Marian Manecki, tato pana Andrzeja, pochodzi z Kielc - gdzie dziadek Andrzeja, Izydor, był rzeźnikiem. Przed wojną Marian pracował w prywatnej piekarni w Sosnowcu, której właścicielem był Franciszek Kiepura, ojciec znanego śpiewaka operowego Jana Kiepury.
W czasie wojny Marian mieszkał w Krakowie, skąd był wywieziony do Niemiec na roboty - pracował tam jako piekarz. Po jakimś czasie udało mu się uciec i wrócił do Krakowa. Tu mieszkał jego brat Bolesław, który też miał być wywieziony na roboty do Niemiec, a miał wtedy trójkę dzieci. Pan Marian w tym czasie był kawalerem, a że był bardzo podobny do brata, postanowił, że pojedzie na roboty do Niemiec za niego. I tak się stało.
Mama Andrzeja, czyli Joanna z Domu Dąbkiewicz, pochodziła z Noskowa koło Jarocina - na robotach w Niemczech była 5 lat. Poznali się z Marianem dzięki bratu Joanny, który był piekarzem i pracował w piekarni u taty w Międzylesiu - tam Joanna i Marian się pobrali w 1945 roku.
Marian Manecki - gdy pracował w piekarni w Międzylesiu (1945 rok), tak woził chleb
Po wojnie Marian miał piekarnię w Międzylesiu. Po odebraniu mu piekarni przez ówczesne władze pracował we Wrocławiu w piekarni przy zaułku Złote Koło (dziś to między ulica Mikołaja a Ruską), następnie w Ratowicach, skąd trafił do Oławy, gdzie początkowo pracował w Piekarni GS na Strzelnej.
Mieszkał wtedy z rodziną na pierwszym piętrze przy ulicy Pałacowej - na parterze była piekarnia, a po sąsiedzku masarnia, którą organizował i prowadził Franciszek Bliskowski - potem mu ją odebrano.
*
Tu muszę na chwilę wrócić do początku lat powojennych i przypomnieć, jak upaństwowiono handel i rzemiosło.
Do Oławy po wojnie przyjechali przesiedleńcy ze wschodu, których władza sowiecka wyrzuciła ze swoich domów, a także - w ramach akcji ówczesnych władz w zasiedleniu tzw. Ziem Odzyskanych - mieszkańcy centralnej i południowej Polski przedwojennej, którzy szukali lepszych warunków do życia. Zgodnie z hasłem "kto pierwszy ten lepszy" przejmowali lokale poniemieckie handlowe, rzemieślnicze, niektóre były w takim stanie, że można było od razu rozpocząć działalność, ale były też np. rozszabrowane (rozkradzione) i trzeba było szukać brakujących maszyn czy sprzętów. Po pewnym czasie nowa władza zaczęła porządkować te sprawy - każdy, kto prowadził działalność, musiał się wykazać albo świadectwem ukończenia szkoły zawodowej, papierami czeladniczymi, mistrzowskimi albo praktyką. Kto nie miał takich dokumentów, tracił lokal. Ci nowi najemcy niejednokrotnie brali kredyty na prowadzenie działalności gospodarczej, jak to się dziś mówi. Na początku lat 50. nowy rząd ustanowił prawo. które upaństwowiło wszystkie zakłady i cały handel. Odebrano lokale wraz z wyposażeniem, nie zrekompensowano poniesionych kosztów. Wielu właścicieli został z niespłaconymi kredytami. Dla ścisłości - w Oławie paru osobom udało się przetrwać te szykany i utrzymali prywatny handel lub na przykład ciastkarnię. Tak było do 1956, kiedy po protestach w Poznaniu władze objął Władysław Gomułka jako I sekretarz PZPR i przepisy zostały trochę zostały "poluzowane", jak się wtedy mówiło.
*
Wracam do rodziny Mariana Maneckiego, który zmienił miejsce zamieszkania na ulicę Brzeską 17, na pierwszym piętrze, ponieważ poprzednie lokum było w bardzo złym stanie technicznym. Na parterze tego budynku był lokal, w którym była przedwojenna piekarnia z piecem piekarskim, a w tym czasie PSS Społem w Oławie prowadziła tam wypożyczalnię sprzętu domowego - dziś takich wypożyczalni nie ma, a można tam było wypożyczyć szklanki, kieliszki, talerze, garnki, sztućce, maszynki do mięsa, ręczne młynki do kawy, a w latach późniejszych pralki, wyżymaczki, prodiże itp. Dziś to może śmieszy, ale po wojnie brakowało wszystkiego.
