- Po co tam pojechałaś?
- Musiałam to zrobić. Tak się czułam. Musiałam, choć wiedziałam, że mąż nigdy by się na to nie zgodził. Chciałam zobaczyć tych chłopaków, którym pomagamy. Wcześniej właśnie im wysłaliśmy siatki maskujące na hełmy, zrobione przez Beregynię w Oławie. Znajomi wolontariusze zaoferowali mi, że mogę z nimi pojechać do chłopaków w kierunku Zaporoża. Pojechałam... A właściwie to pojechaliśmy w cztery osoby na dwa auta wypełnione pomocą dla wojska.
- A mąż?
- Nie powiedziałam mu. Dopiero, gdy wróciłam w bezpieczne miejsce. Wcześniej nie mówiłam, bo wiedziałam, że on się na to nie zgodzi.
- Jak zareagował?
- Najpierw w nerwach powiedział, żebym do niego nie dzwoniła. Na drugi dzień jednak zadzwoniłam i trochę mu przeszło. Wie, że musiałam tam pojechać... Bo musiałam.
- Ale rozumiesz jego obawy?
- Oczywiście. I jeszcze raz przepraszam go za to.
- Byłaś pierwszy raz na froncie?
- Tak, to było jakieś 5 km od strefy zero, czyli już w pasie frontu. Niedaleko miejscowości Orichiw w obwodzie zaporoskim.
- I?
- Było strasznie. Musiałam ubrać kamizelę kuloodporną i hełm, ale gdy dojechałam na miejsce, wojskowy zgasił mój spokój słowami: "Ale rozumiesz, że to ci nie pomoże, gdy spadnie rakieta?". Rozumiałam. A rakiety właśnie latały nad nami, słyszałam wybuchy, domy tam już wszystkie rozwalone. Bałam się. Spotkanie z wojskiem stało się jednak dla mnie cennym doświadczeniem. Zobaczyłam wielu naszych chłopaków. Tam już nie ma dotychczasowych mieszkańców, bo wszyscy uciekli, tylko żołnierze. Poznawanie ich, rozmowy z nimi - to było szczególne doświadczenie. Otworzyło mi prawdziwy obraz znaczenia ich służby Ukrainie i Ukraińcom. Owszem, ból wynikający z tego, co widziałam, łamie serce, ale skłania do aktywnego działania - do pomagania, do wspierania.
- Jakie nastroje są teraz wśród wojskowych na froncie?
- Są bardzo zmęczeni, ale mają świadomość tego, że muszą walczyć, bo jeśli nie oni, to kto?
Inna z żołnierzami, których twarzy nie może pokazać
- Zauważyłaś jakieś oznaki rezygnacji?
- Nie. Przyjechaliśmy do takiego jednego Mikołaja z grupy Spartan. Ma 22 lata, ale po dwóch latach na wojnie mówi jak 40-letni mężczyzna. Był bardzo wdzięczny, że ich wspieramy. Koleżanka powiedziała mu, że jestem z oławskiej grupy Beregynia, a on od razu spytał, jak tam Ukraińcy w Polsce, czy pomagają.
- Odpowiedziałaś mu szczerze?
- No tak, że większość z Ukraińców nic nie robi. Jest tylko garstka osób, które chcą wspierać wojsko na froncie.
- Czy to znaczy, że zapominamy o wojnie?
- Nie wiem. Jest mi wstyd, że Ukraińcy nie chcą pomagać rodakom na wojnie.
- Nastroje wśród Polaków też nie są najlepsze. Mam nadzieję, że nie widziałaś komentarzy pod postem na naszym profilu, gdy prosiliśmy o przynoszenie do redakcji pasów transportowych dla ukraińskiej armii...
- Wiem, wiem... Zajrzałam tam. 158 komentarzy i to w znacznej większości z hejtem w stronę Ukraińców i w ogóle pomagania nam. Tak, nie da się ukryć, że nastroje Polaków idą w tym kierunku.
- Jak z takim bagażem ze strony większości Ukraińców i znacznej części Polaków chce ci się jeszcze organizować pomoc?
- Nie zwracam na to uwagi. Robimy nadal to, co możemy.
- Ten wiatr w oczy chyba jednak nie pomaga?
- Powiem ci tak. Pięciu ludzi nie pomoże, ale ten szósty pomoże. I tego się trzymam. Wciąż mam nadzieję, że coś się zmieni.
