- Przygotowywany jest projekt obwodnicy, który - jak wielu powtarza - mógł powstać już dawno, gdyby radni PO w sejmiku województwa taki pomysł poparli, a tak się nie stało.
- To historia. Teraz jest nowe otwarcie i trzeba patrzeć na to, co przed nami, a nie za nami. My Polacy mamy taką mentalność, że ciągle patrzymy na to, co było i dlaczego. Musimy jednak patrzeć w przód i mocno działać w tym temacie, bo to dla dobra nas wszystkich. I pogratuluję każdemu, kto w końcu wybuduje obwodnicę niezależnie od tego, z jakiej będzie partii.
- A inne równie ważne punkty pana programu?
- Pozyskiwanie pieniędzy zewnętrznych we współpracy z rządem. Chciałbym odbudować amfiteatr, rozwijać miasto we współpracy z mieszkańcami, a nie tylko według własnych pomysłów. I jeżeli 7 kwietnia zostanę burmistrzem, powołam doradców społecznych z grup młodzieży, seniorów, do których ma duży szacunek, a także przedstawiciela osób w wieku średnim np. spośród stowarzyszeń, które działają na terenie miasta, by wykorzystywać ich wiedzę i pomysły.
- Na konferencji padła informacja, że nie wejdziecie w koalicje z BBS. A co zrobi pan, gdy zostanie burmistrzem, ale w radzie nie uda się stworzyć koalicji, która będzie pana wspierać?
- Będę wszystkich przekonywał do swoich pomysłów. Oczywiście większość w radzie ułatwia pracę burmistrzowi, ale rada to nie ma być maszynka do głosowania, tylko wynik konstruktywnej rozmowy. Wierzę, że uda nam się stworzyć większość i zbudować koalicję tak, jak to się udało w rządzie. Gdyby jednak stało się inaczej, nie załamię rąk, tylko będę ciężko pracował i przekonywał, bo wierzę, że osobom, które kandydują na radnych, nie zależy na tym, by wszystko negować, tylko na tym, by w mieście realizowano dobre pomysły. Krytyka konstruktywna jest potrzebna, bo jest mobilizująca. Jeżeli ktoś jest z opozycji, to nie znaczy, że nie należy go słuchać, a niestety taką postawę zauważam wśród obecnych władz miasta. Burmistrz ma łączyć, a nie dzielić. Nie raz słyszałem, że jestem niepoprawnym optymistą. Może i tak, ale tego też oczekuję od innych. Chcę nowego otwarcia. Oława ma być uśmiechnięta i pozytywna.
- Jak pan ocenia swoje szanse?
- Każdy ma równe, ale uważam, że wygram. Po to kandyduję. Wierzę, że te wybory też będą świętem demokracji, że wezmą w nich udział również ludzie młodzi i kobiety - tak jak to pokazali jesienią, dzięki nim koalicja 15 października wygrała. Wierzę, że ich do siebie przekonam i dzięki nim wygram - po to startuję.
- Proszę opowiedzieć jeszcze trochę o sobie i swojej rodzinie
- Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 5, ukończyłem pięcioletnie liceum handlowe przy ul. 3 Maja w Oławie, ukończyłem studia o kierunku zarządzanie finansami. Mam też studia podyplomowe, w tym zarządzanie ryzykiem w banku oraz zarządzanie BHP. To tyle jeżeli chodzi o wykształcenie. Mam 38 lat, nie mam jeszcze żony i dzieci, ale wszystko przede mną, bo jestem młody. Kocham zwierzęta. Mam kota. Lubię jeździć po Oławie hulajnogą i spacerować. Auta używam tylko, gdy pada, albo gdzieś daleko trzeba pojechać. Zwykle korzystam z komunikacji miejskiej, którą w Oławie też trzeba poprawić.
- Kiedy ostateczne zdecydował pan, że będzie kandydował na burmistrza z ramienia KO? Wydawało się, że naturalnym kandydatem będzie Marek Drabiński, szef oławskich struktur PO.
- Po rozmowach z koleżankami i kolegami z ugrupowania, którzy przekonali mnie, że jestem odpowiednim kandydatem, mam odpowiednie doświadczenie zawodowe, poza tym jestem społecznikiem, słucham i umiem słuchać ludzi oraz bezinteresownie pomagam, więc się nadaję.
- Wspomniał pan, że jest dawcą szpiku kostnego.
- W tym roku obchodzę 10-lecie tego wydarzenia. Zgłosiłem się wcześniej, a w 2014 roku zadzwonili do mnie z pytanie, czy podtrzymuję decyzję. Wykonali mi szereg badań, a po paru tygodniach okazało się, że mam kolejnego brata bliźniaka, tym razem 100% bliźniaka genetycznego, który potrzebuje mojej pomocy, bo jest chory. Nigdy go nie poznałem, bo takie są procedury. Powiedzieli mi tylko, że mój szpik leci do Kanady, a pół roku później, że szpik się przyjął i mężczyzna, który go otrzymał, przeżył.
- Jakie to uczucie wiedzieć, że uratowało się komuś życie?
- Muszę przyznać, że łezka mi się w oku zakręciła, gdy to usłyszałem, dlatego zachęcam wszystkich do tego, by zgłaszali się do bazy dawców szpiku. Uważam, że dobrem trzeba się dzielić. To nic nie boli, nie powoduje żadnych komplikacji, więc naprawdę zachęcam. Uczucie, że się komuś uratowało życie jest naprawdę bezcenne. Ja chętnie pomagam i chciałbym to doświadczenie wykorzystać w pracy dla mieszkańców miasta.
Napisz komentarz
Komentarze