Zdjęcie ulicy Brzeskiej - za słupem lampy ulicznej widać witrynę sklepu piekarniczego Joanny i Mariana Maneckich, którzy mieszkali na pierwszym piętrze. Fot. Lesław Mazur
Pan Marian zaczął starania o ten lokal, ale z początku ówczesna prezes PSS Społem nie wyrażała zgody na przekazanie lokalu, a wręcz mówiła, że szybciej jej kaktus wyrośnie na ręce, niż przekaże lokal, co pan Marian powtarzał później przez lata. W końcu jednak lokal otrzymał i po remoncie otworzył w nim piekarnię. Wtedy, to jest w roku 1960, Oława liczyła zaledwie 10000 mieszkańców i mimo że piekarń w Oławie prowadzono co najmniej 4, ale to były małe piekarnie rzemieślnicze, występowały braki w pieczywie. Musiano je dowozić z Jelcza - PSS miał tam wtedy piekarnię "na hotelu" - i z Bystrzycy z GS-su. W tej sytuacji pan Marian, ponieważ miał dobre pieczywo i wyroby cukiernicze, szybko stanął, jak to się wtedy mówiło, na nogi. Nie mógł jednak piec więcej, ponieważ jego ówczesny piec piekarski płomieniowy był mały i mało wydajny. Dowiedział się jednak, że w Ścinawie Polskiej naprzeciw świetlicy była piekarnia i jest tam kompletny piec ogrzewany rurkami Perkinsa, który właśnie mają rozbierać. Podjął starania i otrzymał zgodę na rozbiórkę. No tak, ale musiał to zrobić zdun od pieców piekarskich, który postawiłby go na nowo w piekarni na Brzeskiej. Po dłuższych poszukiwaniach znalazł zduna Niemca we Wrocławiu na ulicy Kościuszki, pana Hauckego, który podjął się demontażu i postawienia pieca. Na ówczesne czasy był nowoczesny i miał o wiele większą wydajność niż inne, był opalany węglem. Ogrzewając komory do pieczenia rurkami Perkinsa można było uzyskać w każdej komorze inną temperaturę. Wiem, że do dzisiaj w Polsce w niektórych małych piekarniach jeszcze są używane podobne piece.
Marian Manecki i jego pracownik (nie znamy nazwiska) przy uformowanych i naciętych kęsach chleba, które rosną i za chwilę zostaną włożone do pieca
- Aby pieczywo było na rano, to znaczy na godzinę 6.00-7.00 to tato rozpoczynał pracę o 21.00-22.00, niezależnie od tego, czy był to zwykły dzień czy niedziela, czy drugi dzień świat - wspomina Andrzej Manecki. - Najpierw odpowiednio wcześnie trzeba było zapalić w piecu, rozgrzać go do temperatury około 200 stopni. Potem mąkę, a była w 50 kg workach, trzeba było przesiać i wsypać do dzieży, którą wstawiało się do mieszałki, dodawało wody, zakwasu i pozostałych dodatków. Gdy mieszałka wyrobiła ciasto, tato ręcznie wyjmował je na duży stół piekarski, dzielił na kęsy, ważył, a potem formował i kładł na deski piekarskie albo do koszyków, gdzie ciasto rosło. Następnie drewnianą łopatą z długim trzonkiem wkładał do pieca i co jakiś czas kontrolował wypiek, który trwał około czterdziestu kilku minut. Potem łopatą wyjmował upieczone bochenki i kładł na półki lub na deski, które były na specjalnych wózkach, do wystygnięcia. Takich czynności w nocy wykonywał kilka lub kilkanaście, w zależności od ilości potrzebnego pieczywa. Praca piekarza była bardzo ciężka. W piekarni niezależnie od pory roku temperatura była zawsze ponad 30 stopni, żadnych przeciągów, bo ciasto musiało rosnąć. Pracę rozpoczynało się po godzinie dwudziestej, niezależnie czy to był drugi dzień świąt, czy imieniny, czy chrzciny, bo rano klienci przyjdą po ciepłe pieczywo.
Pracownik podaje wyrośnięty kęs ciasta, który leżakował w koszyku, na łopatę, którą Witek Manecki wkłada ciasto do pieca piekarskiego
A jednak zawód piekarza cieszył się szacunkiem i przed wojną przechodził z ojca na syna. Pan Andrzej pamięta, jakie wtedy były ceny pieczywa - duża bułka z przedziałkiem kosztowała 0,50 zł, chleb duży 2.2 kg był za 8 złotych, jagodzianka kosztowała 2 zł. To są ceny z 1965 roku, a wówczas nie zmieniały się one przez wiele lat.
Syn pana Mariana wspomina, że najbardziej lubił z wyrobów z piekarni ojca... biały barszcz, który ojciec "piekł" w żeliwnym garnku w piecu piekarskim - do dziś pamięta jego smak, choć minęło ponad pół wieku.
Pan Marian dbał o jakość pieczywa - w jego piekarni było wypiekane na zakwasie, co nie było łatwe, bo wymagało dobrej mąki, dokładnego stosowania receptury i przestrzegania temperatur. Dziś piekarnie stosują polepszacze, więc jest łatwiej, co nie znaczy zdrowiej i smaczniej.
Klienci kupowali zawsze rano jeszcze ciepłe pieczywo - nie było zakupów na zapas, następnego dnia rano znowu szli do piekarni. Pamiętam zapach świeżego pieczywa, który roznosił się po ulicy Brzeskiej, bo pracowałem po sąsiedzku.
Sala sprzedaży - na pierwszym planie Joanna Manecka, w kolejce klienci, na ladzie 2,2 kg bochenki chleba oraz makowiec. Zdjęcie z początku lat sześćdziesiątych
Pan Marian piekł również ciasto cukiernicze, słodkie bułki, serniki, makowce, które cieszyły się olbrzymią popularnością. Mieszkańcy Oławy znali godziny wypieków i przychodzili tak, aby kupić jeszcze ciepłe.
Gdy po wojnie sprywatyzowano piekarnie, później chleb nie mógł być sprzedawany w sklepie przy piekarni, tylko musiał być wieziony do innego sklepu - chodziło o kontrolę ilości wypieczonego chleba. Tyle tylko, że wtedy już nie był ciepły przy sprzedaży i wiele stracił. Wcześniej wiadomo było, kto piekł ten bochenek chleba - w piekarniach państwowych był wieziony do sklepu i nie zawsze było wiadomo, kto go zrobił, bez piekarni pod ręką stawał się bezimienny. Na dodatek z zimie transport zmrożonym samochodem do kilku sklepów powodował niemal natychmiastowe zamrożenie bochenków.
W połowie lat sześćdziesiątych doszło w piekarni Maneckiego do nieszczęścia - najpierw pracownik ukradł gotówkę przeznaczoną na zakup surowców, a potem w środkowym budynku, gdzie była piekarnia pomiędzy ulicami Karola Miarki a Brzeską, wybuchł pożar i spalił się dach. To oznaczało wielomiesięczny postój w piekarni - potem brakowało pieniędzy na ponowne jej uruchomienie. W tej sytuacji Manecki wszedł w spółkę z panem Mazurkiem.
- Potem zaczęły się kłopoty ze zdrowiem i tato wycofał się ze Spółki - mówił pan Andrzej. - Tu chcę dodać, że tato należał do oławskiego koła SD, czyli Stronnictwa Demokratycznego, do którego należeli w większości prywatni handlowcy i rzemieślnicy, choć nie tylko, bo członkiem SD był także prezes sądu w Oławie Jan Dulębowski.
Joanna Manecka i dwie inne panie (nierozpoznane) na schodach do sklepu przy ulicy wtedy Brzegowej, a dziś Brzeskiej 17
Józef Posionek przy mieszałce do ciasta - wyjmuje ciasto na chleb z dzieży
*
Prezentowane zdjęcia wykonał znany oławski fotograf Zygmunt Silski, który miał swoje atelier na ulicy Wrocławskiej i był przyjacielem Mariana Maneckiego.
Napisz komentarz
Komentarze