Tam już tylko ruiny
- A jak sobie tłumaczysz takie nastawienie Ukraińców w Polsce do tych, którzy na froncie? Tę obojętność?
- Oni sobie w Polsce, w Europie spokojnie mieszkają, pracują i najwyraźniej nie odczuwają potrzeby pomagania rodakom na wojnie. Nie wiem, nie potrafię sobie tego wyjaśnić. To kwestia sumienia. Czasem chce mi się płakać...
- Nie wiedzą, że jest wojna?
- Wiedzą, ale... Kiedyś rozmawiałam z młodą Ukrainką, którą prosiłam o pomoc w pracach grupy Beregynia, ale usłyszałam: - Tu jest mój mąż, moja mama, mój tata, tam nikt ni został, nie mam komu pomagać. Pytam ją, a ile lat tu mieszka. Dziesięć? Może być i sto, ale zawsze zostaniesz Ukrainką i powinnaś pomagać. Ale nie - tam już nikogo nie ma, to nie pomagam.
- To znaczy, że Ukraińcy nie chcą mieć swojego kraju, wolą wtopić się w inne państwa?
- Nie wszyscy, nie wszyscy, ale jest sporo tych, którzy tak myślą. Ja też nie chcę po wojnie wracać do Ukrainy. Bo mieszkam teraz tutaj i do niedawna było dobrze...
- Do niedawna?
- Trzy dni temu na mojego syna napadło pięciu Polaków i wyrwali mu słuchawki. Uderzyli go przy tym. Oczywiście zgłosił sprawę na Policję.
- Coś mówili synowi ci agresywni Polacy?
- "Jeb...ć Banderę!"
- Czy czujesz się teraz w Polsce inaczej niż rok temu?
- Już tak. Zaczynam się bać. Gdy spotykam się z koleżanką, która zwykle dość głośno mówi, zwracam jej uwagę: "Nie krzycz tak, ja cię słyszę".
- Chodzi o to, aby nikt nie rozpoznał języka ukraińskiego?
- Tak. Zaczynam się ograniczać.
- Co dalej? Będziesz udawała, że nie jesteś Ukrainką?
- Nie, to od razu słychać, ale... Faktycznie zaczynam myśleć, aby wyjechać z dziećmi na Zachód. Mam dwójkę dzieci, muszę o nich myśleć.
- Wróćmy jeszcze do twoich frontowych rozmów. Co z nich najbardziej przebija?
- Że jest ciężko, że Ruskich jest teraz więcej, że mają dużo broni, a my staramy się ich tylko zatrzymać. Ten Mikołaj, z którym rozmawiałam, przez dwa lata służby wojskowej był tylko 10 dni na urlopie, bo nie ma go kto zmienić. A żonę ma w ciąży.
Całych domów już tam prawie nie ma
- Czy wierzą jeszcze w zwycięstwo nad Rosją jak rok temu?
- Wierzą.
- A dopuszczają do siebie myśl, że to się może zakończyć inaczej?
- Oczywiście że dopuszczają. Myślą o tym, ale tego nikt oficjalnie i głośno nie powie. Jeszcze chcą walczyć, muszą walczyć... Ja ze swojej strony, w tym co robię, też chcę walczyć.
- Czy po wizycie na froncie nadal uważasz, że pomoc, jakiej udziela Beregynia, ma sens? Chodzi o te świece okopowe czy siatki maskujące, które produkujecie w Oławie.
- Tak.
- A co jest najbardziej potrzebne?
- Wszystko. Poza bronią, której akurat my nie możemy dostarczać, chodzi o jedzenie, ubranie, drobny sprzęt... Ale już np. kamizelek kuloodpornych, które też są potrzebne, nie możemy dostarczać, bo to wyposażenie wojskowe. Na szczęście jest jeszcze wiele osób, które podzielają naszą chęć pomocy i zmiany. To prawda, że wiele osób ma dość trwającej wojny i niestabilnej sytuacji w kraju. Niektórzy wolontariusze stracili wiarę wskutek tego, co dzieje się na Ukrainie. Ale mimo tych wyzwań zawsze znajdą się niesamowicie oddani ludzie, którzy nadal wspierają naszych bohaterów. Razem jesteśmy silniejsi, a ta jedność daje energię. Jesteśmy zobowiązani nie tracić wiary i nadal pomagać potrzebującym. Nie zapominajcie o chłopakach i dziewczynach, którzy teraz na linii frontu chronią nas i was przed wrogiem!