zaopiekowany. Pamiętam piwnice, bo jako dzieci szwędałyśmy się tędy. Popularna była wtedy zabawa "w podchody". Wyposażenia pałacowego już nie było. W niektórych pomieszczeniach sufity były zawalone, niebezpiecznie było.
Mieszkanka Miłoszyc zapamiętała, że w parku wśród przepięknych drzew była "góra rajdowa", ale nie pamięta, skąd taka nazwa.
Gdy obiekt przejęło Wojsko Polskie, pani Zdzisława też tu przychodziła, bo jako uczennica pobliskiej szkoły wraz z innymi występowała dla żołnierzy. Organizowano dla nich różne uroczystości.
- Jeszcze przed pandemią miałam możliwość spotkania pewnego Niemca, a nawet gościłam go w swoim domu - mówi pani Zdzisława. - Opowiadał mi, że jako młody chłopak w latach 90. kilkanaście miesięcy przepracował w tym pałacu jako wolontariusz - tak odrabiał służbę wojskową, a sam wybrał to miejsce.
Prawdopodobnie pomagał się opiekować ludźmi, których umieszczał tu wrocławski ksiądz Głód, wówczas proboszcz parafii św. Elżbiety - zarządzający tym miejscem przez wiele lat. Przyjeżdżały to wtedy dzieci ze Wschodu, przebywały samotne matki z dziećmi.
*
To skrawki wspomnień tylko jednej osoby. Wczorajsze otwarcie pałacu dla zwiedzających obudziło wspomnienia w wielu starszych mieszkańcach. Jeśli macie jakieś ciekawe wspomnienia, dopiszcie ciąg dalszy historii tego miejsca w komentarzach albo tu [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze